Artykuły

Łagodny ale krańcowy

Załóżmy, że nikt z nas nie zetknął się dotąd ze zjawiskiem pt. "Stachura", nie czytał jego książek, nie oglądał, nie tak dawno zresztą, w białostockim teatrze "Mszy wędrującego" z udziałem Anny Chodakowskiej, ani telewizyjnego filmu pt. "Oto" w reżyserii Krzysztofa Bukowskiego, ani programu TV pt. "Poeta jak nikt", ani wreszcie telewizyjnego widowiska nadanego przed samą Wielkanocą w reżyserii Jerzego Satanowskiego.

I przy takim założeniu, a więc bez dodatkowych obciążeń w postaci uciążliwego już nieco, bo natarczywie i ciągle przypominanego mitu, udajmy się do Teatru Dramatycznego im. Al. Węgierki na przedstawienie pt. "Miłość czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie zaśpiewane: wypłakane i w niebo wzięte przez Edwarda Stachurę" w reżyserii Jerzego Satanowskiego.

Co się wówczas okaże?

Na scenie zrazu pozorny nieład. W centrum - "orkiestra", jakieś krzesła. W głębi - partytury, instrumenty muzyczne. A potem? Potem ów nieład wolno przestaje być nieładem. Nie w porządek się jednak przeradza. O nie! Raczej w pewną logikę zdarzeń i splot określonych okoliczności.

Pośrodku - żyrandol, rzucający refleksy, które balansują niby w pięciolinii w takt i rytm stachurowych słów. A może to nie żyrandol, tylko kamerton podający tony? Potem, już na zakończenie, w tej głębi zapalają się światła - znicze. Nastrój zaduszkowy.

I ona - dziewczyna w czerni. Była tu. Jest. Będzie cały czas.

I on. Dwoje ich. Troje. Czworo. Nie - to ten sam i nie ten sam.

I reszta. Grają. Cyzelują nastrój. Cieniują klimaty. Subtelnie i gorzko. Lirycznie i z bólem.

*

Życie w drodze. Czternaście lat. Pociąg. Rozkład. Ludzie. Poezja. Smutek. Radość. I znów od początku...

Chłód, który przenika na wylot. Biała lokomotywa. Plecak. Chlebak. Gitara. Bruliony. Wszystko przepadło.

Cóż znaczą rzeczy?

Już jest za późno, nie jest za późno?

Będzie pisał, komponował piosenki. Żeby było na chleb i na wino.

Sierota z wyboru. Matka. To co mówi jest mądrzejsze od wszystkich jego książek.

Był buntownikiem. Łagodnym, najłagodniejszym z możliwych, ale krańcowym.

Czy można iść śmierci na spotkanie?

*

Legenda Stachury trwa. Minęło pięć lat od jego śmierci, a twórczość i osobowość tego człowieka w dalszym ciągu fascynują. Fenomen ten trudno zracjonalizować do końca, choć przecież zdarza się, że dopiero tragiczna śmierć wzbudza prawdziwe zainteresowanie i jest początkiem mitu, który funkcjonuje czasem niezależnie od twórczości. Siła Stachury i jego wpływ, zwłaszcza na młodzież, która przecież czuje jego problem, polega na niesłychanym autentyzmie, otwartości, i bezgranicznym smutku istnienia oraz na tym, że stawia pytania te same, które są zarazem problemami młodego pokolenia. Klimat wokół Stachury jest pełen poruszenia i zachwytu takie z tego względu, iż był głosicielem totalnej wolności i życia w drodze. Był to zresztą jego własny sposób na życie, gdyż mając czternaście lat opuścił dom rodzinny, by powrócić do niego dosłownie na chwilę, przed swą tragiczną śmiercią.

Wędrowanie było dla Stachury jednocześnie podróżą w głąb siebie. Model życia w drodze to wszak marzenie wielu młodych ludzi. Pisarz zaś apelował, by ta podróż była jednocześnie środkiem poznania samego siebie przy zachowaniu równowagi w kontaktach ze światem.

Jemu to się jednak nie udało.

*

Przekazanie całej stachurowej filozofii wymaga szczególnej oprawy (o czym mowa wyżej) oraz specyficznych aktorskich predyspozycji. Jego twórczość, zawierająca także prawie metafizyczny ładunek, potrzebuje wyjątkowego skupienia wykonawców. Aktorzy Małgorzata Andrzejak, Paweł Binkowski, Sławomir Jóźwik, Andrzej Karolak i Dariusz Piekarz) stanęli na wysokości zadania zarówno jeśli chodzi o przeniknięcie tym irracjonalnym ładunkiem, wykazanie entuzjastycznej wprost żarliwości interpretatorskiej, jak też możliwości wokalnych. Dariusz Piekarz i Paweł Binkowski okazali się wręcz nie gorszymi interpretatorami piosenek Edwarda Stachury niż sam niezrównany dotąd Jacek Różański. Po dłuższej przerwie zobaczyliśmy Andrzeja Karolaka, jak zwykle skupionego i dostosowanego do nastroju oraz próbującego dać odpowiedź jacy jesteśmy naprawdę.

Muzycy (Marek Dyląg, Jacek Kaczyński, Jerzy Nowicki, Zbigniew Pieńkos, Piotr Zielnik) w tym przedstawieniu współgrali tworząc nastrój właściwy tylko stachurowemu misterium.

Przedstawienie reżyserował oraz muzykę skomponował Jerzy Satanowski. To on właśnie przed dwoma laty tym samym widowiskiem zrobił furorę w Poznaniu, w Teatrze Nowym Izabelli Cywińskiej, a ostatnio - jak wspomniałam na wstępie - pokazał je w telewizji z udziałem aktorów poznańskich. Teraz przyszła kolej na Białystok.

Teatr Dramatyczny im. Al. Węgierki "Miłość czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie zaśpiewane: wypłakane i w niebo wzięte przez Edwarda Stachurę". Scenariusz, reżyseria i muzyka - Jerzy Satanowski. Scenografia - Jerzy Juk-Kowarski. Przygotowanie muzyczne - Grażyna Kuklińska. Asystent reżysera - Andrzej Karolak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji