Artykuły

Skórka z pomarańczy - rzecz niebezpieczna

Skórka z pomarańczy - rzecz niebezpieczna. Łatwo się na niej poślizgnąć.

Taka jest teza ostatniej sztuki Teodozji Lisiewicz. Autorka granych poprzednio z powodzeniem "Słoneczników" trwa w zainteresowaniach psychologicznych i tym razem postanowiła wykazać, że o drobiazg może się rozbić szczęście małżeńskie. Co prawda - jak to uczciwie przyznaje sama autorka - za tym drobiazgiem kryją się wieczne pokusy: "ten drugi" i "ta druga". Dość, że z tego zamierzenia urodziła się komedia w 3 aktach, której premierę widzieliśmy w Londynie 24 bm., w sali Ogniska Polskiego.

Właściwie - skórka z pomarańczy rozbiła tylko narzeczeństwo dziadka i babki współczesnych nam bohaterów sztuki, i to dawno - przed 50 laty. Oboje staruszkowie pocieszyli się rychło i skutecznie, skoro produkt ich pocieszenia oglądamy na scenie. Okazuje się ponadto, że cała sprawa "pomarańczowa" była tylko pretekstem, wyzyskanym swego czasu przez chytrego dziadzię, który po prostu bał się "mądrych kobiet". Bardzo przekonywająco i stylowo zagrał tę rolę p. J. Bzowski, nie po raz pierwszy wykazując, jak wytrawnym jest aktorem.

Małżeństwo wnuków (p. M. Arczyńska i p. Z. Rewkowski) się nie rozbiło. Pomimo trwającej przez cały I akt sprzeczki, w następstwa brzemiennej, jakoś się pogodzili. Czemu - dobrze nie wiadomo: prawdopodobnie dlatego, że przez cały II akt mądra babcia uczy ich rozumu. Aforyzmy babci (p. J. Sempolińska) są zabawne, miejscami nawet finezyjne, gra - bardzo dobra, ciepła a obmyślona, więc babcia zbiera salwy śmiechu i zasłużone oklaski.

Wnuki też robią, co mogą, żeby niesłabnącym tempem ożywiać sztukę przez wszystkie akty. Na mój gust jednak całość zmieściła by się w jednoaktówce. Przez rozciągnięcie na trzy akty powstają nieuchronne dłużyzny, na które nie poradzi ani autorka, ani reżyser. No, ale nasze warunki wymagają raczej sztuk całospektaklowych. I tak zresztą można by porobić skróty.

Wystawa (p. A. Butscher) prosta i estetyczna. Reżyseria (p. L. Kielanowski) staranna. Wydaje mi się tylko, że na małej scence epizod zdejmowania pończoszek w I akcie zyskałby na odsunięciu na dalszy plan. A po pokazaniu brzydszych i ładniejszych szelek podczas rozmowy z uważającą babcią przyrzucił bym je choćby jaką bonżurką. Ale to są drobiazgi jeszcze mniejsze, jak skórka z pomarańczy.

Publiczność przyjęła sztukę życzliwie. Autorkę wywołano i zgotowano jej na scenie kwiatową owację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji