Artykuły

Nie zadzieraj z góralami

"Biały Dmuchawiec" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Rzecz na początku jest w stylu "żywiec" - jak z telewizora lub reportaży "Gazety Wyborczej". Ja (Mikołaj Roznerski) i Karolina (Hanka Brulińska) przyjeżdżają do Białego Dmuchawca, bo w szkole teatralnej w Krakowie, gdzie studiują, kazano im znaleźć jakiś teatralny temat z życia, a dla nich takim tematem jest zagadkowe morderstwo sprzed lat w góralskiej miejscowości.

(...)

Im dalej po Białym Dmuchawcu wędruje para Ja i Karolina, tym bardziej rzecz zaczyna się gmatwać, a i autor nie ukrywa, że chce, abyśmy chwilami myśleli, że to taka góralska historia a la Twin Peaks. Czas płynie sobie dowolnie, a nawet do tyłu, zaś osoby zmieniają tożsamości do tego stopnia, że Ja i Karolina poczynają wchodzić w dusze i ciała tych mieszkańców Białego Dmuchawca, którzy mieli dostarczyć im fabuły i dramatu do szkolnej wprawki. Co rusz Mateusz Pakuła bawi się stylistykami, słowem i półsłówkami, myli tropy fabularne, piętrzy zagadki, chwilami się młodzieńczo zapętląjąc w ślepych zaułkach.

Publiczność rozumie, że ta początkowo śmieszna farsa z codzienności była rylko pewnym zabiegiem, i że autor sobie po prostu eksperymentuje. I na nic już się zdają nawet momenty straszne o tym, że źródłem dramatu w Białym Dmuchawcu jest brutalne molestowanie nieletniej. Nie robi to wrażenia, bo coś za coś: swoboda w obchodzeniu się z rzeczywistością sprawiła, że Pakuła wszystko co rzeczywiste już zamienił w rodzaj popcornu i jak mówi jego bohater w ple, ple. Pakuła? Czy media? Czy może zrobiliśmy to my sami?

Dla reżysera to niebywała frajda, albowiem nieprzymuszony ciężarem żadnego poważnego morału, może inscenizacyjnie i interpretacyjnie hasać swobodnie i z fantazją. I Krzysztof Babicki nie marnuje tej szansy, a aktorzy grają znakomicie. Jak na dłoni widać sens scenografii (Barbara Wołosiuk), znaczenie muzyki (Janusz Grzywacz) i świetną pracę choreografa (Zbigniew Szymczyk). Wydaje się, że Krzysztof Babicki z powodzeniem mógłby wyreżyserować nawet książkę telefoniczną.

(...)

Mateusz Pakuła nie tylko eksperymentował, ale też potrafił wykreować swym tekstem ramy dla pełnokrwistych postaci. Klasą dla siebie był Krzysztof Olchawa jako Jan Liszaj, niesamowicie, naturalnie prawdziwy, przekonujący i każdy powie, że go gdzieś kiedyś widział, super zlepiony z tekstem i z fizyką swej postaci. Trzeba też zauważyć Przemysława Gąsiorowicza jako Andrzeja Furteka, bo to kolejna jego bardzo dobra, wyważona drugoplanowa rola. Ma swoje pięć minut Artur Kocięcki jako Wokalista z wiejskich wesel. Monika Babicka wciela się w trzy postaci - i nie zawsze można poznać, że to ona. Tylko jakoś główni bohaterowie, chociaż bardzo mili, na tym tle wypadają blado. Ja w wykonaniu Mikołaja Roznerskiego to postać nadmiernie infantylna, jakby styl psychiki młodego dramaturga w terenie miały symbolizować pierwsze wypowiadane przez niego słowa w sztuce: "Niebieski płatek i biały. Bo płatki śniegowe są różnego koloru w zależności od słońca A obecne slońcejest niebieskie i białe, bo jest zima". I takoż dziwnie, wprost niemożliwie bezpłciowa jest Karolina wwykonaniu Hanki Brulińskiej. Czyżby autoironia młodego dramaturga w swetrze?

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji