Artykuły

Spuszczanie powietrza

- Możemy się w tym dramacie troszkę pobawić historią. Doczekaliśmy już chyba takich czasów, kiedy nie musimy o naszej historii mówić w postawie na baczność. Próbujemy ją w naszym przedstawieniu odbrązowić i przyjrzeć się jej z uśmiechem - mówi reżyser Adam Orzechowski przed premierą "Zawiszy Czarnego" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Z Adamem Orzechowskim [na zdjęciu], dyrektorem teatru Wybrzeże, o premierze "Zawiszy Czarnego" Juliusza Słowackiego rozmawia Jarosław Zalesiński:

Nawet w 2009 roku, jubileuszowym roku Słowackiego, żaden teatr nie wystawił "Zawiszy Czarnego". W Gdańsku ostatni raz zagrano go przed 45 laty. To trudny tekst. W ogóle Słowacki w minionym roku został przez teatry uhonorowany bardzo skromnie.

- "Zawisza Czarny" rzeczywiście nie jest dramatem granym seryjnie, ale widzi pan, jestem osobą, która może o sobie powiedzieć, że jest uczniem profesora Golińskiego...

Który w 1965 roku wystawił "Zawiszę" w Teatrze Wybrzeże.

- ... i u którego, kiedy uczył w szkole teatralnej, każdy rocznik miał jakiś kontakt z tekstami Słowackiego i zawsze z jakimiś scenami "Zawiszy Czarnego".

Cały dramat to praktycznie zbiór osobnych scen.

- Nie został nawet przez Słowackiego dokończony. Daje się przemeblować i dostosować do tego, co chcemy z niego wydobyć. Może to i nadużycie, ale ponieważ tak naprawdę nie wiemy, o co chodziło Słowackiemu...

Możemy reżyserować, jak nam się podoba.

- Aż tak proste to to nie jest. Niektórych wątków tak czy tak nie mamy szansy poprowadzić, bo nie mają dalszego ciągu. Takim urwanym wątkiem jest np. bitwa pod Grunwaldem, po której Zawisza dostaje w sztuce Słowackiego pomieszania zmysłów. Co z tym wątkiem robimy, nie chciałbym zdradzać. Zdradzić mogę tyle, że ponieważ dramat nie jest zamkniętym i kompletnym tekstem, nie podchodzimy do niego na klęczkach i nie zajmujemy się stosunkami polsko-krzyżackimi w 1410 roku.

Tego bym najmniej oczekiwał. Zawisza Czarny jest dla Pana uniwersalnym polskim bohaterem?

- Jest dobrym pretekstem do rozważań na ten temat. To bardzo dziwny bohater.

Mało bohaterski.

- Bardzo mało bohaterski. Jest nawet safandułowaty. Ciągnie go bardziej do białogłowy niż na pole walki. Kiedy się ta białogłowa pojawia, sam czasem nie wie, czy zostać przy niej, czy iść i walczyć za ojczyznę.

Ta sytuacja go przerasta. Może wpływ na to ma szał, w jaki wpadł pod Grunwaldem?

- Po tym, jak jego koń stratował krzyż na sztandarze wroga... Dla Zawiszy, przyzwyczajonego do walki z Turkami, walka z rycerstwem posługującym się znakiem krzyża była pewnie nieprostym przeżyciem.

Mało bohaterski bohater z dziwnymi wewnętrznymi problemami - to Pana zainteresowało w postaci Zawiszy?

- Chcemy w tej sztuce przyjrzeć się temu, co dzieje się dzisiaj z naszymi bohaterami i jak wyglądają nasze relacje z bohaterstwem.

A co dzieje się dzisiaj z naszymi bohaterami?

- Widzimy, jak łatwo są ogłaszani i jak potem łatwo są strącani z piedestału. Zasługi Zawiszy są niepodważalne...

Przeskoczył przez mur krzyżackiego rycerstwa?

- (śmiech) Może i tak. Ale też jest tak, że król Jagiełło po zwycięskiej bitwie nie jest szczególnie wdzięczny Zawiszy. Lepiej, żeby sobie gdzieś już poszedł i nie przeszkadzał. Problem w tym, że gdybyśmy przedstawiali to na kolanach, starając się odtworzyć realia historyczne, stworzylibyśmy jedynie lekcję historii, którą na milę byłoby czuć patosem.

Z realiów historycznych sam Słowacki nie za wiele sobie robił.

- Na szczęście nie, ale to nie znaczy, że się nimi nie posługuje. Ale rzeczywiście możemy się w tym dramacie troszkę pobawić historią. Doczekaliśmy już chyba takich czasów, kiedy nie musimy o naszej historii mówić w postawie na baczność. Próbujemy ją w naszym przedstawieniu odbrązowić i przyjrzeć się jej z uśmiechem.

Słowacki także ironizował, kpił.

- Mówimy: tak, Słowacki był ironiczny, ale mówimy to z powagą i tę jego ironię odbieramy na kolanach. A ja tak nie chcę. Chcę to pokazać, bawiąc się.

W dramacie my Polacy jesteśmy od spraw duchowych, a Niemcy są przyziemni, materialni. Ten wątek Pana zainteresował czy wcale?

- Jest taka scena, w której cesarz Zygmunt bierze skrzynię z dukatami pod pachę i nikomu nic z niej nie daje. Tylko że opowiada nam o tym Głupiec, co powoduje, że nie musimy w to wierzyć.

Nie traktujmy tak poważnie samych siebie i naszej historii - o to Panu chodzi?

- Miejmy do tej historii dystans. Tak jest prościej. Z jednej strony chcemy naszych bohaterów widzieć wyłącznie na piedestale, bo myślimy, że oni są dla wszystkich tak samo ważni, a już to, co w naszym kraju, panie, zrobiliśmy, jest najważniejsze na świecie.

A nie jest?

- Inni radzą sobie raz lepiej, raz gorzej, wszyscy mają własną historię. W naszej wspólnej Europie próby udowodnienia, co jest najważniejsze, jest trudne. Nawet próba uściślenia tak podstawowej rzeczy, jak powody wybuchu ostatniej wojny, jak się o tym przekonaliśmy w ubiegłym roku, nastręczają dość poważne problemy.

Spuśćmy z siebie trochę powietrza?

- Tak, spuśćmy z siebie trochę powietrza. Kiedy zaczniemy dystansować się sami do siebie, będzie nam się lepiej żyło. Nie chodzi o to, żebyśmy zaczęli lekceważyć własną historię, od tego jestem daleki, ale żebyśmy umieli śmiać się z samych siebie. Poczucie humoru na własny temat jest nam bardzo potrzebne.

Brakuje nam go?

- Teoretycznie je mamy, ale kiedy ktoś z zewnątrz pokaże nam - przypatrzcie się, jacy jesteście, momentalnie układ ust zmienia się w drugą stronę i stajemy się bardzo sierozni.

Powinniśmy też lżej traktować własnych bohaterów?

- I to bardzo różnych, od Wałęsy po Małysza. Nowych bohaterów mamy co chwila, zależnie od potrzeb. Ostatnio szczypiornistów. Cieszymy się z czwartego miejsca, nie jest źle, chłopcy byli wspaniali, ale nie dlatego, że walczyli, tylko dlatego, że to nasi.

Mamy z czego być dumni.

- To akurat jest pewnie potrzebne. Ale gdy wchodzimy w taki kanał myślowy, że piłka nożna wyciągnie nas z narodowych kompleksów, to ja nie do końca w to wierzę.

Ja w piłkę nożną też już nie. Jak się za bardzo napompujemy, to niedobrze, zgoda. Ale jeśli zapomnimy o tym czymś rycerskim w nas, to też źle. Czy Słowacki przed tym nie przestrzega?

- Tak rzeczywiście jest, tylko że z tym związany jest problem, który nazwałbym problemem języka przedstawienia. Chciałbym, żeby było dużo powietrza, luzu między poszczególnymi scenami. Co nie znaczy, że tylko fikamy koziołki. Mieszamy patos z żałosnością. Ta konwencja pozwala nam pokazywać, że jakiś problem nabrzmiewa, ale też pozwala nakłuwać różne balony.

Premiera "Zawiszy Czarnego" na Czarnej Sali Teatru Wybrzeże 11 lutego 2010.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji