Artykuły

Czy na tym przystanku?

Zastanawiam się, z jakiego powodu wznowiono na małej scenie Teatru Narodowego "Tramwaj zwany pożądaniem" Williamsa. Była to pozycja modna przed 25-30 laty. Grały ją najsławniejsze teatry. Rola Blanche stała się popisem aktorek.

Dziś jednak "Tramwaj" nie jest już tak atrakcyjny. Przeżyliśmy sporo. Popularyzacja efektów strindbergowskich w edycji bulwarowej nie może porywać. Zacięty, gwałtowny, bezlitosny pojedynek dwojga ludzi, z których kobieta (inaczej, jak u Strindberga) jest skazana na klęskę, nie odsłania szerszych perspektyw. Naturalizm Williamsa jest zbyt natarczywy, a zarazem za mało precyzyjny. Niewiele się dowiadujemy o środowisku. Jeśli Stanley Kowalski ma być echem uprzedzeń wobec Polaków w południowej części USA, odnosimy wrażenie, że o naszych rodakach zamorskich autor wie niewiele więcej, jak jego bohaterka, która przypuszcza, że "to jakaś odmiana Irlandczyków" (choć jest podobno nauczycielką).

Czy ów Stanley Kowalski mści się za pogardę okazywaną mu przez nieszczęsną mitomankę Blanche? Czy broni swego małżeńskiego szczęścia, przewrotnie kompromitując te, która mu zagraża? Starcie skrachowanej kobiety z pijakiem, brutalem i karciarzem nie jest konfliktem pogłębionym. Brutalność walki życiowej ciekawiej ukazywała autorka "Maliczewskiej".

Program Teatru Małego naprowadza na ślad ciekawszy. Cytuję wypowiedź prof. Kazimierza Dąbrowskiego: "Bądźcie pozdrowieni, psychoneurotycy". Ale Williams nie podnosi sprawy najdonioślejszej: szaleństwa jako choroby bogatej wyobraźni. Urojenia jego bohaterki, Blanche, jej przechwałki i opowieści, jej machinacje, są zbyt minimalistyczne. Nie wiadomo zresztą, czy jej psychiczne odchylenia są rzeczywiście chorobą. Być może, końcowe zamknięcie w szpitalu to raczej machinacja przeciwników.

Reżyserował tę sztukę Waldemar Matuszewski, artysta uzdolniony i pomysłowy. Tym razem nie próbował cieniować sytuacji ani szukać motywacji. Chodziło mu zapewne o ostre efekty, podkreślające hałaśliwość i gruboskórność środowiska.

Na tym tle Aleksandra Zawieruszanka gra Blanche jako jedyną postać bardziej skomplikowaną w utworze Williamsa. Wybrała postawę defensywną. Raczej marzy o miłości młodego mężczyzny, niż rozwija kokieterię erotomańską. Używa alkoholu po to, by sobie dodać odwagi, nie z prawdziwego nałogu. Umie czasem zareplikować dowcipnie na ataki, pointując dialog. Ma sporo instynktu opiekuńczego w swych lekko naiwnych flirtach. Na klęski reaguje fizycznie, jakby spazmem. W zakończeniu łatwo ulega podstępom i ostatecznie wychodzi z lekarzem triumfalnie, jakby do ołtarza, a nie do szpitala. To zakończenie wydaje mi się sukcesem i reżysera, i aktorki.

Niełatwą rolę Stelli dobrze prowadzi Marzena Trybała. Uzasadnia paradoks, że ta prosta i ładna kobieta o skłonnościach raczej małomieszczańskich, dobrze się jednak czuje wśród chuliganów, karciarzy i brutalnych pijaków, i nie chce słyszeć o wyrwaniu się z tego, bądź co bądź, piekiełka.

Reszta aktorów? Jarosław Truszczyński jest Stanleyem naszkicowanym dość pobieżnie, bez prób motywacji. Michał Anioł ładnie szkicuje onieśmielenie drobnomieszczańskiego chłopca, a załamuje się pod koniec - zgodnie z szablonowym tekstem. Migają niezłe epizody Piotra Pręgowskiego jako inkasenta, którego Blanche nie mogła uwieść i Stanisława Banasiuka, lekarza współdziałającego w pozornie euforystycznymi finale.

Ale czy ten "Tramwaj" zawiezie widzów na oczekiwany przystanek?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji