Artykuły

Dekadencki uśmiech Woody Allena

Porcję wyśmienitego nowojorskiego humoru zafundował kaliskim widzom Jan Buchwald w najnowszej inscenizacji sztuki Woody Allena "Zagraj to jeszcze raz, Sam".

W czasie premiery na widowni wybuchały salwy niepohamowanego śmiechu. To zasługa reżysera, ambitnych kaliskich aktorów, a przede wszystkim genialnego tekstu Woody Allena, który uwielbia śmiać się z siebie i swoich wielbicieli. Jego bohaterowie to pełni kompleksów, niezbyt urodziwi i przeintelektualizowani cherlacy z betonowych dżungli. Wpadają we frustrację, gdy żona ich porzuca, a psychoanalityk wyjeżdża na urlop. Taki jest też Allan w kaliskiej inscenizacji "Zagraj to jeszcze raz, Sam", choć postura i uroda Jakuba Ulewicza odbiega od pierwowzoru twórcy sztuki.

Młodszy brat Bogarta

Allana - znerwicowanego, zabawnego melancholika, pisującego recenzje do kwartalnika filmowego - Woody Allen w przewrotny sposób czyni wielbicielem mocnego charakteru Humphreya Bogarta. Autor "Annie Hall" nie chce jednak, by jego nieporadny w kontaktach z kobietami bohater zatracił się w osobowości Bogarta. W jednej z końcowych scen Allan stwierdza, że dopracował się własnego stylu.

Nowy Jork w Kaliszu

Kaliska inscenizacja rozgrywa się w realistycznej scenografii, przypominającej nowojorski apartament. Wizje bohatera sygnalizują zmiany oświetlenia. Rolę antraktów pełnią piosenki z tekstami kaliszanina Piotra Łuszczykiewicza.

Młody kaliski aktor Jakub Ulewicz (Allan) stworzył najlepszą w swej karierze kreację. Pierwsze minuty na scenie były jednak jeszcze obciążone pozostałościami po jego depresyjnej roli w "Locie nad kukułczym gniazdem". Szkoda też, że momentami przejaskrawiał neurotyczne zachowania bohatera. Ratowała go jednak pewna gra Agnieszki Dzięcielskiej (Linda), która doświadczeniem stabilizuje sytuację na scenie.

W spektaklu doskonale odnalazł się także Mariusz Michalski - idealnie pasujący do roli Humphreya Bogarta, zastępującego Allenowi psychoanalityka.

Szekspir Manhattanu

Woody Allen uczy mówić o kompleksach z dekadenckim uśmiechem i rozwiązywać je bez rezygnacji z odrobiny intelektualnego szaleństwa. Kaliska inscenizacja wiele mu zawdzięcza. On jednak równie wiele zawdzięcza kaliskim aktorom i reżyserowi, bo przecież dużo trudniej o śmiech niż łzy. Tym bardziej że Szekspirowi Manhattanu zależy na śmiechu wysublimowanym, wyzwalającym z psychicznego poplątania naszych czasów, a nie tylko odreagowującym rechocie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji