Artykuły

Samolubne zło

Widma Ryszarda III i Hamleta krążą nad historią - mówi Krzysztof Nazar w swojej inscenizacji Szekspirowskiego "Ryszarda lir w gdańskim teatrze Wybrzeże.

O bliskim pokrewieństwie tych bohaterów Nazar przekonywał już w przedpremierowych wypowiedziach. W przedstawieniu przypomniał o tym w pierwszej scenie: głowa Mirosław Baki, recytującego - na wysokości podłogi - początkowe kwestie, czytelnie nawiązuje do pierwszej sceny "Hamleta", wyreżyserowanego w Gdańsku przez Nazara, gdzie tytułową postać grał także Mirosław Baka.

Dla Nazara.

Hamlet i Ryszard III to to samo zło, choć nieco inaczej się ono uzewnętrznia. To samo samolubne ludzkie "ja", dla którego świat znaczy o tyle tylko, o ile pozwala realizować własne projekty i potrzeby, bez oglądania się na dobro i zło. "Postanowiłem zostać nikczemnikiem" - to zdanie z początkowego monologu Ryszarda III powraca, niczym refren, w zakończeniu przedstawienia. Zdaniem Nazara, klucz do zrozumienia tej postaci.

Nawet gdyby ktoś nie kupił programu przed przedstawieniem i tak rozpoznałby w "Ryszardzie III" reżyserską rękę Krzysztofa Nazara - zwłaszcza po sposobie prowadzenia aktorów na scenie, ruchu scenicznym, który, prawdę rzekłszy, często nie wiadomo czym się tłumaczy. Można to przyjąć jak czyjś charakter pisma, dzięki któremu identyfikuje się autora, ale trudno tu dostrzec związek z tym, o czym się opowiada.

Nazar w "Ryszardzie III" podjął się także opracowania scenografii. Komponuje ją z typową dla siebie precyzją. Znaczenie ma każdy szczegół, łącznie z kolorystyką. W wielkiej, niemal pustej białej przestrzeni sceny tym mocniej zaznaczają się jednolicie czarne kostiumy postaci, zrównujące bohaterów (to nie sam Ryszard jest wśród nich zbrodniarzem, on jest tu jedynie najbardziej konsekwentny i najsprytniejszy). Worek z "obciętą" głową, rzucony na stół, wygląda jak wielka torebka z truskawkami, którymi zajada się Ryszard III po tym morderstwie - co mówi więcej o zobojętnieniu na zło niż najdłuższe monologi. Z kolei gołębie kolory codziennych sprzętów komponują się z narzędziami, noszonymi przez Obywateli. Gdy na królewskim dworze dokonują się kolejne zbrodnie, oni najspokojniej w świecie próbują np. naprawić porąbany siekierami stół. Wydaje się, że tacy "zwykli ludzie" będą w stanie - bardziej niż nadciągające przeciwko Ryszardowi wojska - przywrócić zburzony w tym świecie porządek. Dopiero w finale pozbywamy się tych złudzeń: Obywatele gromadzą się pod tajemniczym oknem, z czerwoną pelargonią, zawieszonym przez Nazara nad sceną, z którego mały chłopiec obserwował wszystkie wydarzenia. Po kilku dźwiękach jakiejś arii śpiew chłopca urywa się, a hrabia Richmond, zwycięzca Ryszarda, podejmuje jego początkowy monolog: "postanowiłem zostać nikczemnikiem" słyszymy znów. Z tego świata nie ma wyjścia.

Przedstawienie jest przemyślane, ale chłodne i nie we wszystkim przekonujące. Efekciarski (także jeśli przyjmiemy, że to nie zapożyczenie) wydaje się pomysł zawieszania w powietrzu krzeseł z powbijanymi siekierami, na znak kolejnych zbrodni. Ryszard Mirosława Baki jest raczej pospolitym, szczwanym intrygantem niż zbrodniarzem, nie budzi w nas przesadnej niechęci. Czy tak miało być? Przykuwają uwagę epizody zagrane przez Dorotę Kolak, z tła wielu postaci wyłania się Andrzej Łachański.

Z przedstawienia wynosi się jednak wrażenie, że ta aktorska orkiestra, dyrygowana przez Ryszarda Nazara, w różnych momentach "nie stroi". Można też odnieść wrażenie, że myśl reżysera, precyzyjna i konsekwentna, unosi się nad wodami spektaklu, który odbija ją tylko w części.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji