Artykuły

Teatr gra codziennie o 19-tej

- Teatr, który gra przedstawienia w tygodniu o godzinie 10 rano, przestaje być teatrem, staje się domem kultury. Musimy sobie wyraźnie powiedzieć: albo robimy prawdziwy teatr w tym mieście, albo robimy usługówkę - mówi JANUSZ KIJOWSKI, nowy dyrektor Teatru im. Jaracza w Olsztynie.

Tadeusz Szyłłejko: Co będzie dla Pana najważniejsze

Janusz Kijowski: Ściągnięcie do teatru poważnej, inteligenckiej publiczności.Zarówno młodej jak i zaawansowanej wiekiem. Ale szczególnie publiczności studenckiej. Na 170 tysięcy mieszkańców w Olsztynie przypada 55 tysięcy studentów. Jeżeli w takim mieście nie udaje się nam przyciągnąć na ulicę 1 Maja potencjalnej publiczności z Kortowa, jeżeli nie potrafimy sprawić, żeby ze dwa - cztery razy w roku każdy ze studentów Olsztyna zawitał do tego teatru, to znaczy że popełniamy jakiś błąd. Nie potrafiliśmy stworzyć systemu karnetowego, nie potrafiliśmy zachęcić tych ludzi zniżkami, miejscówkami, organizowaniem jakichś dodatkowych imprez, reklamą innego typu niż plakat na mieście, bo na plakaty nikt już nie zwraca uwagi. Ja nie boję się o repertuar, o zwerbowanie interesujących reżyserów, o ściąganie tu

gwiazd aktorskich z Warszawy czy z innych ośrodków, bo sobie z tym poradzę. Już otrzymałem szereg zgłoszeń od reżyserów, którzy tu chętnie przyjadą. Nie boję się sam reżyserować raz na jakiś czas. Moja jedyna obawa to: czy uda mi się dotrzeć do tej publiczności, którą musimy zdobyć dla teatru. I z tą obawą będę musiał przez najbliższe miesiące się borykać. Jestem świadomy ryzyka. Wiele osób, czasem nawet w złośliwej formie, twierdzi że mi się nie uda. Ja wiem tyle, że jak mi się to nie uda, to mi się cała reszta nie uda.

Zaczął Pan od symbolicznego przesunięcia godziny przedstawień z 18 na 19. A

przedstawienia poranne podobno zostaną zniesione.

- Jak mawia Zbigniew Zapasiewicz: teatr to taka instytucja, gdzie szmata idzie w górę codziennie o godzinie 19, z wyjątkiem poniedziałków. I ja będę się tego twardo trzymał. Teatr, który gra przedstawienia w tygodniu o godzinie 10 rano, przestaje być teatrem, staje się domem kultury. Byłem na tej widowni rano, patrzyłem na uczniów, którzy rzucają papierami, czują się jak na wagarach. Z tych dzieciaków nie wyrasta dojrzała publiczność. To jest uczenie pogardy dla teatru. Musimy sobie wyraźnie powiedzieć: albo robimy prawdziwy teatr w tym mieście, albo robimy usługówkę. Nie mam nic przeciwko temu, żeby uczniowie z liceów czy z gimnazjów chodzili do teatru. Będę wręcz przekupywał nauczycielki: niech przyprowadzą swoją klasę. Ale na godzinę 19. Wtedy te dzieciaki inaczej się ubiorą, na widowni wtopią się w dorosłą publiczność, i inaczej ten spektakl przeżyją. Ja tak chodziłem do teatru, kiedy byłem w ich wieku, i była to dla mnie za każdym razem nobilitacja. I coś z tych przedstawień pamiętam. To, żeby grać codziennie o 19, jest nawet ważniejsze od tego, czy to będzie ;Ślub; Gombrowicza czy sztuka Dürrenmatta czy jeszcze coś innego. Liczy się jakość tego spektaklu i to, że na te dwie godziny i młody człowiek, i biznesman, i lekarz oderwą się od telewizora i zanurzą się w świat poezji i metafory. Ale to musi być prawdziwy teatr. Musi przykuwać widza do fotela (teraz niewygodnego, mam nadzieję że to się zmieni) wizją innego świata, innych możliwości. Dlatego i na scenografii nie będę oszczędzał, i na muzyce. Chciałbym żeby o poziom oprawy muzycznej dbał znany tu już Hadrian Tabęcki. Jest w Polsce mnóstwo młodych kompozytorów, którzy za małe pieniądze chętnie napiszą oryginalną muzykę do przedstawienia.

Jaka jest szansa na wielkie, autorskie przedstawienia-wizje na tej scenie?

- Wiemy, że ta scena jest przestarzała, pozbawiona elementarnych narzędzi, niezbędnych dziś w teatrach Europy. Nie ma zapadni, obrotówki, ruchomych podestów. Już napisałem wniosek o dotację europejską. Chodzi o kwotę około

miliona euro, potrzebną na kompleksowy remont i modernizację sceny, zaplecza

scenicznego i widowni. Jeśli do tego remontu dojdzie, to ta scena będzie gotowa zarówno na przyjmowanie przedstawień z zagranicy, jak i do produkcji własnych spektakli na profesjonalnym, europejskim poziomie. Oczywiście nie czarujmy się: to nie od obrotówki czy od zapadni zależy jakość przedstawienia. Również i na obecnej scenie można robić spektakle autorskie, ciekawe, wnikliwe. I to będziemy robić.

Co obejrzymy w najbliższym czasie?

- Na dużej scenie reżyser Andrzej Pawłowski zaczął już próbydo"Ślubu"Gombrowicza, premiera 6 marca. W kwietniu Paweł Łysak

zacznie próby do "Sprawy Dantona" Przybyszewskiej, premierę planujemy na koniec maja. A we wrześniu Krzysztof Rościszewski zacznie pracę nad "Pieszo" Mrożka. Wymienione tytuły potwierdzają, moim zdaniem, że idziemy w kierunku poważnego, dużego teatru, w którym podjęta zostanie poważna rozmowa z poważną publicznością o kondycji polskiego inteligenta Anno Domini 2004. Mała scena nadal będzie służyła przeglądowi współczesnej dramaturgii polskiej i światowej. 31 stycznia odbędzie się tu premiera sztuki Williama Gibsona "Dwoje na huśtawce" z Urszulą Rodziewicz i CezarymIlczyną. Reżyserował Marcin Sławiński, ten sam, który przygotował grudniową premierę farsy "O co biega". Chciałem pokazać olsztyńskim widzom, że ten reżyser nie tylko farsą się zajmuje... Kolejna premiera pod koniec kwietnia, ale co to będzie - zdradzę później. Pod koniec czerwca chcemy powtorzyć sukces Bartłomieja Wyszomirskiego, który świetnie sobie poradził z "Królową piękności z Leenane" McDonagha i teraz przygotuje kolejną sztukę tego autora.

Uruchomimy również trzecią scenę, która kiedyś się nazywała "Margines", w sali nad kawiarnią ;Teatralną;. To byłaby scena poszukiwań, prób, takich przedstawień ;crazy; - zwariowanych, jakichś reinterpretacji klasyki, innego odczytywania tekstów przez młodych ludzi. Chcę oddać ją w pacht Robertowi Mrozowiczowi, który jest wychowankiem olsztyńskiego teatru, aktorem i reżyserem i animatorem kultury. Ruszy też jeszcze jedno miejsce: ogłosiliśmy przetarg na 10-letnią dzierżawę lokalu ;Czarny Kot;, gdzie po generalnymremoncie i przebudowie chciałbym widzieć działalność estradowo-kabaretową.

A w dalszej perspektywie?

- W niedalekiej przyszłości nasz region ma szansę stać się regionem niezwykle

atrakcyjnym pod względem kultury. Jest to przecież region, w którym krzyżuje

się wiele wątków historycznych i współczesnych. Dlatego chcę, żeby w tym

teatrze stale była obecna dramaturgia krajów sąsiednich: rosyjska, niemiecka, rosyjska, ukraińska, litewska, żeby nasz teatr powoli stawał się takim "Teatrem Narodów;. O możliwościach współpracy będę w Kaliningradzie rozmawiał z Eugeniuszem Griszkowcem, wybitnym dramaturgiem i aktorem rosyjskim, którego znają już olsztyńscy widzowie. Rozmawiałem z reżyserami ze Słowacji, wybieram się do Wilna. Jeśli chodzi o kierunek niemiecki, to wykorzystam moich tamtejszych znajomych. Chciałbym nawiązać kontakty i wymianę z jednym z tamtejszych teatrów. Konieczne będzie tylko zainstalowanie u nas słuchawek przy fotelach, aby nasz widz mógł oglądać gościnne spektakle z tłumaczeniem.Chciałbym nawet wprowadzić tu, zachowując oczywiście rozsądne proporcje, repertuarowy wątek lokalny, olsztyński i warmiński. Jestem już o rozmowach z Alicją Salczyńską-Bykowską, którą poprosiłem, by swoje świetne słuchowisko radiowe "Królowa mokradeł" adaptowała na scenę. Sam chętnie bym je reżyserował. Rozmawiałem też z innymi autorami: z Włodzimierzem Kowalewskim, z Mariuszem Sieniewiczem. W literatach skupionych wokół Borussii i Portretu chciałbym widzieć coś na kształt zaplecza literackiego dla teatru. Oczywiście nie da się tego wszystkiego zrealizować w ciągu dwóch, trzech lat, to plany na czas dłuższy.

Czy będą zmiany w zespole?

- W tej chwili mam 14 aktorów na etatach. Do końca sezonu niewiele się zmieni. Zresztą nasi artyści stale potwierdzają, że przy właściwym poprowadzeniu reżyserskim nieźle sobie radzą. Lecz będę starał się wzmocnić zespół aktorski do około 20 osób, po to, by móc zagospodarować dwie sceny: dużą i małą, w sposób rozdzielny. Dotychczas taka polityka obsadowa nie bardzo tu wychodziła, i kiedy grany był spektakl na małej scenie, to jednocześnie inny nie mógł być grany na dużej, co bardzo zubożało ofertę teatru.Teraz jeszcze jesteśmy w sytuacji o tyle dobrej, że możemy wspierać się naszymi wspaniałymi artystami, którzy są już na emeryturze i nie obciążają - przepraszam, że to tak okropnie brzmi - budżetu teatru. Aktorów takich jak Władysław Jeżewski czy Irena Telesz, czy Jerzy Lipnicki, czy Hania Wolicka, Stefan Kąkol możemy angażować do sztuk w pełnym wymiarze. Ale życie, niestety, rządzi się własnymi prawami, i wiem, że z każdym rokiem

możliwości ich angażowania będą mniejsze. W związku z tym muszę się zabezpieczyć, żeby ten teatr za 5-7 lat, bo tyle sięga moja kadencja, nie

został pozbawiony aktorów średniego i dojrzałego wieku. Poczyniłem także pewne korekty w zakresie płac. Honoraria za spektakle były w Olsztynie chyba najniższe w Polsce. To się musi zmienić. Aktor źle opłacany, który ma kłopoty ze swoją egzystencją i z egzystencją swojej rodziny, nie może być aktorem wydajnym. To się bardzo odbija na pracy teatru. Aktor jest osią teatru, od niego wszystko zależy, i wszystkie nasze sukcesy mogą wynikać tylko z dobrej jakości przedstawień.

A pieniądze..?

- Oczywiście na to wszystko będą potrzebne jakieś dodatkowe źródła zasilania

teatru, jakieś pieniądze sponsorskie. Lecz samobójcze jest wychodzenie ze

stereotypu, że to biedny region i że w związku z tym trudno pozyskać sponsorów. Uważam, że kiedy sponsorzy zobaczą, że w tym teatrze coś się dzieje, że odbywają się tu spektakle o których się pisze, o których się mówi nie tylko w Olsztynie ale i w Polsce, jeżeli potrafimy tu robić marcowy przegląd teatralny, a jeszcze zagospodarujemy okres letni w sposob inteligentny, w postaci jakichś przeglądów plenerowych i wydarzeń okołoteatralnych, to będą chcieli wspierać ten teatr. Już docierają do mnie pozytywne sygnały. Chcę również założyć fundację na rzecz teatru, której byłoby łatwiej zbierać dodatkowe pieniądze.

***

Janusz Kijowski: od 1 stycznia został dyrektorem Teatru Jaracza w Olsztynie.

Lat 55, reżyser, w latach 70. współtworzył ;kino moralnego niepokoju;, jest także autorem tego terminu. Filmy: "Indeks" (1977), "Kung-Fu" (1979)

"Głosy" (1980), "Maskarada" (1986), "Stan strachu" (1989), "Tragarz puchu" (1992), "Kameleon" (2001). W latach 1983-94 wykładał w Institut National

Superieur des Arts du Spectacle w Brukseli.Tworzył też dla teatru i dla sceny operowej ("Zamek Sinobrodego" i "Cudowny Mandaryn" w Teatrze Wielkim w Warszawie). W olsztyńskim Teatrze im. Jaracza reżyserował przedtem dwukrotnie: w roku 1994 ( "Msza za miasto Arras" wg powieści Szczypiorskiego) i w roku 1999 ( "Czarownice z Salem").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji