Anioł, Dyzma i McMurphy
Z Marcinem Rychcikiem, autorem książki "Roman Wilhelmi. I tak będę wielki!" rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert.
- Dlaczego fascynuje się Pan postacią Romana Wilhelmiego?
- Ponieważ był bardzo wszechstronnym artystą. Z równym powodzeniem wcielał się w role amantów, odtwarzał czarne charaktery, grał w komediach, śpiewał i to na długo przed nastaniem mody na tzw. piosenkę aktorską. Drzemiącą w nim olbrzymią vis comica w pełni wykorzystał dopiero Stanisław Bareja w "Alternatywach 4". Stanisław Anioł bawi kolejne już pokolenie Polaków.
- A Wilhelmi - aktor?
- Paradoksalnie, Wilhelmi - przez niemal ćwierć wieku związany z teatrem Ateneum - największy triumf odniósł na innej scenie. Na dodatek było to zastępstwo. Myślę o kreacji McMurphy'ego w adaptacji "Lotu nad kukułczym gniazdem" Zygmunta Huebnera w Teatrze Powszechnym. Aleksander Zelwerowicz orzekł ponoć po egzaminach wstępnych na wydział aktorski warszawskiej PWST, że Wilhelmi to największy talent sceniczny, jaki objawił się po II wojnie światowej.
- Niewiele brakowało, a Wilhelmi nie dostałby się do tej uczelni.
- Istotnie, jeden z członków komisji egzaminacyjnej zgłosił votum separatum, twierdząc, że aktor powinien mieć 190 centymetrów wzrostu, a nie 176. Był nim Adam Hanuszkiewicz.
- Bohater Pana książki nie miał - jak głoszą legendy - łatwego charakteru.
- Owszem, potrafił zbesztać, zwymyślać, zmieszać z błotem. Był człowiekiem
szalenie porywczym, impulsywnym, istnym raptusem. Eksplodował niczym wulkan. Nieraz powiedział o jedno słowo za dużo. Dlatego niekiedy wywoływał konflikty.
- Odbiło się to na jego życiu rodzinnym.
- Pierwszą żonę - Danutę - poznał w akademiku. Byli małżeństwem przez 9 lat. Po rozwodzie pozostali przyjaciółmi. Drugą wybrankę - Marikę, spotkał podczas gościnnych występów w Budapeszcie. Ten związek rozpadł się po 7 latach, kiedy ich syn Rafał rozpoczynał szkolną edukację. Ostatnią partnerkę poznał na planie "Kariery Nikodema Dyzmy". Był z nią do śmierci.
- Syn aktora od lat nie mieszka w Polsce...
- W stanie wojennym wraz z matką wyjechał do Austrii, zresztą bez wiedzy
ojca. Od ponad 20 lat przebywa w Wiedniu. Jest tłumaczem, choć w dzieciństwie rodzice usiłowali zrobić z niego artystę. Zagrał w kilku filmach, chodził do szkoły muzycznej... Czasami jednak jabłko pada daleko od jabłoni.
Marcin Rychcik - ur. 1973 r. w Działdowie. Jako nastolatek zapowiadał się na świetnego koszykarza. Absolwent wydziału piosenki Szkoły Muzycznej II stopnia przy ulicy Bednarskiej w Warszawie i filologii polskiej na UW. Występował na deskach Teatru Dramatycznego i Studio Buffo. Na scenie teatru Rampa zagrał rolę Jima Morrisona z The Doors w spektaklu "Jeździec burzy". Monografia "Roman Wilhelmi. I tak będę wielki!" jest jego literackim debiutem.
Roman Wilhelmi - aktor niebanalny
Scurwy z "Szewców", Pochroń z "Dziejów grzechu", Fornalski z "Zaklętych rewirów", Dyzma z "Kariery...", Anioł z "Alternatyw 4" - postaci kreowanych przez Romana Wilhelmiego zapomnieć nie sposób. Uważany był przez niektórych za mistrza głębokiej interpretacji, przez innych za wagabundę i alkoholika. Ale rzeczywistość bywa zawsze bardziej skomplikowana, niż się to wydaje wszystkowiedzącym obserwatorom. Autor książki obliczył skrupulatnie dorobek aktora: 42 role filmowe, 65 teatralnych, 56 w Teatrze Telewizji. Nieźle, prawda?
EM