Artykuły

W teatrze i u Dudy-Gracza

Krytycy katowiccy utrzymują, że Teatr im. Stanisława Wyspiańskiego wchodzi coraz wyraźniej w nową jakość, iż po latach kontredansów dyrektorskich i doraźnych poszukiwań zaczyna się obecnie określać w solidnej pracy i przemyślanym repertuarze. Pojechałem więc do Katowic, żeby przyjrzeć się sprawie z bliska, to znaczy najnowszym przedstawieniom tego ansemblu.

ZAPLANOWAŁEM "Kordiana" w reżyserii Jerzego Zegalskiego, "Amadeusza" zrobionego przez Jana Maciejowskiego i "Dwór nad Narwią" reżysersko ustawiony przez Bogdana Tosza. Ale jak to w życiu - plany sobie a rzeczywistość sobie. Nad "Kordianem" Zegalski czyni jeszcze jakieś poprawki, to najważniejsze więc przedstawienie musiałem odłożyć do stycznia, pozostały mi sztuki Petera Shaffera i Jarosława Marka Rymkiewicza, wyżej wymienione z tytułów. Oba rzetelnie wykonane, podpowiadające, że na katowickiej scenie zaczyna się lub nawet już uformował zespół dobrych artystów.

Zacznijmy od "Amadeusza" Shaffera, który przebiegł już sporo scen światowych, a ostatnio został zwieńczony filmem Milosa Formana. Przed czterema laty "Amadeusz" stał się, powiedziałbym, wydarzeniem artystyczno-towarzyskim w Warszawie, kiedy tę modną sztukę przywiózł do nas i wyreżyserował Roman Polański, biorąc na siebie rolę Mozarta. Salieriego zagrał wówczas Tadeusz Łomnicki, a rzecz cała rozegrała się w Teatrze na Woli.

Teatr w Katowicach nie ma aktorów o takiej sile kreatorskiej, co Łomnicki, porównania w tym planie byłyby niestosowne, trzeba jednak powiedzieć, że para głównych protagonistów, więc Adam Bauman w roli Salieriego i Jerzy Kuczera jako Mozart, dali tym postaciom taką wierzytelność psychologiczną i ekspresję, że to długie przedstawienie i jednak przegadana sztuka nie wydają się tak długie i tak przegadane. Bo ja, przyznam, nie jestem zakochany w tekście Shaffera. Mimo jego powodzenia, mimo modelowej sytuacji dla snucia opowieści o genialnym artyście, któremu życie wszystkiego, oprócz właśnie talentu, poskąpiło. Mimo długiego już żywota tej legendy - nie-legendy o zatruciu wielkiego Mozarta przez obłąkanego z zawiści rzemieślnika muzyki, Antonia Salieriego. To studium zawiści ma stężenie podobne konfliktowi Otello-Jago, środki jednak jakimi te namiętności się rozgrywa są tak odległe, jak dystans między autorem "Hamleta" a "Amadeusza". Bo drożdże tej sztuki, bo esencja tego zapisu, tkwi w warstwie, która w teatrze brzmi najmniej teatralnie. W komentarzu Salieriego, w jego by tak powiedzieć, konferansjerce. Reszta jest właściwie ilustracyjnością.

Ale właśnie dlatego trzeba oddać wyrazy uznania reżyserowi Janowi Maciejowskiemu, który stworzył przedstawienie nie tylko wysmakowane stylistycznie, lecz przede wszystkim nawarstwiającą się z minuty na minutę nieuchronność tragedii pod dworskim niebem zbytku, infantylności fircykowatości i trywializmu. I słowo uznania za rolę Cesarza Austrii dla Jerzego Gniewkowskiego, który - tak mi się to widzi - rasowymi środkami dał postać, która przecież niewiele miejsca zawiera w sztuce, równie żywa i widoczna na scenie jak Mozart czy Salieri.

Drugiego wieczoru "Dwór nad Narwią" Jarosława Marka Rymkiewicza. Dobre przedstawienie. Równo i solidnie wykonane przez aktorów. Z dobrze dopasowaną scenografią Barbary Stopki Bogdan Tosza okazał się akustyczny na teatr Rymkiewicza, na te czarowania polskością, Polską i jej udręczoną historią. Tyle, ile trzeba jest tu dramatu, ile trzeba groteski i tonacji buffo. Wedle bogatego dziedzictwa symbolów literacko-patriotycznych. I schedy historycznej polskich dworków.

Ten "Dwór nad Narwią" jest kontynuacją wcześniejszych "Ułanów" Rymkiewicza. Tamże jednak, w pierwszej z tych sztuk, spotykamy się w sarmackim, jak u Andriole'ego dworzyszczu - miodnym, pszenicznym i sielskim. Tu, na cmentarzu, na którym wiekowe dzieje zderzają się z pustką teraźniejszości, a upiory walczą z żywymi. ".. tylko w takim teatrze - powiada autor - w teatrze, który przeszłość utożsamiłby z teraźniejszością, a więc w którym przestrzeń sceniczna, będąc przestrzenią czasu minionego, byłaby jednocześnie przestrzenią tu i teraz kształtowaną - mogłaby rozegrać się wieczna komedia naszego społeczeństwa, a przeto znalazłoby się miejsce dla dramaturga, który nie ma nic do roboty w teatrze wyobraźni wizualnej, a nie chce być dostarczycielem sztuk dla teatru mieszczańskiego, tych sztuk, co to niby - imitują jakieś niby-życie".

Rymkiewicz jest jednym z niewielu autorów, któremu udaje się własny program teatru.

A dwa kroki od budynku teatralnego jeszcze jedno przedstawienie, choć nie teatralne.

Wielka wystawa malarstwa Jerzego Gracza-Dudy. Chyba z dotychczasowych największa. Grubo ponad setka obrazów. To jest teatr! To jest komedia naszego społeczeństwa! Tu toczy się wspaniały dialog o demaskatorskiej sile, dialog artysty i mędrca, który wie, jak kompozycję nasycić ironią i melancholią, sarkastyczną obserwacją i polską nostalgią. Niektórzy krytycy plastyczni i koledzy Dudy-Gracza - a powiadał Stanisław Pigoń, że przyjaciół stworzył Bóg, zaś kolegów diabeł - powiadają że artysta ten czerpie swe siły z malarstwa niderlandzkiego i że nie zabiegał nigdy o własny styl malarski. Jakżeby inaczej? Ten artysta, który nawet dla ślepca jest naznaczony oryginalnością!

Więc biorę na świadka wspaniałego polskiego malarza, Jerzego Nowosielskiego z Krakowa i jego słowa: Tak jak Breughel był prekursorem pewnych zjawisk, które w sztuce miały zamanifestować się dopiero w epoce nadrealizmu, tak nasz artysta jest ich sukcesorem i pełnoprawnym dziedzicem. Jeśli pomyśleć sobie możemy, że rozwój spraw w sztuce odbywa się ruchem spiralnym, to dziwnym trafem sztuka Dudy-Gracza znajduje się w układzie pionowym w tym samym miejscu, co sztuka Breughla, lecz na innym poziomie.

HISTORIA sztuki liczy sobie dobre parę tysięcy lat. Współczesny artysta ma poczucie tego dziedzictwa. Trudno i nie ma potrzeby by się od tego wyzwalał. Tradycja, powiada się, nie może być już ciężarem. Jest tylko sprawą świadomości, jak poprzez wybór jakiegoś jej wątku tworzyć styl i własny obraz. Na mój amatorski gust, Duda-Gracz jest śpiewakiem, którego głos wyodrębniam w licznym chórze. I autorem sukcesu, za którym tęsknią autorzy - jest bowiem "zjawiskiem artystycznym bardzo wybitnym" (dosłowna opinia Nowosielskiego) i cieszącym się najbardziej popularną popularnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji