Artykuły

Mistrz nieprzenikniony

- Moją pierwszą robotą w teatrze profesjonalnym była próba czytana sztuki Andrzeja Stasiuka "Muchy". A potem zaraz "Dziady". Maciej Prus zaproponował zupełnie nową koncepcję. Oprócz aktorów cały zespół Polskiego Teatru Tańca. Ja się nie bałem ani ruchu, ani tańca, ponieważ w szkole ukończyłem również specjalizację pantomimiczno-ruchową - mówi MICHAŁ KALETA, aktor Teatru Polskiego w Poznaniu.

W szkole teatralnej nie przepadał za zajęciami z wiersza. Wystarczyła mu ocena państwowa. Aż tu raptem, debiut w "Dziadach". Na szczęście nieco innych, bo w dużej mierze tańczonych. Na premierze zagrał Sekretarza, ale kiedy po roku odszedł z teatru Paweł Ławrynowicz, dostał rolę Konrada. O Michale Kalecie pisze Stefan Drajewski.

Michał Kaleta po ukończeniu studiów we wrocławskiej PWST przyjechał do Poznania w 2000 roku. Paweł Łysak i Paweł Wodziński, ówcześni dyrektorzy Teatru Polskiego, zaangażowali oprócz niego Ewę Szumską i Jakuba Papugę.

Oszukany na dzień dobry

- Kilka miesięcy później dołączył do nas Piotr Łukawski - opowiada Michał Kaleta. - Pamiętam swój pierwszy dzień w Poznaniu. Wysiadłem na Dworcu Głównym i wziąłem taksówkę do Teatru Polskiego. Objechałem pół miasta, zapłaciłem 50 złotych. Przed teatrem spotkałem Kubę Papugę z ogromnym plecakiem i on mi powiedział, że przyszedł z dworca pieszo.

Moją pierwszą robotą w teatrze profesjonalnym była próba czytana sztuki Andrzeja Stasiuka "Muchy". A potem zaraz "Dziady". Maciej Prus zaproponował zupełnie nową koncepcję. Publiczność siedziała na scenie, my graliśmy na widowni. Oprócz aktorów cały zespół Polskiego Teatru Tańca. Było to dla nas aktorów dość duże zaskoczenie, aczkolwiek ja się nie bałem ani ruchu, ani tańca, ponieważ w szkole ukończyłem również specjalizację pantomimiczno-ruchową.

Znacznie bardziej doskwierał mi wiersz. Musiałem się sporo napracować. Jakby mało było wszystkiego, następna wielka rola - tytułowy "Książę Niezłomny" i znowu wiersz. Przyznam szczerze, że w szkole nie przykładałem się do zajęć z wiersza, bo nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będzie mi to potrzebne. A tu na starcie takie zadania. Musiałem zrozumieć wiersz. Było trudno, ale się chyba udało.

Michał Kaleta szybko zwrócił na siebie uwagę publiczności i krytyki, chociaż musiał pokonać opór wiersza romantycznego. Mimo to - jak twierdzi - nadal nie przepada za wierszem. Woli grać prozą,

Po rolach romantycznych przyszedł czas na postaci dramatyczne, w których aktor uruchomił zupełnie inne środki aktorskie: Młody w "Kręgu personalnym", Drugi w "Entartete Kunst" czy Jan w "Freiheit Wolność". Musiał grać emocjami, z zaangażowaniem. Szybko stał się aktorem rozpoznawalnym w mieście.

Na ulicy wypatrzyła go przyszła żona. Ale nie dlatego, że skojarzyła go ze sceną.

- Nie potrzebowałem wiele czasu, aby odnaleźć się w Poznaniu - mówi Kaleta. - Może dlatego, że przyjechaliśmy tu grupą. Poza tym Poznań wydał mi się od razu podobny do Wrocławia, mojego rodzinnego miasta. Jest tu podobny klimat. Wrocław ma historię targową, a Poznań ma Międzynarodowe Targi, podobny rynek... Ania myślała, że pracuję w agencji reklamowej, mam żonę i dzieci. Była zdziwiona, że jestem aktorem. Od tamtej pory prowadzi mnie przez Poznań, bo jest Wielkopolanką. Moi pradziadowie też byli Wielkopolanami.

Na scenie z nim czuję się bezpiecznie

- Znam Michała czternaście lat. Od drugiego roku szkoły teatralnej bardzo często gram z nim w parze. Mamy za sobą bardzo wiele scen intymnych - opowiada Ewa Szumska, aktorka Teatru Polskiego. - Pierwsza scena, jaką nam przyszło zagrać w szkole, to była scena miłosna z "Dantona". Ja grałam Luizę, a on Dantona. Jedną rzecz wtedy odkryłam, że z tym facetem jest coś takiego, że bez wielkich wstępów, bez długiego gadania, rozumiemy się. Scenę zrobiliśmy w miesiąc. W Poznaniu również zaczęliśmy od wspólnej pracy w "Księciu Niezłomnym", gdzie mnie gwałcił. Potem był "Krąg personalny", w którym dochodziło między nami do rękoczynów. W "Torach" było o wiele trudniej . Pierwsza scena - my się intensywnie całujemy. Całowanie się z kimś obcym jest trudne. Z Michałem prywatność przestaje istnieć. Skupiamy się na osiągnięciu pożądanego efektu. W jego towarzystwie na scenie czuję się bezpiecznie. Mam do niego zaufanie. Nawet, jak zdarzy się coś takiego, jak nam w "Torach". Leżę przed domkiem jednorodzinnym skrępowana i zgwałcona przez kilkunastu żołnierzy, a on obok mnie ranny, owinięty w prześcieradło z karabinem przy boku. Gaśnie światło. Jakaś awaria. Leżymy i nie wiemy, co mamy zrobić. Ciemność trwa bardzo długo. Słyszę, jak Michał wyczołguje się w kulisy. Nie wiem, co mam robić. Czekam. Po jakimś czasie zapala się światło, oświetleniowiec daje mi znak, że już wszystko w porządku, ale nie ma Michała na scenie. Nie wiem, jak go zawołać. On w sztuce nazywa się Bohater, ja mam ksywę Szparka. Najpierw po cichu wołam: Michał! Nic. Potem: Kalet! Nic. Trochę głośniej: - Kalet! Za kulisami słyszę, jak go wszyscy wołają. I nagle ranny żołnierz wbiega w prześcieradle na scenę, kładzie się i po głębokim oddechu zaczynamy grać jakby nigdy nic.

Trzeźwy i niekłopotliwy

Michał Kaleta od początku grał sporo. Były role duże i małe. Jedną wspomina szczególnie. - Był to mój drugi Sekretarz. Tym razem w "Hamlecie Wtórym" Romana Jaworskiego, w reżyserii Macieja Prusa. Rólka nie wielka, ale od początku do końca wymyślona: miałem szkła kontaktowe i poruszałem się jak robot. Tekstu było niewiele, ale za to grałem formą. To mnie pchnęło ku myśleniu formą. Zrozumiałem, że postać na scenie można stworzyć ruchem, wymyśloną pozą, gestem, a nie wnętrzem tylko. Po tej roli chciałbym jak najwięcej grać takich postaci.

Kiedy dyrektorem Teatru Polskiego został Paweł Szkotak, zaprosił Kaletę do współpracy w Teatrze Biuro Podróży. Aktor występował tam w jednym przedstawieniu: "Kim jest ten człowiek we krwi?"

- Trzy sezony grałem Makbeta - wspomina aktor. - Wydaje mi się, że bardzo szybko odnalazłem się w tego rodzaju teatrze. Poznałem ludzi, którzy go tworzą, zobaczyłem, na czym to polega. Improwizacja, wyobraźnia, kawałek patyka i można stworzyć historię. Środki? Nie ma problemu. Pada deszcz, palą się pochodnie... Nie wiem, skąd się to bierze: duży gest, ruch, kilka uwag reżysera...

- Michał na scenie jest nieprzenikniony - zauważa Paweł Szkotak, dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu. - Swoich bohaterów zawsze obdarza bogatym życiem wewnętrznym. Czasem mrocznym. W interpretacjach jego tekstów często słychać niepokojącą, minorową harmonię. Lubię z nim pracować, bo zwykle jest pełen pomysłów i energii. Dysponuje bardzo dobrym warsztatem.

On sam twierdzi, że nie jest kłopotliwym aktorem. Robi wszystko, aby dogadać się jak najszybciej z partnerami i reżyserem. Nie jest kłótliwy, nie upiera się. Tylko raz - przyznaje szczerze - spotkał się z reżyserem, którego nie rozumiał.

- Często gramy ze sobą - mówi Jakub Papuga, kolega z teatru i szkoły teatralnej. - Bardzo zasadniczy, dobrze się z nim pracuje, otwarty, wymagający przede wszystkim od siebie. To, co robią koledzy, zostawia im. Jest przekonany, że każdy powinien mieć w sobie dyscyplinę, żeby dążyć do scenicznej doskonałości.

- Michał jest bardzo trzeźwym aktorem - dopowiada Piotr Kaźmierczak, aktor Teatru Polskiego. - Nie traci głowy na scenie, nawet w sytuacjach ekstremalnych. Potrafi wybrnąć z każdej, chociaż czasami się pod puszczamy. Michał jest czujny, kiedy jego partner robi mu niespodzianki. Odnoszę wrażenie, że Michał jest aktorem, który po zrealizowaniu zadania zaczyna się nudzić, szuka w roli czegoś nowego. To mi już nie starcza - daje do zrozumienia partnerom. A Ewa z Michałem świetnie się rozumieją na scenie.

- To nie jest aktor, z którym jak się coś ustaliło na generalnej, to będziemy tak grać do setnego przedstawienia - wtrąca Ewa Szumska. - Uwielbiam ten moment, kiedy tory są nam znane, potrafimy po nich jeździć, a wtedy zaczynamy zbaczać, zaskakiwać siebie. To znaczy, że ciągle czegoś szukamy.

Rodzinny samotnik

Dwa lata temu Michał Kaleta zszedł ze sceny. Przez jeden sezon pauzował. Poddał się operacji i rehabilitacji. Wrócił odmieniony.

- Odezwała się stara kontuzja - opowiada. - Prowadząc intensywny tryb życia, nie uprawiając sportu, roztyłem się i zniszczyłem stawy. Teraz zajmuję się sportem, chociaż tego nie kocham, muszę się zdrowo odżywiać i nie mogę grać w Biurze Podróży. Przeczytałem na nowo swoje ulubione lektury, obejrzałem filmy, przesłuchałem muzykę i zobaczyłem to wszystko inaczej. Zmienia się człowiek. Mniej ważę. Trochę się uspokoiłem, może postarzałem... To był moment, kiedy mogłem trochę wyhamować, ale robiłem wszystko, aby wrócić na scenę.

- Po przymusowej, prawie rocznej przerwie spowodowanej kontuzją, Michał zmienił całkowicie swoje warunki zewnętrzne, odmłodniał - zauważa Szkotak. - Pojawiły się też nowe interpretacje ról. Lżejsze, emanujące wewnętrzną energią, bardziej uduchowione. Podoba mi się ta przemiana.

Kaleta wrócił w wielkim stylu, dostał na wejście piękną rolę Wiktora Rubena w "Pannach z Wilka", a zaraz potem Mistrza w"Mistrzu i Małgorzacie".

- W "Pannach z Wilka" dotykam tematu, który kilka miesięcy wcześniej przerobiłem w swoim życiu. Dokonuję przewartościowania. Patrzę po latach, jak to życie wyglądało - uśmiecha się Michał Kaleta.

- Przy "Pannach z Wilka" spotkaliśmy się po dłuższej przerwie w pracy - opowiada Szumska. - Ja urodziłam drugie dziecko, on przeszedł operację. Inni ludzie. Minął jakiś czas. Zaczęliśmy się odkrywać na nowo. Podczas tej roboty po raz pierwszy miałam poczucie wstydu. Trudne było improwizowanie. Reżyser wymagał dużej fizyczności, bliskości, otwarcia na drugą osobę... Zapytałam Michała wtedy, jak daleko mogę się posunąć, bo zmieniłam się jako kobieta. A on mi odpowiedział,

że to widzi, ałe też się zmienił. Dodał, że te sceny intymne są dla niego również trudne. Dał mi przyzwolenie. Musieliśmy się podotykać, pomacać.

Kuba Papuga: - Znamy się z Michałem długo. Spotykamy się na tyle często, że trudno mi wskazać jakieś zmiany. Za młodu był większym wariatem. Ten "wariat" siedzi w nim nadal, ale rzadziej się pokazuje. Przerwa podziałała na niego bardzo dobrze. Stał się głodny grania i na szczęście po powrocie mógł rzucić się napracę. Lubię go oglądać jako widz, bo jest solidnym aktorem i wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie, nie rozczaruje, ale w "Pannach z Wilka" pokazał się z zupełnie innej strony.

- Do odkrycia jest jego jaśniejsza, komediowa strona aktorstwa, a także... umiejętności wokalne - dorzuca Szkotak. - Michał na co dzień często jest zdystansowany. Więcej myśli, niż mówi. Posiada oryginalne poczucie humoru.

Michał Kaleta do wylewnych rozmówców nie należy. Przyznaje, że nie ma zbyt wielu przyjaciół. Twierdzi, że jest samotnikiem, człowiekiem rodzinnym. Dobrze się czuje w kuchni, do której nie wpuszcza żony, która jest grafikiem. Lubi popołudnia, które wykorzystuje na przygotowanie się do wyjścia na scenę. - Na to czeka się z dreszczykiem. Codziennie - kończy nasze spotkanie.

CV

Michał Kaleta, aktor Teatru Polskiego w Poznaniu. Laureat Medalu Młodej Sztuki (2005), zagrał około 30 ról teatralnych, wystąpił w "Edwardzie II" Marlowe'a zrealizowanym przez Macieja Prusa (Teatr TV).

Na zdjęciu: Michał Kaleta jako Wiktor Ruben w "Pannach z Wilka", Teatr Polski, Poznań 2009 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji