Artykuły

Nowy Narodowy

19 listopada 1997 roku stanie się historyczną datą dla polskiego teatru. "Nocą 1istopadową" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego inauguruje działalność zespół sceny dramatycznej Teatru Narodowego. W obsadzie wiele gwiazd i młodzi aktorzy.

Żadnej z premier teatralnych w ostatnich latach nie towarzyszyły takie emocje. Z "Nocą listopadową" w "Narodowym" wiążą się niezwykłe oczekiwania, nadzieje, lęki. Po pożarze w 1985 roku, naturalną drogą funkcję sceny narodowej przejął krakowski Stary Teatr. Tu tworzyli najwybitniejsi artyści, tu powstawały przedstawienia, o których mówiła cała, nie tylko teatralna, Polska. Wiele osób uważa, że bez spektakli Andrzeja Wajdy, Jerzego Jarockiego, także Krystiana Lupy czy wreszcie samego Jerzego Grzegorzewskiego, przygotowanych właśnie przy placu Szczepańskim nie da się powiedzieć o Polsce ostatniego półwiecza.

Inaczej działo się w "Narodowym". Złośliwa plotka głosiła, że teatr spalił się ze wstydu. Pod dyrekcja. Krystyny Skuszanki i Jerzego Krasowskiego, niegdyś cenionych artystów, stał się bowiem trzeciorzędną placówką na usługach totalitarnego reżimu.

Wcześniejszy okres dyrekcji Adama Hanuszkiewicza spowodował, że pod kasami ustawiały się kolejki, a bilety można było kupić tylko u koników. Dzięki Hanuszkiewiczowi teatr przestał być rozrywką elit, a stał się zjawiskiem społecznym. Poszczególne przedstawienia stawały się przyczynkiem do gorących dyskusji, sporów i kontrowersji. To w "Narodowym" Hanuszkiewicza Balladyna jeździła na motocyklu, to w Teatrze Małym, w "Miesiącu na wsi" Turgieniewa na scenie rosła prawdziwa trawa, po której biegały żywe psy. Jednak osiągnięcia artystyczne z okresu dyrekcji do dziś budzą wątpliwości. Nie można nazywać ich absolutną klęską, nie można określić mianem bezdyskusyjnego sukcesu.

Przed Hanuszkiewiczem Teatrem Narodowym kierował Kazimierz Dejmek. Ten czas to wybitne przedstawienia według staropolskiej klasyki, to przede wszystkim słynne "Dziady", które reżyser przypłacił utratą stanowiska. Także ten okres, przyćmiony przez wszechobecną politykę, wymyka się jednoznacznej ocenie.

Patrząc na "Narodowy" Dejmka i Hanuszkiewicza, nie sposób pozbyć się wrażenia, że scena przy placu Teatralnym zbyt często była zabawką w rękach władz, a kwestie artystyczne musiały schodzić na dalszy plan, w czym zresztą nie ma sensu doszukiwać się winy obu twórców.

Wielką trójcę powojennych dyrektorów "Narodowego" zamyka Erwin Axer. Kto wie, czy to nie on właśnie miał najtrudniejsze zadanie. Próbował połączyć "Narodowy" z Teatrem Współczesnym, zrealizował przełomowego "Kordiana" z Tadeuszem Łomnickim w roli tytułowej.

Były więc ważne przedstawienia, pojawiały się wybitne kreacje aktorskie. W ogólnej opinii przez ostanie półwiecze Teatr Narodowy tracił znaczenie. Ci, którzy szukali wydarzeń na skalę światową coraz częściej spoglądali w stronę Kantora, potem Gardzienic i całej alternatywy, wreszcie wyjeżdżali do nie tak odległego Krakowa.

Istnieją różne pomysły na działanie narodowej sceny. Niektórzy twierdzą, że jej jedynym, podstawowym zadaniem jest zapoznawanie jak najszerszej publiczności z kanonem literackim, stworzonym nie tylko na potrzeby teatru. Nie jest to równoznaczne z przekonaniem, że "Narodowy" winien stać się teatrem lektur szkolnych, raczej zmierzać w kierunku francuskiego wzorca Comedie Francaise.

Inni mówili, że najważniejszą scenę w Polsce należy oddać wybitnemu artyście i godzić się, by prowadził ją wedle własnego, ściśle autorskiego profilu.

Wydaje się, że Jerzy Grzegorzewski łączy te postulaty. Jego działalność reżyserska na wielu scenach z Teatrem Starym i warszawskim "Studiem" na czele udowadnia, że od lat proponuje on własny teatr narodowy. Gra w nim Mickiewicza. Wyspiańskiego, gra też Czechowa. Joyce'a czy Gombrowicza. Sięga do dzieł na wskroś współczesnych, które z powodzeniem można by nazwać eksperymentami. Cały czas jednak podstawą dla jego prac pozostaje literatura. Zaprzecza to twierdzeniu, że w wysmakowanych plastycznie przedstawieniach Grzegorzewskiego małą rolę odgrywa słowo. Jest chyba odwrotnie. Artysta prowadzi dialog z publicznością, choć wymaga od niej maksymalnego wysiłku. Jego "Dziady" dalekie są na pozór od oryginału. Ale spektakl w "Starym", grany także w Warszawie, pokazuje, że taka jest dzisiaj jedna z dróg odczytania arcydramatu Mickiewicza. Zrealizowane w "Studio" i wciąż obecne na afiszu "La Boheme" - przedstawienie ułożone z fragmentów "Wesela" i "Wyzwolenia" Wyspiańskiego stawia bolesną diagnozę stanu świadomości współczesnego społeczeństwa. U Grzegorzewskiego niełatwo dopatrzeć się pokusy aktualizacji. Na tym poziomie rozmowy jest ona po prostu niepotrzebna.

"Noc listopadowa" to pierwszy krok. Później w "Narodowym" pracować ma m.in. Kazimierz Dejmek, by w spektaklu "Dialogus de Passione" powrócić do swych staropolskich fascynacji. Tadeusz Bradecki przygotuje nową wersję "Rękopisu znalezionego w Saragossie" Potockiego, a sam Grzegorzewski na nowo otwartej scenie, nazwanej Teatrem przy Wierzbowej, "Ślub" Gombrowicza. A więc teatr autorski, tworzony przy udziale innych wybitnych artystów. Także tradycja, bo przecież w niej osadzone są inscenizowane utwory.

Jerzy Grzegorzewski jest w moim odczuciu artystą, jak nikt inny predestynowanym do piastowania tej funkcji. Głęboko wierzę, że pod jego kierownictwem "Narodowy" odzyska dawną siłę. I dlatego nie mogę już doczekać się dzisiejszej premiery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji