Artykuły

Sprawy rodzinne

W którejś z grudniowych Gazet Telewizyjnych (dodatku do Gazety Wyborczą) opublikowano statystyki dotyczące tzw. największej oglądalności spektakli Teatru TV. Na bodaj dziesięć sklasyfikowanych przedstawień żadnego nie zanotowałem w swojej recenzenckiej rubryce. Przykro stwierdzić, że ma się gust nie należący do gustu większości, ale trudno...

Nie wiem, czy spektakle, które pokazano w styczniu i w lutym, a o których chcę napisać tym razem, będą cieszyć się popularnością. Oba przedstawienia można uznać za typową produkcję telewizyjnego teatru. Niedługie. Kameralne. Zrobione w realistycznej konwencji. O takich widowiskach jeden z moich profesorów zwykł mawiać: "dobre, ale nie bardzo". Ale coś je łączy: ich podstawą literacką stała się współczesna zachodnia dramaturgia. Tu wreszcie wyjawię tytuły i autorów: Próba Ronalda Duncana i Obcy bliscy Gudmundura Steinssona.

Próba jest charakterystyczna dla angielskiej roboty dramaturgicznej. Ma jedną cechę oryginalną: w sposób przewrotny odwołuje się do mitu Fedry. Sytuacja pokrótce wygląda tak: jest matka - aktorka, która mocno przeżywa utratę młodości. Jest ojciec - jakby Dulski z kompleksem złamane; kariery poetyckiej. Ich córka - Theona - jest początkującą aktorką, która ma narzeczonego, prostego chłopaka z working class. Matka stara się poderwać córce Howarda i ta prosta historyjka jest dla autora pretekstem do stworzenia psychodramy, w której każdy z każdym ma coś. Matka szaleje na punkcie Howarda i nie może sobie poradzić z frustracjami. Ojciec jest kompletnie zgnębiony przez żonę i potencjalnego zięcia. Theona kocha chyba wszystkich po trochu. Czwórka bohaterów przez godzinę prowadzi ze sobą najrozmaitsze gry psychologiczne, prowokują się na wzajem, próbują się przebić do prawdziwych uczuć. Dialogi wyglądają mniej więcej tak, że w pierwszym zdaniu np. ojciec mówi, iż matka jest w ogrodzie, a w trzecim wyrzuca z siebie wszystkie do niej żale. Ale cała ta historia nie ma odwoływać się do prostej życiowości postaw. Nie brak w niej co prawda akcentów społecznych, bo konflikty przebiegają nie tylko między kobietami a mężczyznami, żoną i mężem, córką a matką, starymi i młodymi. Howard wprowadza do ustabilizowanego świata rodziny styl bycia kontrastujący z manierami reprezentantów middle class. Ale te różnice pewnie bardziej są rozpoznawalne dla angielskiego odbiorcy sztuki.

W sztuce islandzkiego pisarza Gudmundura Steinssona Obcy bliscy mniejszą rolę odgrywają psychologiczne finezje. Jej akcja również rozgrywa się w dobrze sytuowanej rodzinie. W serii niemal satyrycznych obrazków z jej życia autor stawia ostro problem kryzysu "podstawowej komórki społeczeństwa". Na oko wszystko jest o'key: w domu niczego nie brakuje, głodny nikt nie chodzi, trójce dorastających dzieci rodzice pozostawiają dużo swobody, może dlatego, że oboje są zajęci swoimi sprawami. Tak więc nikt nie ingeruje w bujne życie uczuciowe Marty (świetna rola debiutującej Joli Fraszyńskiej), Arni może spokojnie oddawać się swojej pasji do koszykówki. Tylko Gudrun dziwaczy, całymi dniami siedzi w domu i nikt nie może zrozumieć jej pretensji do świata. Rodzinka prowadzi typowo konsumpcyjny tryb życia. Telewizor włączony jest na okrągło, ogląda się go przy każdej okazji. Wszelkie problemy rozwiązują tabletki wzmacniające. Niewiele jednak potrzeba, by zauważyć, że ta rodzina to w istocie zbiór ludzi, których łączy zamieszkiwanie pod wspólnym dachem, ewentualnie korzystanie ze wspólnych samochodów. Dobrobyt nie jest w stanie powstrzymać postępującego rozkładu emocjonalnego. Rodzice i dzieci, choć sobie bliscy, właściwie są odlegli od prawdziwych uczuć. Widać to wyraźnie w stosunku rodziny do dziadków. Dziadkowie reprezentują świat starych, tradycyjnych wartości. Ot np. dziwią się, dlaczego w domu dzieci i wnuków nie je się wspólnych posiłków, dlaczego niczego się nie oszczędza, dlaczego zawsze tak głośno gra muzyka. Dziadkowie nie pasują do tej rzeczywistości, są zbędni. Wnuków właściwie nie obejdzie śmierć babci. Szybko wrócą do swoich spraw. Egoistyczny sposób wychowania dzieci odbija się także na rodzicach. W chwili ataku serca Harald zostanie sam z żoną. Będą w pustym prawie pokoju nowo wybudowanego domu. Na chwilę wpadnie Marta, by podrzucić na wieczór dziecko. Gdy matka powie jej o ataku ojca, Marta jakby puści sprawę mimo uszu i pobiegnie do swoich zajęć albo przyjemności. Pojawi się tylko Gudrun - trochę jak wyrzut sumienia, bo chyba jedynie ona czuła, że takie życie jest bez sensu.

Obcy bliscy pewnie spodobają się różnym orędownikom rodziny. Sztuka może stanowić dla nich dowód, do czego doprowadzi niczym nie skrępowany konsumpcjonizm. To wszystko można sobie dośpiewać, chociaż Steinsson nie moralizuje. Lekko przerysowując sytuację, po prostu sygnalizuje dobitnie problem. Problem, który może obchodzić ludzi, a nie tylko autora. W tym również upatruję walory takich sztuk jak Obcy bliscy. Coś mówią o świecie, w którym żyjemy. A jest to prawda nie tylko świata zachodniego, ale także naszego, w miarę jak w coraz większym stopniu powielamy tamtejsze wzory życia. Przy tym sztuki w rodzaju Obcy bliscy uwydatniają braki naszej dramaturgii, która jakoś nigdy nie potrafiła opowiedzieć o naszych sprawach rodzinnych.

I jeszcze jedno: Próba i Obcy bliscy, choć można je zaliczyć do sztuk czysto użytkowych, dają dobry materiał na role dla aktorów. Ale przy okazji tych przedstawień chciałbym parę słów poświęcić młodym, którzy pojawili się u boku doświadczonych aktorów. Tomasz Sapryk w Próbie, Małgorzata Rudzka i Sławomir Pacek w Obcych bliskich. Wymieniam akurat tę trójkę, bo ich praca szczególnie mnie ciekawi. Mogę nawet wyznać, że mam do nich sentyment, gdyż studiowaliśmy razem mniej więcej w tym samym czasie w warszawskiej PWST. Oni na Wydziale Aktorskim, ja na Wiedzy o Teatrze.

Sapryka z Packiem pamiętam jeszcze w małej wprawce, jaką zrobili w Szkole na boku - to była Wyspa Fugarda. Pokazali ją podczas szkolnego strajku, który wybuchł zupełnie bez sensu na parę dni przed czerwcowymi wyborami. Atmosfera chwili sprawiła, iż był to kawałek świetnego teatru. Chłopcy grali tak, jakby to była dla nich najważniejsza rzecz na świecie, a myśmy tym byli bardzo przejęci. Później Sapryk błysnął talentem w szkolnym dyplomie - Teraz ja - składance z Czechowa i Ostrowskiego. Pamiętam go szalejącego na scenie, jak przeskakiwał z roli na rolę - bo tak to sobie po wariacku wymyśliła Maja Komorowska. Magnetyzował swoją osobą i choć miał na roku silną konkurencję, to w końcówce okazał się, jak to mówią, number one. Wypatrzył go zaraz Andrzej Wajda i ściągnął do Romea i Julii, których wystawiał w Powszechnym. Sapryk został na Zamojskiego, chociaż z niewiadomych mi przyczyn gra tam ogony, w każdym razie role nie na jego miarę. Jakąś szansę dał mu Teatr TV. Wiosną zeszłego roku zagrał w Kolejce Sorokina. Ta rola być może naprowadziła Jerzego Sztwiertnię na myśl, by powierzyć Saprykowi postać Howarda w Próbie. Emploi Sapryka, jeśli już można o nim mówić, sprawdziło się w tej sztuce. Zagrał pewniaka, który nie wstydzi się wcale swojego niższego pochodzenia, choć może pod pozorami braku ogłady kryje szczerość uczuć. W scenie, w której Patricia (Ewa Wiśniewska) dobiera się do niego, jest trochę zbity z pantałyku, traci na rezonie, ale ni stąd ni zowąd zmieszanie tuszuje pocałunkiem syna. Sapryk stworzył w Próbie postać, która nie zginęła pośród partnerów. To o czymś świadczy.

Rola Sławomira Packa w Obcych bliskich nie jest tak bardzo eksponowana. Dobry ma początek. Sztuka zaczyna się od jego tańca-łamańca z radiem przytkniętym do ucha. Ten pierwszy obrazek z rodzinnego życia wciąga do oglądania spektaklu. Siostrę Packa - Gudrun gra Małgorzata Rudzka. Być może jedna z najciekawszych aktorek młodszego pokolenia, choć wzbudzająca wiele kontrowersji. Zaliczam się do jej kibiców pomimo obaw, czy nie zostanie Rudzka (może już została) zaszufladkowana do pewnego typu ról. Zwykle bowiem gra neurasteniczki, nadwrażliwe dziewczyny, nieprzystosowane do świata. Rudzka operuje przy tym zestawem środków, do których już się chyba przywiązała. Zawsze gra jakby poza konwencją, charakterystycznie wykorzystuje swój głos: mówi cicho, trochę niedbale, by w chwilach szczególnej emocji dobyć gdzieś z gardła ostry krzyk. To bodaj jej ulubiony chwyt, który widziałem już w szkolnym dyplomie wg Wesela u drobnomieszczan Brechta, w Komediancie Bernharda, ostatnio w Mewie Czechowa (jak dotąd najlepszej jej roli) i podobnie było w Obcych bliskich. Ktoś powiedział: Rudzka gra stany. I rzeczywiście można odnieść wrażenie, że nie wydobywa pełnych psychologicznych motywacji dla swych postaci. Ale co zrobić: Rudzka mnie fascynuje swoim aktorstwem.

Rozpisałem się o trójce młodych aktorów, choć może pretekst do tego nie był szczególnie istotny. Ale nie zajmowałbym się nimi, gdybym nie miał pewności, że warci są zainteresowania, nawet w drobnych pracach. Mam nadzieję, że z takich drobiazgów wyrosną jeszcze duże, dobre role.

PRÓBA Ronalda Duncana. Reżyseria: Jerzy Sztwiertnia, scenografia: Barbara Nowak. Emisja 10 II 1992.

OBCY BLISCY Gudmundura Steinssona. Reżyseria: Michał Kwieciński, scenografia Agnieszka Zawadowska, Krzysztof Bendek. Emisja 13 I 1992.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji