Artykuły

Ślub w poczekalni

Bohater leży i marzy. Zajmują go te czynności tak bardzo, że o żadnej realizacji marzenia nie może być mowy: nie ma motywacji i nie starcza mu energii. Bohaterka stawia pasjansa czy inną kabałę, a potem leży i marzy. Może coś by i z tego leżenia i marzenia wyniknęło, ale bohaterka nie jest przygotowana do tego, by wziąć sprawy w swoje ręce, wykazać nieco aktywności i marzenie ziścić.

Rzecz dzieje się w połowie XIX wieku, ale aktorzy ubrani są w kostiumy lekko ponadczasowe, z elementami stroju całkowicie współczesnego, co świadczy zapewne o próbie odszukania w komedii Mikołaja Gogola rysu aktualności. Można by podejrzewać, że reżyser Marek Fiedor może kojarzyć sobie rosyjskich "zbędnych ludzi" z czasów carskich z dzisiejszymi bezrobotnymi, czy raczej z tymi, którzy w dzisiejszej rzeczywistości nie potrafią znaleźć swojego miejsca. Ale mogą to być podejrzenia całkowicie bezzasadne.

W "Ożenku" Gogola na małej scenie Teatru Horzycy w Toruniu żyje i kwitnie teatr, jakby atmosfera dziwnych i niewytłumaczalnych zdarzeń scenicznych miała pobudzić bohaterów do działania. Cokolwiek miałoby to znaczyć, jest pomysłem trafnym i ładnym teatralnie, no i zabawnym, co w komedii nie jest bez znaczenia. Pomysłowo rozwiązana została kwestia przestrzeni scenicznej, która, za sprawą manipulacji ścianami, rozrasta się w oczach. Mała poczekalnia zmienia się w dużą poczekalnię, równie zimną i pustą.

Oczywiście bezruch i niezdecydowanie to cechy bohaterów, a nie aktorów. Przedstawienie zagrane jest lepiej niż poprawnie, w szybkim rytmie, bez dłużyzn i zbędnych przerw, choć aktorzy często grają obok tekstu, bez słów. Tekst słusznie został zresztą wyczyszczony z nadmiaru szczegółów. Najbardziej efektowny jest Sławomir Maciejewski, nieco odmieniony zewnętrznie, udanie łączący gwałtowne szarże z momentami refleksji. Maria Kierzkowska, jako kandydatka na żonę, to połączenie wdzięku i nieporadności, lęku i oczekiwania, głupoty i sprytu. Jarosław Felczykowski każdym gestem i wyrazem twarzy okazuje bezdenną pustkę wewnętrzną Podkolesina. Kapitalne są figury pozostałych kandydatów do ręki panny na wydaniu (Marek Milczarczyk, Niko Niakas, Ryszard Balcerek i Mieczysław Banasik), kilkoma prostymi efektami osiąga znakomity efekt komiczny Małgorzata Abramowicz jako służąca Duniasza. Zespół toruńskiego teatru osiąga w "Ożenku" bardzo przyzwoity rezultat: publiczność bawi się, jest usatysfakcjonowana, zaś aktorzy nie muszą wstydzić się sposobów, jakie do tego celu prowadzą. Komedia w reżyserii Marka Fiedora nie udaje, że jest czymś więcej, co nie znaczy, że nie ma tu miejsca na refleksje. Mieszczańskie mieszkania bohaterów sztuki, zamienione przez Monikę Jaworską w poczekalnie, nie zmieniają się w świątynie, nawet w świątynie miłości, i ożenek nie jest tu możliwy. Lepiej leżeć samotnie niż z kimś - bo to tylko wielki kłopot i wysiłek. A to naprawdę nie jedyny morał ostatniej premiery w toruńskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji