Artykuły

PORTRET SŁOWACKIEGO

W dniu 4 września 2009 r. minęło dwieście lat od narodzin najsławniejszego krzmieńczanina, poety określanego mianem "drugiego wieszcza". Po dwóch wiekach wciąż tajemniczo i oryginalnie przedstawia się jego obraz.

Jak wyglądał Juliusz Słowacki? Wyobrażamy go sobie w oparciu o wizerunki, jakie pozostawiła jego epoka, ale trzeba przyznać, że mimo stałego elementu, jakim jest charakterystyczny kołnierzyk, poszczególne obrazy prezentują różne, nieraz niepodobne rysy. Wśród rodzinnych miniatur Słowackich i Januszewskich znajduje się na przykład najwcześniejszy olejny obrazek Jana Rustema przedstawiający pięcioletniego Julka jako Kupidyna z łukiem w ręku. Widok dziecinnej twarzy pozostawia w pamięci wielkie, ciemne oczy, które na późniejszych portretach nie zawsze są tak przenikliwe. Twarz ukazuje się na nich raz w kształcie idealistycznym, innym razem przyjmuje postać niemal naturalistyczną. Do jednych zaliczyć trzeba portrety według Ksawerego Kaniewskiego (1836) czy Józefa Kurowskiego (1838), do drugiej kategorii obraz Tytusa Byczkowskiego (1831). Późniejsze portrety, inspirowane obrazami malowanymi za życia poety, na ogół ukazywały wysublimowane rysy i natchniony wyraz oczu, jak dzieło Leona Wyczółkowskiego czy rzeźba Wacława Szymanowskiego, ale pojawiają się też odmienne, uznawane za brzydkie, jak popiersie dłuta Wasyla Borodaja przed dworkiem Januszewskich, dziadków Słowackiego w Krzemieńcu.

Poeta pragnął utrwalić swój wygląd dla potomnych, zlecał więc wykonywanie swego portretu, krytycznie oceniał każdą próbę odtworzenia. Jednak z jego lapidarnych uwag zaledwie wnioskować można o tym, jak sam postrzegał swoje oblicze. W "Godzinie myśli" podkreśla smutek i bladość na dziecinnej twarzy oraz "w czarnych oczach płomień gorączkowy, przedwcześnie zapalony". Przyznaje, że drezdeński portret Byczkowskiego oddawał pewne podobieństwo, chociaż zaznacza, że w rzeczywistości uznawany jest za piękniejszego niż przedstawiony wizerunek. Obłąkane spojrzenie na opuchniętej twarzy miało być krótkotrwałe. Dużym powodzeniem, któremu towarzyszyło zadowolenie poety, cieszył się wizerunek według Kurowskiego, którego naśladowcy zyskiwali podobne uznanie. Zastrzeżenia wobec budzącego kontrowersje obrazu z Drezna, a pochwała często kopiowanego rysunku Kurowskiego wskazują, że przywiązywał uwagę do silnego wyrazu oczu. Sygnalizować one miały niewyrażalny na obrazie pełen emocji świat myśli, których przekaz był dla artysty słowa najistotniejszy. Chodziło wszak o to w jego sztuce, by wyrazić wszystko, co pomyśli głowa...

Niemożność stworzenia wiarygodnego odzwierciedlenia wyglądu łączy się z niejednoznacznym portretem duchowym. Chociaż można go uchwycić na podstawie bogatej spuścizny pisemnej, w której nie brak autobiograficznych ujęć, w tym zapisów zaliczanych do rodzaju literatury intymnej, czyli pamiętnika i epistolografii, powstaje wiele subiektywnych portretów Słowackiego. W osobistym jego przekazie interpretatorzy znajdują przesłanki do nieraz sprzecznych pojęć o nim. Spojrzenie uwarunkowane jest zawsze okolicznościami zewnętrznymi. Mimo więc, że poeta prosił "tych, co go znali", by w podaniach przekazali prawdę o nim, powstawały różne jej odbicia. Każda epoka ma swoją wizję Słowackiego, jej zasady i wartości decydują o odbiorze jego dorobku. Każdy odbiorca prowadzi własną rozmowę z duchem poety, tworzy indywidualne wyobrażenie o nim.

Apogeum kultu "drugiego wieszcza" przypadło na początek wieku XX. W tym czasie spełniła się przepowiednia poety, iż stanie na czele narodu. Stulecie urodzin było okazją do licznych manifestacji woli, by uznać go za szczególną jednostkę. Metaforyczne tytuły, jakie nadawano mu w okresie II Rzeczypospolitej, czyniły zeń pośmiertnie nie tylko duchowego przewodnika, ale i przywódcę - Króla-Ducha w odrodzonym państwie. Zenon Przesmycki Miriam nazwał Juliusza "wybrańcem wieczności", Ignacy Mościcki "najwyższym polotem czystego piękna nad Polską", marszałek Józef Piłsudski "słupem ognistym polskiej wielkości". W okresie okupacji Słowacki dostarczał wzoru patriotycznej postawy tym, co szli "jak kamienie rzucane na szaniec". Symbolem powojennego odwrotu od kultu wieszcza stała się najsławniejsza scena z powieści Witolda Gombrowicza "Ferdydurke". Wojna wypowiedziana poetom romantycznym przez współczesnych luminarzy literatury współgrał z przewartościowaniem roli tradycji. Nowy stosunek do "wielkiego poety", który już "nie zachwyca", ewoluował wraz z procesem materializacji kultury oraz negacji klasyków. Potocznemu zobojętnieniu przeciwstawiały się nowe próby odczytań, które nasilały się w kolejnych Latach Słowackiego.

Obecny rok jubileuszowy stanowi kolejną próbę konfrontacji widzenia Słowackiego dawniej i dziś. Rozmaite jego oblicza, przedstawione przed dziesięciu laty na sesji naukowej Instytutu Badań Literackich PAN, której plon znalazł się w tomie "Słowacki współczesny", świadczyć mogą o wielopostaciowości twórcy. Oryginalność poety polega na tym, że ewoluuje wraz ze zmianą pokoleń. Współczesna refleksja, odchodząca od tradycji polskiej mitografii, rozwija zapoczątkowany przez Tadeusza Boya Żeleńskiego nurt "odbrązowienia" wieszczy narodowych, by dialog z nimi był możliwy dla dzisiejszego czytelnika. Wychodzi naprzeciw tej potrzebie monografia Jana Zielińskiego wznowiona przez wydawnictwo W.A.B. w serii "Fortuna i Fatum" (Warszawa, premiera 17 czerwca 2009 r.) "Słowacki. SzatAnioł". Drugie wydanie - uaktualnione i poszerzone - nie tylko o materiał ilustracyjny, który pozwala wejrzeć w różne twarze poety, jest świadectwem poczytności zaprezentowanego w książce ujęcia życia i twórczości. Osobowość Słowackiego wciąż fascynuje, choć inne są już drogi do jej poznania. Młodzi ludzie chcą przyglądać się wieszczowi w jego ludzkich wymiarach. Autor biografii zapewnia nie tylko tę perspektywę, ale odsłania portret atrakcyjnego dla współczesnych człowieka, ukazuje rewelacyjny, nieznany dla większości wizerunek poety.

W stulecie urodzin wielkiego Juliusza otrzymał on swój teatr: 16 X 1909 r. Rada Miejska przemianowała Teatr Miejski w Krakowie na Teatr im. Słowackiego. Zaprezentowano wówczas festiwal jego dramatów i sztuk mu poświęconych. Po upływie kolejnych stu lat pojawił się ponownie szereg inscenizacji, wśród których znalazł się też nowatorski, eksperymentalny spektakl - "Zakręcony Słowacki, czyli noc w malinach" (żart sceniczny) według tekstu Anny Burzyńskiej w reżyserii Krzysztofa Orzechowskiego.

W ramach III edycji Nocy Teatrów w Krakowie 12 czerwca 2009 r. została jednorazowo (choć dwukrotnie tego wieczoru) zaprezentowana komedio-farsa zainspirowana portretem, jaki wyłania się z książki biograficznej Jana Zielińskiego. Cały zespół Teatru, który wzniesiono na miejscu kościoła św. Ducha, przywołał swego Patrona w najrozmaitszych pastiszowych i parodystycznych formach - w tym w brawurowo ożywionej postaci, która łudząco przypominała wieszcza Juliusza według rysunku Kurowskiego, w osobie aktora Rafała Michała Sadowskiego.

Zgodnie z wyobrażeniami autora "Genezis z Ducha" pojawia się on w swym dawnym wcieleniu, we własnej ziemskiej formie podczas szczególnej krakowskiej nocy w gmachu przy placu św. Ducha, nieświadom, że od stu lat mieści się w nim jego teatr. Zjawienie się Ducha Słowackiego pociąga za sobą zaistnienie mar rodem z jego życia i wyobraźni - jego bliskich, przyjaciół, postaci z jego dramatów oraz innych przedstawień z aktualnego repertuaru, jak i pracowników Teatru Słowackiego. Konfrontacja z rzeczywistością nie tylko ujawnia świat wewnętrznych przeżyć, w tym skrytych namiętności homoseksualnych, hazardowych czy narkotycznych, o jakich między innymi traktuje monografia Zielińskiego. Służy również ukazaniu sposobów postrzegania poety przez reprezentantów współczesnych pokoleń, ludzi kultury skupionych w centrum narodowej tradycji -w krakowskim teatrze, na jednej z najbardziej zasłużonych scen w dziejach narodowej kultury.

Domeną współczesnej sztuki jest żart, kpina, satyra... Wolne są od tej tendencji miejsca, gdzie pamięć o wielkich twórcach polskiej kultury jest elementem pamięci o ojczyźnie. Wyzwolenie z sentymentu kieruje jednak w stronę rozrywkowych funkcji dzieł. Większość odbiorców z upodobaniem przyjmuje przedstawienia, w których dokonuje się humorystycznego przetworzenia wizerunku czczonego twórcy. Efekt humorystyczny jest możliwy dzięki zaburzeniu ustalonych tradycją wyobrażeń. W wyniku rozdźwięku między szkolnym czy oficjalnym a satyrycznym portretem Słowackiego powstaje nowy impuls do refleksji nad naturą artysty-geniusza. Sztuka Anny Burzyńskiej, pełna cytatów i odniesień do różnych tekstów kultury, nie jest tylko błazenadą, bo pod warstwą żartu służącego zabawie kryje próbę wyartykułowania problemu powierzchownego stosunku do kultury. Spektakl stanowi więc diagnozę współczesnej kondycji wieszcza narodowego. Jego miejsce pozostaje na piedestale, chociaż w przeciwieństwie do konkurenta, Adama Mickiewicza, mimo wysiłków organizacyjnych przed wiekiem Słowacki nie otrzymał pomnika w Krakowie. Miejsce na cokole nie jest jednak godne pozazdroszczenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji