W potrzasku
CHCIAŁBYM polecić przedstawienie, które zostało przez recenzentów przyjęte dość oschle. I nie dlatego, że uważam je za dobre. Mniej więcej zgadzam się z tymi, którzy sceptycznie ocenili reżyserię Haliny Dzieduszyckiej, a także wyrazili swoją negatywną opinię o tekście, dramaturgicznie i literacko niezbyt pasjonującym. Ale co robić. Jak się nie ma, co się chce, to się bierze, co się ma. A mamy właśnie od pewnego czasu graną sztukę Edmunda Niziurskiego pt. "W potrzasku", wystawioną przez Teatr Współczesny. Nie mogę powiedzieć, żeby nie zaciekawiły mnie pewne fragmenty, czy niektóre propozycje aktorskie, czy same elementy konstrukcyjne całości. Nie. Było bowiem dużo miejsc, które obroniły się, ba nawet korzystnie niepokoiły. I może dla urody niektórych scen, dla poznawczych względów, a także dla propozycji aktorskich spektakl należy oglądnąć.
Ulotka, zachęcająca do odwiedzin teatru, powiada:
"Sztuka Edmunda Niziurskiego "W potrzasku" została nagrodzona w ubiegłym roku na Konkursie Polskiej Dramaturgii Współczesnej, organizowanym dorocznie we Wrocławiu. Nic dziwnego zatem, że akcja jej rozgrywa się w kręgu tematyki polskiej i współczesnej. Dyrektor fabryki chemicznej, jego żona, lekarz Bazyli, domniemany kochanek żony, sekretarka Krystyna, inżynier Justyn, przypuszczalny następca dyrektora, radca prawny... Już spis osób przekonuje, że widzowie oglądać będą na scenie sprawy znane im z własnych doświadczeń. Czy dyrektor Piotr, wyłączony częściowo z gry chorobą, zdoła utrzymać własną pozycję w zakładzie? Czy zechce podjąć na nowo swą dyrektorską grę, poznawszy jej zawodną nietrwałość i zawodne ,, przyjaźń" swych podwładnych? Jak ułożą się po chorobie jego sprawy osobiste i zawodowe? Na te pytania otrzymują widzowie odpowiedź - odpowiedź zabawną, ale i skłaniającą do zadumy - w teatrze.