Artykuły

"Operetka"

Witold Gombrowicz obwarowuje swój utwór sceniczny, zatytułowany "Operetka", własną wykładnią i komentarzami, więcej - podaje nawet streszczenie "libretta", jak by się obawiał, że jakakolwiek próba interpretacji przychodząca z zewnątrz może naruszyć istotę rzeczy, zniekształcić koncepcję autora, Tymczasem teatr podejmując się inscenizacji tego w gruncie rzeczy scenariusza musi zgodnie z prawami swojej konwencji dokonać zabiegu przystosowania struktury zbudowanej ze słów do potrzeb wizji scenicznej. I z miejsca się okazuje, że nawet najwierniej idąc za wskazaniami autora dokonuje własnej interpretacji dzieła.

Gombrowicz napisał: "Monumentalny idiotyzm operetkowy idący w parze z monumentalnym patosem dziejowym - maska operetki, za którą krwawi śmiesznym bólem wykrzywione ludzkości oblicze - to byłaby chyba najlepsza inscenizacja "Operetki" w teatrze. Ale i w wyobraźni czytelnika".

Kwestia interpretacji treści. W wypadku twórczości, która z taką świadomością rozróżnia problemy formy i treści, dla której te dwa pojęcia są przedmiotem gry intelektualnej i głównym motywem pisarstwa, rzeczą konieczną jest wniknięcie w sens czy też ideową zawartość utworu, i tu zaczynają się podstawowe trudności. Gombrowicz patrzy na świat, na historię, na konflikty rozdzierające społeczność ludzką jak na wyabstrahowane formy kultury, uniwersalne modele i wzorce, które w wirze dialektycznych sprzeczności giną i powstają na nowo, a wszystko jest to spektaklem, w którego podtekście znajduje się jakiś niepoznawalny dramat istoty ludzkiej.

Dlatego też w "Operetce" nie jest ważne, czy pojęcie rewolucji, historii, faszyzmu ma swoją konkretnie w czasie i przestrzeni, umieszczoną interpretację. Rewolucja jest tutaj abstraktem, lokajskim buntem przeciwko panom, faszyzm formą przemocy wyrwaną z kontekstu historycznego. Ale kiedy ten typ myślenia przekłada się na obraz sceny, to wszystko zaczyna brzmieć fałszywie, a nawet irytująco. Tu, w tym miejscu, gdzie słowo rewolucja ma określony sens społeczny, tu, w tym miejscu, gdzie faszyzm nie był abstrakcją, gdzie doświadczenie ludzkie przekroczyło wszystko co może być pomyślane, w grze intelektualnej nawet najwznioślejsze intencje przestają mieć znaczenie...

Forma utworu. Ona właśnie przez swą ostentacyjną teatralność, przez ową operetkowość narzuca wizję świata, atakuje wyobraźnię widza, stwarza możliwości powstania gigantycznego spektaklu, w którym rządzi logika snu, odległych skojarzeń, aluzji do różnych wartości kulturowych. To właśnie forma zaciera granicę między spojrzeniem serio na doświadczenia historyczne ludzkości a gigantycznym żartem, za którym kryje się pusty śmiech. Rodzi się problem tak niegdyś ujęty przez Andrzeja Falkiewicza w książce "Mit Orestesa: "Przedmiot Gombrowiczowej satyry jest anachroniczny; problem satyryka, uwikłanego w sidła własnej satyry, jest współczesny".

Kazimierz Dejmek wystawiając "Operetkę" szedł w scenicznej interpretacji utworu ściśle za wskazaniami autora, ale przecież dla owej satyrycznej i prześmiewczej strony tego tekstu miał szczególną admirację. To go fascynowało jako artystę teatru, tutaj właśnie w swoim przedstawieniu odnosi największy sukces. Drwina z mieszczańskiej mentalności i jej kulturowych form, całe panopticum marionetek, które wprawdzie odeszły do przeszłości, ale wciąż jeszcze dla wielu ludzi stanowią wspomnienie "starych, dobrych lat", ba - nagle w odzywającej się modzie retro zyskują jakby stylistyczną aktualność, jest wydobyta przez reżysera z nieomylnym instynktem satyrycznym.

Znakomicie zharmonizowane aktorstwo, a przecież niezwykle zindywidualizowane, kapitalne role utrzymane nie tyle w konwencji groteski co parodii, doskonałe epizody i etiudy aktorskie układają się w kalejdoskop o tysiącu barw i odcieni. Wspaniała IZABELLA PIEŃKOWSKA w roli Księżny Himalaj, pełen finezyjnego dowcipu ANDRZEJ ŻARNECKI jako Hrabia Szarm, świetni w parodystycznych portretach MIECZYSŁAW VOIT (Książę Himalaj), RYSZARD DEMBIŃSKI (Baron Firulet), JANINA BOROŃSKA (Albertynka). A przecież jeszcze - BARBARA WAŁKÓWNA i STANISŁAW SZYMCZYK, WŁADYSŁAW DEWOYNO, TADEUSZ SZMIDT, LUDWIK BENOIT, MIROSŁAWA MARCHELUK, SŁAWOMIR MISIUREWICZ, jeszcze - lecz nie sposób wymienić wszystkich.

Bardzo trudne role w tym spektaklu mieli MAREK BARBASIEWICZ jako mistrz Fior i BOGUSŁAW SOCHNACKI (Hrabia Hufnagiel). Oni dwaj musieli przekazać warstwę serio utworu, jego filozofię i ideową zawartość. Mistrz Fior, projektant mody, człowiek ubierający ludzi, zakładający na nich jak gdyby maski, obserwujący ich zachowania, oceniający ze swego punktu widzenia historię, jakby porte-parole autora, jest w utworze Gombrowicza postacią nie dość jasno określoną. Podobnie rzecz się ma z Hufnaglem, choć tutaj jego rewolucyjność o lokajskiej proweniencji, chyba wbrew intencjom autora, jest nader wyrazista.

Od interpretacji tych dwóch ról, w moim mniemaniu, zależy interpretacja całej "Operetki". Tutaj, w tym spektaklu, potraktowani zostali z całym namaszczeniem i powagą, przez co spektakl zaciemnia swoją wymowę. Mógłby zaś osiągnąć pełnię satyry o wielkim wymiarze, gdyby idee głoszone przez Fiora i Hufnagla podane zostały w formie absurdalnego dowcipu.

Poza wszystkim spektakl jest istotnie "operetką". Dowcipna muzyka, lekkość i wdzięk choreografii, wspaniałe w swej zamierzonej kiczowatości dekoracje, świetne kostiumy i muzykalność zespołu śpiewających aktorów składają się na widowisko, które może zmylić niejednego teatralnego widza. Zaskoczy go z pewnością trzeci akt zamieniający się po trosze w dziejowe misterium, a sam finał z apoteozą nagości, o której Gombrowicz napisał: "I wtedy wychodzi z tej trumny młoda nagość ludzka, wieczna radość naszej wiecznej młodości", sam finał spektaklu - powtarzam - do reszty zdezorientuje. A może zmusi do myślenia?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji