Artykuły

"Noc listopadowa", czyli piąta część "Dziadów" cz. II

Autor "Nocy listopadowej" przeplata różne plany metafizyczne i historyczne. Wprowadza do swojego dramatu wiele gotowych elementów, odwołuje się do najrozmaitszych tradycji i kontekstów, spaja je w synkretyczną, lecz spójną całość. Dzięki temu udaje mu się uzyskać efekt narastającej wielopłaszczyznowości. "Noc listopadową" można więc czytać na kilku różnych poziomach. Równocześnie jednak linia konstrukcyjna tego utworu i środki wyrazu, charaktery postaci są tak wyraziste, że funkcjonują autonomicznie. Znajomość kontekstów i coraz szerzej wykorzystywanych punktów odniesienia może dopełniać, pogłębiać lekturę dramatu, nie jest jednak niezbędna. Może jednak również wprowadzać w błąd, jeżeli zapomnieć o tym, że Wyspiański zawsze przetwarza, modyfikuje cytaty, polemizuje z nimi i podporządkowuje własnym celom. Ważniejsze więc niż poszukiwanie zewnętrznych kontekstów wydaje się rozpoznawanie funkcji poszczególnych elementów wewnątrz tekstu, ustalenie ich roli w budowaniu akcji, ale też i wydobycie napięć kształtujących zmienny, pulsujący nastrój całości.

Posługując się gotowym cytatem Wyspiański uwydatnia rolę szczegółu, skupia na nim uwagę, żeby ożywić, personalizować cytat-symbol. Nawet za cenę paradoksu zwrócić uwagę na jego rolę w konkretnej, jednorazowej sytuacji dramatycznej. Nike Napoleonidów pojawia się na scenie sama, zapowiedziana często przytaczanym poetyckim opisem:

Znacie tę Nike Fidiaszową,

jak sandał wiąże szybka,

jak ze zwróconą w górę głową

(tej brak, gdyż dzieło jest fragmentem),

wstrzymana w locie, gibka,

sandał chce splątać rozplatany [...]

Otóż to ona się odzywa

jako: NIKE NAPOLEONIDÓW

(I, 122-127, 131-132)

Odzywa się więc postać, której brak głowy, zaprzątnięta sandałami, których w pośpiechu nie zdążyła związać. Zawiązuje je w końcu po wygłoszeniu kilkunastu aż wersów, po to zapewne, żebyśmy nie zapominali, że nie był przypadkowy jej kształt plastyczny wyrażający pęd, dążenie. Stanisław Lack, jeden z najwnikliwszych czytelników Wyspiańskiego, tak określał budowę "Nocy listopadowej" właśnie: "Poeta dramatyczny posługuje się zatem fikcją, która w stanie utrwalonym - w rzeźbie, w malarstwie, w literaturze - istniała w chwili rozegrania się dramatu i istnieje w chwili napisania tego dramatu, w chwili obecnej; która mogła być świadkiem tamtych zdarzeń i jest świadkiem późniejszych i obecnych. Ta fikcja, jak widać, jest rzeczą wieczystą, bardziej rzeczywistą niż wszelka rzeczywistość, zmienna, ginąca niepowrotnie i fatalnie."

Utrwalony, wieczny świat dzieł sztuki, świat wszelkiej tradycji, a więc także tradycji historycznej, zawsze zderza tu poeta z kruchą i przemijającą rzeczywistością.

Jesienny pejzaż Parku Łazienkowskiego, w którym słychać przede wszystkim ton elegii, lamentacji, przypomina nastrój cmentarza w czasie Zaduszek: Wiatr dmie, że ogród cicho łka za każdym liści szelestem.... [...]

Po drzewach jakaś arfa gra

i ogród jęczy tłumem mar.

(III, 1-2; 7-8)

Już w pierwszej scenie Nike spod Cheronei zamiast wawrzynów niesie cmentarne wieńce z choiny. Chociaż tak wiele tutaj pogrzebowych tonów, tak dużo odwołań do "Dziadów" - "Noc listopadowa" nie ma być obchodem żałobnym po polskich powstaniach ani po tragicznym dla Polaków wieku dziewiętnastym. Wyspiański pisał swój dramat z tekstami historyków w ręku, wedle nich układał schemat fabularny i czasem ściśle odtwarzał przebieg zdarzeń, ulegał sugestywnemu nastrojowi autentyku. A przecież w trwającą nieprzerwanie dyskusję o powstaniach włączał się na swój własny sposób. Nie chodziło mu już o udramatyzowanie przeciwstawnych argumentów wyjaśniających tragizm klęski, o rozdzielanie racji i ferowanie wyroków. Chciał pytać, jakie jest znaczenie tych wydarzeń, a więc ich współczesna funkcja. Jak uporać się z pamięcią o nich, nie odrzucając jej. Trudno byłoby odpowiedzieć wprost na pytanie o to, czym w istocie jest ten utwór, ponieważ najpełniej charakteryzuje go dwoistość perspektywy, z której przedstawiane i oceniane są pokazane w nim zdarzenia. Poeta nieustannie posługuje się poetyką przeciwstawień, prowokacyjnie nawet zgęszczonych opozycji. Poczynając od poziomu najbardziej elementarnego, od irytującego wrażliwe ucho zgrzytliwego zderzenia fragmentów poetycko skandalicznych z przejmującymi partiami lirycznymi. Obok niezdarnych rymów Wyspiański umieszcza sarkazm po mistrzowsku konstruowanych krótkich, jadowitych dialogów. W przepełnionej niepokojem rozmowie Kuruty z Wielkim Księciem najpierw jeden wers składa się z czterech replik (II, 24), chwilę później sześć nasyconych dwuznacznością replik zmieściło się w trzech wersach (27-29). Po latach zgody na to, że Wyspiański nie zawsze radził sobie z formą wiersza swoich dramatów, dzisiaj warto spytać, czy nie robił tego świadomie, czy nie traktował poetyckiej karykatury jako narzędzia ekspresji. Takie pytanie wydaje się szczególnie uzasadnione wobec przykładów dowodzących, że Wyspiański umiał też nad formą wiersza precyzyjnie panować. Jak w lirycznych monologach poległych, żegnających się z życiem na scenie Teatru na Wyspie. Jak wtedy, kiedy Joanna z Aresem na progu Pałacu Łazienkowskiego obserwują składające skrzydła Boginie Zwycięstwa:

JOANNA

Co one robią?

ARES

Skrzydła kładą.

JOANNA

Nie będą walczyć - ?

ARES Więcej nie. -

Cóż twarz twą w lęku chylisz bladą?

JOANNA To źle. - - -

(VIII, 140-144)

Ich dialog tworzy precyzyjny układ rytmów w wersach 9 - 8 - 9 i w końcu 2-sylabowych, mocno wybija się rym urwanego wersu zamykającego strofę. Krótkie, ostre "To źle" powtórzy się dwukrotnie tuż przed wejściem Kory niosącej obietnicę przyszłej wolności. Mocno punktując nastrój rezygnacji poeta nie pozwoli poddać się całkowicie optymizmowi jej słów.

Dialog "Nocy listopadowej" komponowany jest też na zasadzie kontrastów, co ułatwia wprowadzenie realistycznych szczegółów, satyrycznej obserwacji, umożliwia dosadność charakterystyki postaci i sytuacji. Wprowadzenie przeciwstawnych zdań w obrębie jednej wypowiedzi pozwoliło uchwycić zarówno zmienne reakcje Wielkiego Księcia przerażonego nieudanym zamachem, jak i skomplikowane wybory, przed którymi stanęli polscy oficerowie w jego armii:

Otoczył!! Staś Potocki?!

KURUTA

(śmieje się)

Nie - idzie z pomocą.

W. KSIĄŻĘ

Z pomocą? - Podły - ach, charmant garcon.

(IV, 109-110)

Taki sposób budowania dialogu ułatwił też zderzenie powstańczego zrywu i zaskoczenia wyższych oficerów w słynnej scenie Nike Napoleonidów i Chłopickiego:

Wstań ty i głosem gromu uderz ponad męże! W imieniu twoim i głosie zwyciężę!

CHŁOPICKI

(dominuje głosem nad zamieszaniem)

Oddalcie się do domów w spokoju!

(V, 188-190)

Generał wybiera więc spokój zamiast gromów. Chwilę później to Nike, która miała wzywać do boju, przypomni o napoleońskich tęsknotach generała. Przepędzając uosabiające rewolucyjny żywioł Satyry, deklamuje kwestię, która brzmi jak cytat z tragedii pseudoklasycznej:

Odejdźcie! - Niech się zamkną tej sali podwoje i niech dawny porządek zajmie miejsce swoje!

(207-208)

W chwili wybuchu wojny Nike przypomina przeszłość. Nakazując powrót "dawnego porządku" odwraca bieg zdarzeń, hamuje powstanie, które miało właśnie zburzyć wszelki porządek.

Nieporadne, agresywne rymy męskie, skrócone wersy, urywane zdania są w tym dramacie językiem namiętności - żądzy zemsty i walki, także erotyki. Mitologiczne konteksty jeszcze wzmacniają te skojarzenia, jednoznaczność wprowadza postać Aresa - boga wojny i bohatera wielu przygód miłosnych. Nie tylko jednak za sprawą Aresa powstańczy zryw, sama walka są w "Nocy listopadowej" równoznaczne z erotycznym opętaniem. Przykładem mogą tu być nie tylko rozmowy Joanny i Wielkiego Księcia przeskakujące od polityki, od marzeń o wielkości, do miłosnego oczarowania. Szaleństwo Joanny w ostatniej scenie jest więc jakimś rodzajem puenty:

"Mówił ojciec do swej Basi:

biją w tarabany....."

Nie, to nie tak - - tak. - Mars mnie zabiera

na swoje łoże - w miłość.

(X, 42-45)

Bardzo przecież podobna, miłosna i wampiryczna relacja łączy Wysockiego i Pallas:

WYSOCKI

(wybiega z uliczki, z lewej)

(spostrzega Pallas)

Ha, ty moja!

PALLAS

Ha, ty mój!

Jużeś pierwsze zwycięstwo wziął!

WYSOCKI

O patrz, jako mnie kirasjer ciął;

a tu na licu, patrzaj -

PALLAS

Rana!

Krew świeża, pozwól wyssać, pić.

(VII, 32-36)

Śmierć w takiej wojnie na pewno odarta jest z patosu. Kery, mitologiczne boginie Przeznaczenia, które dosięgnęło umierających, ssą krew zabitych. Nie rozróżniają swoich i wrogów, ich działania są dwuznaczne, ironiczne: KERA (nad trupem Potockiego)

Gdy zejmiesz duszy jarzmo,

gdy wyżresz z duszy grzech,

poniesiem je na ostrów,

na śmiech.

KERA (nad trupem młodego Gendra)

Na śmiech.

KERA

(nad trupem Makrota)

Na śmiech.

(VII, 144-147)

Mitologiczne bóstwa "Nocy listopadowej" nie opowiadają się po niczyjej stronie, nie współczują z nikim, nie wnoszą w wydarzenia "Nocy listopadowej" horyzontu wartości. Świat mitologii pomieści wszystko i wszystko zrówna. Kora skrzętnie przechowa w podziemnych spichrzach przelaną krew, Kery zaniosą ją na wyspę, do teatru, na śmiech. Z konwersacji prowadzonej jak w salonowej komedii, z typowych dla niej bon mots i kalamburów, tyle że wygłaszanych w drastycznie odmiennej sytuacji, rodzi się historyczny konflikt. Ze zderzenia wieloznaczności zdań, z ironicznej gry słów, do której uciekają się bohaterowie dramatu, umie Wyspiański wydobyć sygnały metafizycznej trwogi:

KURUTA

[...] Podal stoją straże

i czekają rozkazów.

W. KSIĄŻĘ

Niechaj dzień nie wschodzi.

Kto to przybył - ?

KURUTA

Krasiński generał.

W. KSIĄŻĘ

Niech czeka.

(X, 15-16)

Jedyny rozkaz, na jaki stać przerażonego przyszłością Wielkiego Księcia, brzmi: "Niechaj dzień nie wschodzi".

Prawo do psychologii i metafizycznego lęku mają tutaj Rosjanie, wrogowie. To właśnie Wielki Książę zdobędzie się na pytanie, jaką rolę przeznaczył dla niego Bóg w chaosie dziejów:

Boi się Wielki Książę nie ludzi, lecz Boga.

Jak dla mnie znajdzie drogę Bóg - tak minie trwoga.

(X, 26-27)

Bo Bóg na pewno nie jest dla Wyspiańskiego Bogiem narodowym. Wbrew dziedzictwu romantycznej tradycji nie jest też Bogiem historii, nie ingeruje w nią, ani też nad nią nie panuje. Znakami praw obowiązujących w świecie historii -żywiołowej gwałtowności, powracających konfliktów i fal zniszczenia - stali się w "Nocy listopadowej" bogowie mitologiczni. Kiedy pada słowo Bóg, zawsze dotyczy to świata jednostek. Wydaje się, że stosunek człowieka do Boga jest dla Wyspiańskiego tak bardzo osobowy, że Bóg może patronować tylko indywidualnym ludzkim losom. I to jedynie wtedy, kiedy ludzie chcą dostrzec w Nim patrona. Jest natomiast Bogiem każdego, niezależnie od tego, po której stronie konfliktu stanął. Z ust Wielkiego Księcia pada więc okrutne pytanie o prawomocność Mickiewiczowskiej ekonomii zbawienia. Po latach literackich doświadczeń Wielki Książę przeżywa męki Snu Senatora już intensywniej, z pełniejszą świadomością. Wiele już razy szatani męczyli go we śnie, dokładnie tak samo jak senatora Nowosilcowa w dramacie Mickiewicza:

duszę wy moją brali w szpon; - piekła szatani,

i wlekli w noc. - - -

Ja sam - - skąd czekać mnie zwiastuna?

i kto wyzwoli z mąk - - ? -

(II, 367-369)

Nowosilcow w "Dziadach" nie zrozumiał znaczenia dręczącego snu, nie zastanawiał się nad nim. Nie przyjął też ostrzeżeń Księdza Piotra, nie mieściłoby się to w ideowych założeniach "Dziadów". Konstanty rozumie więcej i nie umie uwolnić się od dręczącego koszmaru. Odebrano mu jednak prawo do łaski. Nikt go nie ostrzeże, Ksiądz Piotr nie przyjdzie mu z pomocą, a sam nie ma dość siły, aby wyrwać się z przeklętej roli ciemiężyciela. Ale Wielki Książę nie jest skazany jednoznacznie na potępienie. Słaby i wbrew sobie uwikłany w historyczne wypadki, widzi dokładnie, gdzie dobro i zło. I to on zrobi Polakom zaprawiony goryczą i ironią "obrachunek sumienia". W przeciwieństwie do całej dziewiętnastowiecznej tradycji literatury narodowej symbolika chrześcijańska nie jest tutaj symboliką historiozoficzną, wyjaśniającą polskie klęski. Kiedy Wyspiański pyta o historię, to pyta o brzemię, które zagraża indywidualnym losom, o przymus walki i nieuchronność spustoszenia. I mówi o tym posługując się figurami bóstw mitologicznych. Jak w obrazach Malczewskiego, umieszcza w polskim pejzażu postacie mitologiczne. Precyzyjnie interpretował ten fenomen Jan Parandowski:

"Trudno się zżyć z myślą, że poeta zdobył najtrafniejszy język do wypowiedzenia bohaterskiego porywu, odwoławszy się do symboliki bóstw greckich. Dwa równoległe dramaty, bogów i ludzi, wywołują odruchowy sprzeciw wyobraźni. Skoro bowiem alegoria staje się tak czynna i ruchliwa, że ludzie przy niej wydają się bierni i pozbawieni własnej woli, czujemy niemałe zakłopotanie." Mitologiczne wątki Wyspiański przetwarza, czerpie inspiracje z wielu źródeł. Zmienia typowy wygląd i rolę postaci mitycznych. Cechy, które kojarzono z nimi od wieków, stają się płynne i wieloznaczne. Nawiązują zarówno do antycznej tradycji literackiej, jak i do dzieł sztuki plastycznej. Poeta nie ogranicza się tylko do antyku. Niektórzy bohaterowie "Nocy listopadowej" to ożywione rzeźby Parku Łazienkowskiego. Trudno więc w przypadku Wyspiańskiego wskazać jeden konkretny wzorzec wprowadzania motywów antycznych do dramatu. Wędrując między światami różnych epok i tradycji bogowie zmieniają swoje funkcje, wchłaniają rozmaite motywy. Jeszcze w trakcie pracy poeta wykreślał to, co wydawało mu się zanadto dopowiedziane. Szczególną odmienność postaci ze świata antycznego w jego dramacie trafnie pokazał znowu Parandowski: "Daremnie szukać w Łazienkach podniety dla tych wizji, na próżno rozważać, czy mają one kształt snu, czy ukrytych myśli działających osób, niewiele nawet znaczy, jakie idee wyobrażają, albowiem to, co je wyodrębnia pośród symbolów i alegorii, do których przywykło się w poezji, to ich realne życie. Wyspiański odczuwał istnienie starych bóstw w sposób, jakiego nie da się objaśnić czytaniem Homera i podziwem dla rzeźby antycznej. Były mu bardziej potrzebne i ściślej obecne niż komukolwiek od czasów humanistów, którzy nieraz zachowywali się tak, jakby nie mogli uwierzyć, że są one tylko tworem fantazji. Potężniejszy jednak od humanistów, Wyspiański utrwalił swoje żywe metafory w naszym pejzażu historycznym, a czarowna scena Demetry i Kory jest chyba jedynym w literaturze świata odnowieniem helleńskiego mitu". W konkretną przestrzeń Warszawy i w zaświadczone historyczne wydarzenia wprowadza poeta zabawy bogów olimpijskich żerujących na namiętnościach i powikłanych konfliktach między ludźmi. Gry rywalizujących ze sobą bóstw mitologicznych są często sprzeczne z najistotniejszymi dążeniami i potrzebami żyjących. Wyspiański wprowadzał je po to, żeby pokazać absurdalny świat historii. Na wezwanie Pallas zbiegają się Niki z różnych pól bitewnych, zapowiadając zwycięstwa i klęski. Bitewnym okrzykom jednych odpowiadają żałobne tony Nike spod Cheronei, która zamiast wawrzynów niesie wieńce cmentarne - "Laurów nie ma, a róże pomarły" (I, 296). Przychodzi po śmierć prosto spod Maciejowic, wojenny poryw Pallas jej nie powstrzyma. Dla owładniętych namiętnością bogiń ważniejsza niż zwycięstwo jest sama walka, tylko Pallas wydaje się ofiarą własnych złudzeń. Boginie, przybywające z antycznego świata i ze świata polskiego romantyzmu, wiedzą dobrze, że wojna rodzi dwie postawy. Nike spod Salaminy spyta więc wprost:

Wstaną-li to pieśniarze i ślepce

lirni - czy męże, jako spiż?!

(I, 283-284)

Bo kiedy heroizm wojny staje się tematem epopei, poematu, nikt nie pyta o cenę, jaką zapłacili uczestnicy heroicznych wydarzeń. Poeci będą głosili chwałę ich wojennych czynów i rozpamiętywali ich klęski.

Spiskowym, którzy pod pomnikiem Sobieskiego przygotowują się do zamachu, zamiast zapału towarzyszy nastrój nostalgicznego niepokoju, zrodzony z niepewności oczekiwania. Lamentacja Demeter po zniknięciu Kory nieuchronnie kojarzy się również z losami zamachowców, którzy właśnie wybiegli z parku. Wezwania Hekate do zemsty dotyczą już wyraźnie powstania:

Zburzona spokojność chat

i cichość małżeńskiego łoża.

Szałem obejmujcie dusze,

niechaj w obłędzie krwią poją się ciała

i duch się świetli zbrodniami,

pognany w męczarń katownie.

(III, 320-325)

Powstańczy pęd do zabijania to także zbrodnicze dzieło Hekate i przywołanych do pomocy Eumenid. W tym, jak zostało pokazane powstanie, trudno dopatrzyć się czyichkolwiek racji - agresja jest bezmyślna, padają przypadkowe ofiary, z okrutną ironią traktuje Wyspiański przyczajone kunktatorstwo Czartoryskiego. W ciasnej uliczce każe mu się zetknąć z leżącymi tam trupami poległych. Nikt też nie okazuje się zwycięzcą. I nie chodzi tu tylko o polityczną ocenę powstania listopadowego. W tekście dramatu pojawiają się bowiem aluzje do polskich klęsk i zrywów rozciągających się na cały wiek dziewiętnasty - jak słynne słowa cara Aleksandra II, które znalazły się w kupletach Kudlicza śpiewanych w Teatrze Rozmaitości w nocy 29 listopada 1830 roku, jak nawiązania do napisanych już po powstaniu dzieł literatury romantycznej, jak w końcu dnie narodowej żałoby, które kojarzą się bardziej z manifestacjami patriotycznymi, jakie poprzedzały powstanie styczniowe. Młodopolski synkretyzm w dążeniu do syntezy, do całościowego ogarnięcia świata łączył wątki przejmowane z różnych kultur. Podobnie traktował własne, europejskie tradycje antyczne i chrześcijańskie, tworzył paralele, wydobywał podobieństwa motywów, uogólniał, przenosił znaczenia. Tęsknił za mitycznym okresem pełni, złotego wieku harmonii i jedności. Konstruował dopełniającą się, wszechogarniającą wizję świata. Sądzę, że Wyspiański postępował dokładnie odwrotnie - rozdzielał obrazy, porównywał je, wydobywał sprzeczności. Antyk i chrześcijaństwo, z których symboliki nieustannie czerpał, były dla niego dwoma fundamentalnymi, ale radykalnie odmiennymi nurtami europejskiej tradycji. Miał poczucie odrębności i napięcia, jakie istnieją między ich pojęciami i wartościami. Nie zacierał granic między nimi, nie przenosił znaczeń z symboli jednego światopoglądu na drugi. Świadomy rozdzielających je przeciwieństw, wprowadzał je we wzajemne relacje. Nie utożsamiał się ani z antykiem, ani z chrześcijaństwem. Prowadził z nimi własny dialog, próbując rozpoznać egzystencjalną sytuację człowieka. Trudno by też było doszukać się u niego nostalgii za utraconym czasem idealnym, chęci powrotu do minionej, zagubionej doskonałości. Ani mit, ani historia nie są dla Wyspiańskiego obiektem tęsknoty. Są bowiem dziedzictwem, które trzeba podjąć i twórczo kontynuować, nie można jednak poddawać się im. Poeta nieustannie odwołuje się do wszystkiego, co niesie tradycja, pamięć przeszłości, by zrozumieć kształt współczesnej rzeczywistości i określić w niej własne miejsce. Życie jest ciągłym ruchem, uwalnianiem się od dziedziczonych i zastygających form istnienia, aktywnym przekształcaniem świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji