Artykuły

Nie gram wbrew sobie

- Można zagrać rolę zakonnicy w przedstawieniu dwieście razy i to nie spowoduje przyklejenia żadnej etykietki. Ale jeśli zagra się zakonnicę w serialu, to może okazać się niebezpieczne - mówi DOROTA SEGDA.

Jest szczęśliwa grając w teatrze. Związana ze Starym Teatrem w Krakowie, przez kilka lat współpracowała z warszawskim Teatrem Narodowym.

Czy zdecydowałaby się na opuszczenie rodzinnego Krakowa? - Może kiedyś o tym myślałam, ale chyba nie były to poważne rozważania. Czasem praca poza domem wnosi nową jakość. Współpraca z Teatrem Narodowym była wspaniałym doświadczeniem.

Doniosłym przeżyciem zawodowym okazała się dla Doroty Segdy realizacja spektaklu dla Teatru TV pod kierunkiem Stanisława Różewicza. - Zajęliśmy się adaptacją tekstu "Matka i dziecko" współczesnego dramaturga norweskiego Jona Fossego. Była to praca, o której się marzy, a potem często wspomina. Spotkanie z Różewiczem stało się dla mnie świętem.

Teraz będziemy ją mogli zobaczyć w nowym serialu. W "Klinice samotnych serc" zagra Barbarę, bratanicę Sabiny Rowickiej (Barbara Horawianka), właścicielki renomowanego warszawskiego biura matrymonialnego. Pomagając ciotce w pracy, przejmie na pewien czas opiekę nad biurem i będzie musiała zmierzyć się z problemami swoich klientów. Każdy z nich dźwiga inny bagaż życiowych doświadczeń.

Z Dorotą Segdą rozmawia Małgorzata Jankowska: Biorąc pod uwagę późną porę naszej rozmowy może pani zdradzić, ile godzin dziennie pracuje?

- Wbrew pozorom staram się zachować rozsądek. Nie jestem "wariatką" ani pracocholiczką. Po prostu tak bywa, że w jakimś momencie kumuluje się wiele rzeczy, a później następuje chwila przestoju. Akurat mieliśmy okres sesji w szkole teatralnej. Przygotowywalam ze studentami spektakle egzaminacyjne, co zresztą jest niesamowicie miłym zajęciem. Jestem bardzo zaangażowana emocjonalnie w tę pracę. Poza tym mam próby "Nie-boskiej komedii" w teatrze, a wieczorem spektakle. No i udzielam wywiadu (śmieje się), i tak do polowy marca. Niedawno spędziłam tydzień na nartach i mam w sobie sporo energii.

Patrząc na pani filmografię. odnoszę wrażenie, że "nie idzie" pani na ilość zagranych ról, ale zależy pani na ich jakości.

- Jestem przede wszystkim aktorką teatralną, więc pracuję dużo w teatrze. Gdyby spojrzała pani na spis ról teatralnych, zobaczyłaby pani, że było ich chyba ponad pięćdziesiąt. Zdarzało mi się odrzucać propozycje filmowe, ale niezbyt często. Zresztą nie żałuję, bo teatr mnie kręci. W Polsce nie otrzymuje się zbyt wielu propozycji filmowych, a przychodzi moment, gdy aktor jest spragniony kamery. W tej niewielkiej ilości, którą zagrałam, miałam sporo szczęścia. Ale spełniam się również w innych dziedzinach.

No właśnie - dlaczego akurat w szkole teatralnej?

- Tu wiele zależy od nas. Możemy wybierać literaturę, realizować swoje wizje, chociaż reżyserem nie mogłabym chyba zostać. Młodzi pożerają energię, ale też wiele jej dają. Istnieje potrzeba przekazywania komuś doświadczenia, wiedzy: to coś twórczego i rajcującego. Nauczanie pochłania nerwy i energię, ale chce się to cały czas robić.

Jak długo pani wykłada?

- Już sześć lat. Mam własnych absolwentów.

W świecie filmu łatwiej jest chyba załapać jakąś "etykietkę" niż w teatrze.

- Można zagrać rolę zakonnicy w przedstawieniu dwieście razy i to nie spowoduje przyklejenia żadnej etykietki. Ale jeśli zagra się zakonnicę w serialu, to może okazać się niebezpieczne. Wiele razy pytano mnie, czy nie boję się etykietek. Robię tak dużo rzeczy, że nie obawiam się zaszufladkowania. Wiele osób kojarzy mnie wyłącznie z dyrektor Kwiecińską z serialu "Na dobre i na złe". No cóż, gdybym jej nie zagrała, może nie znaliby mnie w ogóle? Ale otrzymuję też listy od widzów teatralnych. Sprawia mi to dużą satysfakcję. Myślę, że dopóki nie robi się czegoś wbrew sobie, naprawdę nie jest źle, nawet gdyby część widzów miała mnie znać wyłącznie z serialu.

Rola Barbary w "Klinice samotnych serc" będzie pani największą z dotychczasowych serialowych postaci?

- Tak. Barbara z wykształcenia jest psychologiem, a w ogóle sympatyczną kobietą o skomplikowanym życiu osobistym. Jest wrażliwa, więc w pracę wkłada wiele serca. Myślę, że to ciekawy medialnie temat. Lubimy oglądać ludzi, przeżywających miłosne problemy ze szczęśliwym zakończeniem. Realizujący pierwsze osiem odcinków Leszek Wosiewicz zrobił wszystko, by nie powstała banalna telenowela. Kontynuujący jego pracę Maciej Dejczer to równie znakomity fachowiec. Na planie pracowało się fantastycznie. Bardzo jestem ciekawa, jak widzowie przyjmą serial.

POLSAT Klinika samotnych serc Premiera Sobota 5.03 godz. 19.15

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji