Tym razem anioł go nie uratował
- Był nie tylko znakomitym aktorem, ale przede wszystkim wspaniałym człowiekiem. Trudno jest mi mówić o JANUSZU ZAKRZEŃSKIM w czasie przeszłym... W wyjątkowy sposób szanował kobiety. Dla niego naturalne było podać rękę, przepuścić w drzwiach i dbać o kobietę. Był i wciąż jeszcze dla mnie jest kimś bardzo wyjątkowym... Nie wyobrażam sobie, że już nie zagramy razem... - mówiła przez łzy Anna Nehrebecka.
Miał wiele planów i zamierzeń. Niestety, niczego już nie zrealizuje. Już nigdy nie zagra ukochanego Marszałka.
W piątek 9 kwietnia Janusz Zakrzeński zszedł ze sceny Teatru Polskiego w Warszawie i jak zawsze zadumał się w swojej garderobie nad zagraną właśnie rolą. Kiedy po kilkudziesięciu minutach z uśmiechem na twarzy wychodził z budynku, nie miał pojęcia, że rola Staruszka w "Dżumie" była ostatnią w jego życiu.
W sobotę wczesnym rankiem pojechał na lotnisko, wsiadł do rządowego samolotu i jako "Ambasador Sybiraków" poleciał do Smoleńska na obchody 70-le-cia zbrodni katyńskiej. Jednak podobnie jak pozostałe 95 osób zginął tragicznie.
- Był nie tylko znakomitym aktorem, ale przede wszystkim wspaniałym człowiekiem. Trudno jest mi mówić o Januszu w czasie przeszłym... W wyjątkowy sposób szanował kobiety. Dla niego naturalne było podać rękę, przepuścić w drzwiach i dbać o kobietę. Był i wciąż jeszcze dla mnie jest kimś bardzo wyjątkowym... Nie wyobrażam sobie, że już nie zagramy razem... - mówi nam przez łzy Anna Nehrebecka.
Przyjaciele mówili o nim: "król życia". Lubił towarzystwo, a do tego był smakoszem i łasuchem. - W Zamościu serwują najlepsze w Polsce flaki - powtarzał kolegom po fachu.
Ale Pan Janusz nie był łasy na inne pokusy. O kobietach mówił: "Kiedyś było ich sporo... ale dziś liczy się tylko jedna". I od czterdziestu lat był zakochany w swojej żonie Barbarze. Mieszkali na warszawskiej Ochocie, gdzie wybudowali dom i wychowywali syna, Marcina. Dom z ogrodem przypominał mu dzieciństwo spędzone w ziemiańskim Przededworzu i był jego azylem.
Oprócz kuchni, polowań i malowania Pan Janusz miał jeszcze jedną namiętność.
- Uwielbiam latać samolotem... Jak lecę, nawet jak jest awaria, to jeszcze jest ten moment spadania i zawsze mam nadzieję, że może jakiś aniołek podleci i mnie uratuje. Nie uratował...