Artykuły

Paryż wart jest mszy

Zauważyliście tę tendencję? Oto słynny w rodzimych stronach reżyser staje się jeszcze słynniejszy, bardziej poważany albo tylko mocniej skandalizujący w innym europejskim kraju. Jakby trafiał ze swoją estetyką w jakiś czuły nerw tej lub tamtej nacji. Nie ulega wątpliwości, że Warlikowski znalazł swoje miejsce we Francji - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Jan Kott proponował, żeby tłumaczyć tę sztukę Tennessee Williamsa jako "Tramwaj na Ochotę"*. Przecież tramwaje nie mają imion: tramwaj Williamsa ma końcowy przystanek na ulicy Desire, czyli Pożądanie. Blanche DuBois, starzejąca się nimfomanka z dobrego domu, która po utracie pracy i rodzinnego majątku przyjeżdża do Nowego Orleanu do siostry, żeby zacząć nowe życie, śmieje się w pierwszej scenie, że kazano jej wybrać kierunek na Pożądanie, wysiąść na ulicy Cmentarnej, a docelowe miejsce znajduje się na Polach Elizejskich. Symboliczna droga, którą przebywa Blanche, jest ważna także dla Krzysztofa Warlikowskiego. Ale jego spektakl nazywa się po prostu "Un Tramway. Creation". Jest ważne nie to, dokąd jedziemy, ale czym.

Tył sceny paryskiego Odeonu zamyka długi, prostokątny, przeszklony moduł poruszający się w poprzek torów zbudowanej na scenie kręgielni. To przypominająca wagon łazienka, coś jakby ostatnie fałszywe schronienie dla niemożliwej intymności. Przezroczysty tunel jest jak kadłub ludzkiego ciała. Kobiety albo mężczyzny, bez różnicy. Metafora Warlikowskiego przekazuje kluczowy komunikat: ruch tramwajem - Pożądaniem ku Śmierci odbywa się w naszych ciałach. Kręgielne kule rozbijają coś w nas, towarzyszy temu cierpienie i nienasycenie, szarpiące i rozrywające.

Klucz seksualnej tożsamości

Czego dziś można szukać w dramaturgii Williamsa? Z pozoru wszystko jasne. To taki amerykański Czechow podlany psychoanalizą, popisowy materiał dla aktorów psychologicznych. Teatr bez niespodzianek. Żeby dokopać się nowych znaczeń, trzeba drążyć w poprzek. Kiedy Frank Castorf robił w 2000 roku "Tramwaj" jako "Endstation Amerika" ("Ameryka: przystanek końcowy"), przesuwał punkt ciężkości z upadku i szaleństwa Blanche na Stanleya Kowalskiego, brutala i prostaka, męża Stelli DuBois. Chytrym trikiem Castorf zmieniał amerykańskiego polonusa w byłego członka solidarnościowej opozycji, obecnie na emigracji w USA, a może w Niemczech, które już tak się zamerykanizowały, że nie można ich odróżnić od chaty wuja Sama.

Spektakl z berlińskiego Volksbühne nie był analizą seksualnych demonów, ale złośliwym portretem niemieckiego społeczeństwa i zagubionych w nim przybyszów tracących swoje ideały pośród powszechnego cynizmu i galopującej idiotycznej konsumpcji.

Warlikowski oczywiście nie chce iść takim tropem. Przypomina, że zawsze robi przedstawienia o sobie. Szuka linii łączącej go z Blanche albo jeszcze mocniej z samym Williamsem. Bada to, co w dramacie zaledwie rzucone półgębkiem: homoseksualizm męża Blanche dokonującego coming outu. I czyta kolejne postaci kluczem seksualnej tożsamości autora, patrzy, co ten klucz pseudonimuje, co jest pociągającego w Blanche, Stanleyu i pozostałych. Warlikowski myśli o Williamsie jako innym swoim przewodniku - Bernardzie-Marie Koltesie, nasyca dramat intertekstualnymi grami. Są tu cytaty z Flauberta, Platońskiej "Uczty", z wywiadów Earthy Kitt. Renate Jett grająca czarnoskórą Eunice śpiewa spory fragment "Jerozolimy wyzwolonej", Isabelle Huppert cytuje swoje role - Damy Kameliowej, Salome. Reżyser sięga po rekwizyty ze swoich dawnych przedstawień - jest głowa Penteusza z "Bachantek" powracają motywy związane z adoracją latynoamerykańskiej Madonny. Tekst Williamsa zostaje rozsadzony cząstkami elementarnymi z innych utworów, poszerza się horyzont cierpienia bohaterów.

Test ryzykanta

Zauważyliście tę tendencję? Oto słynny w rodzimych stronach reżyser staje się jeszcze słynniejszy, bardziej poważany albo tylko mocniej skandalizujący w innym europejskim kraju. Jakby trafiał ze swoją estetyką w jakiś czuły nerw tej lub tamtej nacji. Nie tracąc stempla kulturowego i narodowego, zyskuje europejską etykietkę, a ponadto jest jeszcze specyficznie "niemiecki", "polski", "włoski". Litwin Nekrośius jest absolutnie adorowany we Włoszech głuchych na starzenie się jego estetyki. Frank Castorf poza Niemcami ma status mistrza tylko w Polsce. Jarzyna spodobał się w Austrii, Lupa w Rosji, Korśunovas w Skandynawii. Nie ulega wątpliwości, że Warlikowski znalazł swoje miejsce we Francji.

To tam najczęściej oklaskują jego spektakle i tam wzbudzają one najgłośniejsze kontrowersje. Opery Warlikowskiego dzielą francuską publiczność na oburzonych i odurzonych. Premiera "Snu nocy letniej" skończyła się w Marsylii skandalem artystycznym i obyczajowym (homoseksualne i wielorasowe pary ateńskich kochanków!). Wygląda na to, że Francuzi bez zastrzeżeń przyjmują jego polskie spektakle: "Oczyszczonych", "Kruma" "Anioły w Ameryce" "(A)pollonię". Francuskie realizacje darzą za to nieufnością. Nie dlatego, że nie wierzą w niego jako w dobrego reżysera, bo przecież wierzą. Oni pytają, na ile on jest już "francuski". I cz yjego styl inscenizacji korzysta z możliwości ich aktorów, mitów, tekstów. Dlatego paryscy recenzenci tak się podzielili opiniami o "Tramwaju". O Warlikowskim mówili różnie, od entuzjazmu po złośliwości, za to wszyscy bez wyjątku zachwycali się rolą "swojej" Huppert.

Zresztą Warlikowski nie ułatwia im sprawy. Zawsze jakoś wystaje poza szablon. Traktuje swoje zagraniczne spektakle niejako powtórki, the best of, przeróbki oryginałów pod inną publiczność, ale testuje niepokorne warianty, ryzykuje pomysły, które zyskują na sile wyłącznie przez kontekst, w jakim istnieją. Isabelle Huppert, gwiazda francuskiego kina i teatru, taka nowa Sarah Bernhardt, niby ma w jego przedstawieniu gwiazdorski popis, tak naprawdę jednak wchodzi w jego mrok. Warlikowski robi z niej jeszcze jedną swoją aktorkę; w końcu rolę Blanche mogłyby zagrać z powodzeniem w podobnej estetyce i Magda Cielecka, i Maja Ostaszewska.

Neurotyczka i cukierkowy brutal

Jeśli Warlikowski potrzebuje Huppert - to z jej bagażem ról i doświadczeń od "Pianistki" i bohaterki "Psychosis 4.48", przez Markizę de Merteuil z "Kwartetu" Mullera, po liczne Medee, matki psychopatia i neurotyczki. Razem stwarzają na scenie studium piekła starzenia się, bezkierunkowej chuci, nieprzynależności ciała. Isabelle Huppert niemal w każdej scenie dokonuje transformacji, porusza w sobie jakiś inny aspekt kobiecości. Mimo swoich 57 lat jest bez wieku. Tworzy ze swojej bladej twarzy maskę kobiecości tak perfekcyjnej, że aż transwestytycznej, niemal o jedną nutę przekombinowanej.

Jej seksualizm jest niszczący, oddycha w nim śmierć i rozpad. Wiotkie ciało może być w tej samej chwili ciałem staruszki i dziewczynki. W uwerturze do przedstawienia jej Blanche siedzi w wagonie-łazience, bełkocze, słowa nie mogą wyrwać się jej z gardła. Balet neurastenicznych dłoni drapie powietrze, nogi są bezwładne, nie słuchają ani jej, ani nikogo. Huppert zaczyna swoją wielką rolę jakby nieprzygotowana do występu. W absolutnym rozpadzie i zawieszeniu, potem prowadzona przez pożądanie, szaleństwo i samotność obija się o porysowany ostrymi liniami sceniczny świat.

Andrzej Chyra gra Stanleya Kowalskiego, jakby krzyczał do wewnątrz. Jego cukierkowy brutal ma w sobie dziecięcą nieumiejętność rozpoznania, czy daje kobiecie ból, czy przyjemność. Oddaje pole Huppert, ale konsekwentnie tka na drugim planie własną opowieść: bezsensowne akty buntu, przemocy i drwiny skrywają przeczucie własnej śmieszności i niedopasowania.

Chwilami tylko piękny, chwilami naprawdę wstrząsający "Un Tramway. Creation" nie jest na pewno dziełem na miarę "Oczyszczonych" czy "(A)pollonii". Ale Warlikowski otwiera nim bardzo ważny wątek swoich poszukiwań: nazwijmy go zbieraniem wątków i nici, które już kiedyś pojawiły się w jego pracy. Spektakl jest próbą kreowania jakby pobocznego repertuaru jego teatru, ustawionego jeszcze bliżej aktorów, dopasowującego reżyserskie koncepcje do ich indywidualnych pragnień i poszukiwań. Pożądanie Warlikowskiego jest przecież także pożądaniem pożądania.

***

"Un Tramway. Creation" wg Tennessee Williamsa, przekład francuski Wajdi Mouwad,

reżyseria i adaptacja Krzysztof Warlikowski, scenografia Małgorzata Szczęśniak, l'Odeon Theatre de l'Europe/Nowy Teatr z Warszawy

12-14 kwietnia spektakl będzie do obejrzenia i w Warszawie w ramach 30. Warszawskich Spotkań Teatralnych

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji