Artykuły

Polska szopka

Jerzy Grzegorzewski być może po raz pierwszy złamał ołówek reżyserski i starał się być wierny autorowi dramatu. Ceną za wierność stała się współczesna wymowa "Wesela".

Dramat Stanisława Wyspiańskiego kończy, jak wiadomo, okrzyk Jaśka "Chyćcie broni!", skierowany do pogrążonych we śnie gości weselnych. W przedstawieniu Grzegorzewskiego z 1977 roku w Starym Teatrze grający tę rolę Jerzy Trela wołał wprost do publiczności, wokół której stały widma. 23 lata później w Teatrze Narodowym Jasiek (Arkadiusz Janiczek) krzyczy "Chyćcie broni!" do aktorów, zjeżdżających na hydraulicznej zapadni pod scenę.

Niebezpieczna wierność

To zakończenie jest istotnym odstępstwem od tekstu dramatu, który poza tym został przeniesiony na scenę niemal wiernie, by nie rzec tradycyjnie, jak na awangardowego twórcę. Grzegorzewski nie nadał "Weselu" autorskiej formy, jak to uczynił z "Nocą listopadową" i "Sędziami", wzmocnił tylko ironię dramatu. Gości weselnych przedstawił jak typy z satyrycznej szopki: to Dziennikarz (Adam Ferency), który pudruje łysinę, Poeta (Zbigniew Zamachowski), który "snuje dramat" zainspirowany widokiem gołego biustu druhny, swojacy-krakowiacy, którzy demonstrują krzepę, waląc pięścią w metalowe ściany i przytupując. Pijany Gospodarz (Mariusz Benoit) mocuje się ze słojem z ogórkami, ksiądz (Emilian Kamiński) daje się prowadzić jak owca na rzeź. Panna Młoda (Ewa Konstancja Bułhak) robi sceny zazdrości Panu Młodemu (Wojciech Malajkat).

Ta wierność, którą w innym wypadku uznałbym za zaletę, w wypadku "Wesela" okazuje się niebezpieczna. Bo przecież od wesela bronowickiego minął wiek, to ponure stulecie, które zostawiło ślad także na życiorysach pierwowzorów bohaterów "Wesela", co tak ciekawie przedstawił w programie do przedstawienia historyk teatru Rafał Węgrzyniak. Maria Pareńska, czyli Maryna, została rozstrzelana przez Niemców we Lwowie w 1941 roku, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, czyli Poeta, zmarł w szpitalu w Warszawie w 1940 roku z biedy i głodu, Anna Tetmajerowa, czyli Gospodyni, przeszła przez piekło łagrów, Pereł Józefa Singerówna, czyli Rachela, ukrywała się przed wywózką do Oświęcimia pod fałszywym nazwiskiem i była szantażowana przez szmalcowników...

Prawdziwy finał "Wesela" rozegrał się na ulicach okupowanej Warszawy, Krakowa i Lwowa, w nazistowskich obozach i sowieckich łagrach, w stalinowskich urzędach i na emigracji. Próżno jednak szukać echa tych losów w spektaklu Jerzego Grzegorzewskiego, chociaż został on zrealizowany pod hasłem "Wesele 2000". Spuszczenie bohaterów w finale do teatralnej zapadni jak do grobu nie wystarczyło, aby pokazać piekło XX wieku.

Czas rzemieślników

Nie ma w tym "Weselu" także bezpośrednich odniesień do współczesności, chociaż i dzisiaj znalazłoby się parę spraw, w imieniu których trzeba by "chycić broni!". Naród jest nadal podzielony, nadal w Polsce straszą widma przeszłości, słowa "myśmy wszystko zapomnieli" brzmią jak cytat ze współczesnej prasy. Ciężar historii wciąż dusi oddech współczesności. Oczywiście każdy wiersz "Wesela" nawiązuje do tych spraw, ale aktorzy Teatru Narodowego mówią o nich, jakby to, o czym w 1901 roku pisał Wyspiański nas już nie dotyczyło. Nie następuje wstrząs podobny do tego z początku wieku, kiedy Wyspiański buntował się przeciw romantycznej mitologii, ani do tego z końca lat 70., kiedy pokolenie Grzegorzewskiego w Starym Teatrze mówiło za pomocą "Wesela" o swoim buncie i rozpaczy. O jakim buncie i jakiej rozpaczy może mówić to pokolenie dzisiaj, kiedy stoją przed nim otworem najlepsze teatry, studia telewizyjne i wytwórnie filmowe?

Jedyną postacią, graną ze świadomością tego, co się dzisiaj w Polsce dzieje, jest Czepiec Jerzego Treli. Aktor wydobył z postaci bronowickiego wójta okrucieństwo i grozę. Kiedy patrzymy na Czepca, rzucającego się na Arendarza, targującego się o grosze z muzykantami, chwalącego się pobiciem Żyda, mamy w pamięci wszystkie ostatnie awantury antysemickie, czujemy ślepą siłę głupoty i nietolerancji. Scena, w której Czepiec wykłóca się z Księdzem (Emilian Kamiński) i Żydem (Olgierd Łukaszewicz) o pieniądze, należy do najlepszych w spektaklu.

"Wesele" w Narodowym jest dobrą, rzemieślniczą robotą teatralną. Jerzy Grzegorzewski i kompozytor Stanisław Radwan zbudowali maszynę weselną, zaklęte koło, w którym do rytmu krakowiaków i oberków przesuwają się gromady tańczących, a w mignięciach między jednym tańcem a drugim prezentują się bohaterowie. Spektakl przynosi wiele dobrych ról, do których należy grana z ironią Radczyni Anny Chodakowskiej (nawet oberki tańczy po miastowemu), Gospodarz Mariusza Benoit, który pogryzając ogórki, rzuca narodowe oskarżenia, Poeta (Zbigniew Zamachowski) piszący wiersze na kobiecych dekoltach albo nieprzytomny z miłości Pan Młody (Wojciech Malajkat).

Nie przeszkadzają tym razem rozmontowane fortepiany i pianina, które Jerzy Grzegorzewski ustawił w brono-wickiej izbie obok malowanych kufrów i obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Czy jednak dobre rzemiosło jest wszystkim, czego mamy oczekiwać od sceny narodowej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji