Artykuły

O Chopinie w Gazeta Café

- Jaki jest wymierny wkład dzieła Chopina w sens promocji Polski na przestrzeni dziejów. Wiadomo, że np. instalacje technologiczne Coca-Coli na całym świecie są warte około 20 mld dolarów. A ten znaczek biało-czerwony, który widzimy na butelkach, wart jest 60 mld dolarów. Więc ile jest warte dzieło Chopina jako świadectwo pierwszorzędności Polski, jako świadectwo naszych uprawnionych starań, przynależności do wiodących państw Europy i świata? - mówił Waldemar Dąbrowski na spotkaniu poświęconym Chopinowi w Gazeta Café. Relacja w Gazecie Wyborczej Stołecznej.

Nasze ostatnie spotkanie w cyklu "Film, muzyka, teatr w Gazeta Café" poświęcone było Chopinowi. Gościliśmy wspaniałą wokalistkę Urszulę Dudziak, która dała nam też wyjątkowy koncert, oraz Waldemara Dąbrowskiego, przewodniczącego Komitetu Obchodów Chopin 2010, i Andrzeja Sułka, dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Oto fragmenty rozmowy.

Remigiusz Grzela: Czy istniałby jazz bez Chopina?

Urszula Dudziak: Uważam, że Chopin był pierwszym jazzmanem. Dla nas, jazzmanów, Chopin to piękne harmonie, boskie melodie, nieprawdopodobne źródło inspiracji. Teraz mamy rok Chopina, ale śpiewałam Chopina już bardzo dawno. Zawsze traktowałam jego muzykę z uwielbieniem. Zawsze, kiedy śpiewam Chopina, mam tremę. Śpiewałam na przykład Mazurka F-dur w duecie z Grażynką Auguścik, fantastyczną wokalistką, która mieszka w Chicago. Miałyśmy niesamowitą frajdę. Najpierw trzymałyśmy się melodii, ale potem tak się rozbisurmaniłyśmy w improwizacji, że odlatywałyśmy wysoko, daleko, skąd trudno nam było czasami wrócić.

Urszula Dudziak za chwilę zaśpiewa dla państwa recital. My pozostajemy z Waldemarem Dąbrowskim i z Andrzejem Sułkiem. Zapytam pana Waldemara Dąbrowskiego. Czy kiedy w 2005 roku zaczął pan pracować nad tym wieloletnim projektem, spodziewał się pan, że Polska oszaleje na punkcie Chopina?

Waldemar Dąbrowski: Zacząłem w 2004 r., będąc ministrem kultury. Miałem poczucie, że nie chodzi o promocję muzyki Chopina, bo przecież jest wartością żywą i pulsującą we wszystkich kulturach świata, ale o promocję Polski. Zastanawiałem się, jak zarządzić tą pierwszorzędną jakością, żeby współczesny świat kojarzył Polskę z doskonałością tego dzieła. Polacy to nie jest naród, który posiadł umiejętność pokazywania się światu poprzez to, co w nas dobre, mądre i piękne. Raczej wynosimy na zewnątrz dysharmonię i umniejszamy się w oczach świata, pracując przez dziesiątki lat na katalog stereotypów, które wciąż są dosyć silne. Zatem Rok Chopinowski stał się nadzwyczajną okazją, żeby się z tym skutecznie zmierzyć. Ale wracając do roku 2004 i do projektu Chopin 2010. To była poważna operacja rządowo-parlamentarna, która polegała na sformułowaniu planu działań przywracających świetność miejscom chopinowskim, w szczególności uwzględniający budowę nowoczesnego muzeum. Państwo pamiętacie Tamkę sprzed paru lat, rozpadającą się kamienicę, która była dokładnie vis-a-vis tego miejsca, które nazywaliśmy sacrum chopinowskim. To było takie świadectwo bylejakości, z którą się trzeba było zmierzyć. Ale na tym nie koniec, bo przecież Żelazowa Wola dostaje zupełnie nowy wizerunek, podobnie jak kościół w Brochowie, gdzie Chopin był chrzczony. Mimo to chyba najtrudniejszym elementem jest uczynić z tego roku rok wielkiej edukacji dla Polaków, bo wyniki badań naukowców Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy zmierzyli percepcję Chopina i jego dzieła, są dramatyczne.

Nie jest łatwo odtworzyć w pełni dzieło Chopina, jego piękno i sensy, kształt miłości, piękna, patriotyzmu, narrację do historii Polski niemalże ewangeliczną, trwania polskości i narodu w czasach, kiedy nie było państwowości. Kluczowym instrumentem jest oddane muzeum, najlepszego na świecie muzeum biograficzne, najnowocześniejsze i bardzo piękne.

Andrzej Sułek: To muzeum działające na wyobraźnię, działa na wrażliwość. Kontakt z ekspozycją jest niezwykle przyjazny. A to służy postaci i muzyce.

W.D.: Dzisiaj macie państwo muzeum na 1300 metrach kw., w średniowiecznych piwnicach, które zostały odzyskane po raz pierwszy dla Warszawy po wojnie, wywieźliśmy stamtąd kilkaset ciężarówek gruzu. To są ogromne, wspaniałe, rzadkie w Warszawie średniowieczne struktury, spuentowane barokowym pałacykiem. To unikalna przestrzeń. To muzeum jest oparte na zasadzie harmonii pomiędzy szacunkiem dla obiektu historycznego i użyciem nowoczesnych multimediów. Ja się nie pasjonuję multimediami, ale naprawdę dają możliwość zanurzenia się w sens epoki, rozpoznania rangi osoby Fryderyka i w sumie poczucia dumy, że też jesteśmy Polakami.

Na Kongresie Kultury Polskiej w Krakowie zdenerwował się pan na ekonomistów, którzy wyliczali, czy na kulturze można zarobić, czy nie. Zapytał pan, jak zmierzyć zysk, który z utworów Chopina ma Polska?

W.D.: Nie zdenerwowałem się na ekonomistów, zwłaszcza że to byli ekonomiści wybitni - prof. Leszek Balcerowicz i prof. Jerzy Hausner. Natomiast fundamentalnie nie zgodziłem z ich sposobem obejmowania zagadnień kultury i sprowadzania tego do rachunku prostych bilansów, gdzie najwyższą wartością jest czystość przepływów budżetowych. Co to jest za wartość czystość przepływów budżetowych wobec sensu kultury, który jest dużo głębszy i znacznie bardziej wielowątkowy i całkowicie wymyka się metodologii ekonomistów. "Washington Post" zrobił eksperyment socjologiczny polegający na tym, że w metrze waszyngtońskim stanął skrzypek, który grał przez godzinę w największym szczycie. Przeszło obok około 20 tys. osób. Trzydzieści z nich się zatrzymało, kilka słuchało, w sumie wrzucili do koszyka 30 dolarów. Nikt nie zauważył, że grającym skrzypkiem był jeden z najwybitniejszych skrzypków naszej doby Joshua Bell, że grał na skrzypcach Stradivarius wartych 4 mln dolarów. I nikt też nie uświadomił sobie, że dzień wcześniej Joshua Bell grał we wspaniałym teatrze w Bostonie, gdzie najtańszy bilet kosztował 100 dolarów i przyszło kilka tysięcy widzów. Teraz pytanie do ekonomistów: czy mówimy o tych 30 dolarach w koszyczku, czy o wielkim wydarzeniu w Bostonie, które się wyrażało kwotami setek tysięcy dolarów. Dlatego zapytałem, jaki jest wymierny wkład dzieła Chopina w sens promocji Polski na przestrzeni dziejów. Wiadomo, że np. instalacje technologiczne Coca-Coli na całym świecie są warte około 20 mld dolarów. A ten znaczek biało-czerwony, który widzimy na butelkach, wart jest 60 mld dolarów. Więc ile jest warte dzieło Chopina jako świadectwo pierwszorzędności Polski, jako świadectwo naszych uprawnionych starań, przynależności do wiodących państw Europy i świata? Myślę, że nikt nie podniósł polskości do tak wysokiej rangi jak Fryderyk poprzez swoje dzieło, był centralną postacią romantyzmu. To o relacje z nim zabiegali najwięksi intelektualiści, najwięksi artyści tamtego czasu. To jemu spośród wszystkich kompozytorów świata poświęcono najwięcej utworów. Więc ile to jest warte? Jaka jest zdolność ogarnięcia tego niezwykłego żywiołu, jakim jest wielki talent i wielki dzieło artystyczne.

Wierzy pan w marzenia?

(...)

A.S.: Chopin, wyjeżdżając z Warszawy, nie był prowincjuszem. Warszawa w tych 20 latach, które przypadały na młodość Chopina, przeżywała okres swojej intelektualnej prosperity. Uniwersytet Warszawski był jednym z najżywszych centrów kultury. Chopin był wszechstronnie wykształconym młodym człowiekiem, o bardzo bogatym przygotowaniu humanistycznym, znający kilka języków. Nie jechał do Wiednia, żeby czyścić buty utytułowanym kolegom po fachu, tylko jechał jako Europejczyk. Tak naprawdę stworzenie klimatu intelektualnego dla kultury jest istotą wypromowania wielkiego talentu.

Więc jeżeli mówimy o inwestowaniu w kulturę i mówimy o tym, że kultura się liczy, to dlatego, że powstaje lepsze społeczeństwo. Jesteśmy społeczeństwem lepszej jakości, mądrzejszym, bardziej wyedukowanym, podejmującym w sposób świadomy decyzje społeczne, a to buduje naszą wartość.

Więc jak przekonać ekonomistów?

W.D.: W ogóle nie przekonywać, tylko robić swoje. Umiejętność kreowania elit wydaje mi się rozstrzygająca o sukcesie całego społeczeństwa. Chciałbym jeszcze dodać, że dzieło Chopina, a zwłaszcza fakt, że dwudziestolatek staje się istotną personą najświetniejszych salonów europejskich, to wielka pochwała tamtego miasta i tamtego społeczeństwa. Miasta, które leżało na granicach imperium, niby prowincjonalnego, miasta, które nie godziło się z utraconą niepodległością, gotującego się do nonsensownej walki, bo szansy na zwycięstwo militarne nie było, ale też miasta niezwykłych cnót obywatelskich i największej wartości, jaką jest talent. Ten rok, tak uważam, to czas dla Polski uprzywilejowanej, to świadectwo, że jednak Bóg kocha Polaków, właśnie przez obecność Chopina w kulturze. Mógłbym długo państwu opowiadać o różnych inauguracjach Roku Chopinowskiego. Tylko w tym tygodniu inaugurowałem czy też uczestniczyłem w inauguracjach Roku Chopinowskiego w Hiszpanii, Portugalii, na Ukrainie, jutro lecę do Emiratów Arabskich. Zresztą Rok Chopinowski zaczęliśmy w Korei Południowej w październiku 2009, powołanym do życia konkursem Azja Pacyfic Chopin. Słowem ślady polskości poprzez Chopina instalujemy na całym świecie.

(...)

Czy ta wielość wydarzeń nie spowoduje przesytu postacią Fryderyka Chopina?

W.D.: Myślę, że sprawa tego przesytu to kwestia języka publicystyki, kiedy patrzymy na spisy imprez, z perspektywy kraju. Jednak ich oddziaływanie na świadomość na świecie jest pierwszorzędne. To znakomita promocja Polski. Z tej perspektywy trudno o przesyt. Ważniejsze jest, że potrafiliśmy sprostać temu obowiązkowi pokolenia, bo jest przywilejem, że to właśnie my możemy świętować 200-lecie urodzin Fryderyka. Jeśli pan pozwoli, zacytuję być może najwspanialszego interpretatora Chopina, jakim był Artur Rubinstein, który powiedział: - Ten najbardziej narodowy spośród wszystkich kompozytorów świata okazuje się najbardziej uniwersalny. Spotkałem się z niezrozumieniem Bacha w pewnych kręgach kulturowych, z małą popularnością Brahmsa w kulturach łacińskich, z zadziwiającym brakiem zainteresowania Mozartem we Włoszech i wręcz nienawiścią do Czajkowskiego we Francji. I tylko Chopin panuje wszędzie. A ja skromnie państwu to potwierdzam, wszędzie od Japonii po Karaiby, od Australii po Antarktydę.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej Stołecznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji