Artykuły

Teraz Polski Seweryna

- Jestem gotowy. Przez 40 lat pracy się do tego przygotowywałem. A przez ostatni rok opracowywałem repertuar, dobierałem współpracowników, podróżowałem i zastanawiałem się, jaki Teatr Polski powinien być - mówi Andrzej Seweryn przed objęciem dyrektury.

Magdalena Rigamonti: 30 lat we Francji, w tym 4 u wielkiego wizjonera i reformatora Petera Brooka i 17 w najsłynniejszym teatrze narodowym świata, Comédie Française. Teraz, panie dyrektorze... Andrzej Seweryn: Jeszcze nie dyrektorze. Od września będę dyrektorem. Na razie jestem aktorem, o którym wiadomo, że będzie dyrektorem. No właśnie. W aktorstwie ostatnio się panu nie wiodło? - Skąd takie podejrzenia? - Słyszałam, że wyrzucili pana z Comédie Française i dlatego wraca pan do Polski. Prawda to? - Bzdury. Pytam, bo chciałam te informacje sprawdzić u źródła. - W moim życiu zawodowym wszystko układa się świetnie. Proszę o to spytać polskich widzów, którzy oklaskują mnie na scenie w Paryżu. Przerażają mnie takie informacje. Nie wiem, skąd się biorą. Zapewniam panią, że nikt mnie nie wyrzucił. W Komedii Francuskiej życzą mi połamania nóg. - To chyba niezbyt dobrze panu życzą? - Nie są przecież zadowoleni, że jeden z ich czołowych aktorów' zdecydował się odejść. Woleliby, żebym dalej grał, pracował dla nich i był na miejscu.

Całkowicie zerwał pan z Komedią Francuską czy będzie pan dojeżdżał na pojedyncze spektakle?

- Całkowicie nie zerwałem. Jestem nadal członkiem Societe. Mam zobowiązania w sezonie 2011/2012. W nadchodzącym natomiast będę tylko w Teatrze Polskim. Pierwsza premiera już 13 września - "Końcówka" i "Szczęśliwe dni" Samuela Becketta w reżyserii Antoniego Libery. A potem dziewięć kolejnych.

Kiedyś starał się pan o stanowisko dyrektora Comédie Française. Czemu się nie udało?

- Na szczęście się nie udało. Komedia Francuska to ogromna machina, teatralny kombinat, w którym ścierają się różne środowiska, różne interesy. I bardzo trudno jest dyrektorowi sprostać oczekiwaniom tych wszystkich grup. Trzeba być bardzo dobrym politykiem.

W Teatrze Polskim nie będzie pan musiał być politykiem?

- Będę musiał. Jednak na mniejszą skalę. I, by uprzedzić pani pytanie, jestem na to gotowy. Przez 40 lat pracy się do tego przygotowywałem. A przez ostatni rok opracowywałem repertuar, dobierałem współpracowników, podróżowałem i zastanawiałem się, jaki Teatr Polski powinien być.

I do jakich doszedł pan wniosków?

- Na pewno nie będę robił rewolucji. Natomiast chcę, by Polski był teatrem myślącym wielkimi tekstami. Cały nowy repertuar jest zbudowany właśnie z takich wielkich tekstów. W sumie nie było trudno go skomponować, bo wszystko, każda premiera ma swoje uzasadnienie. Nie robiłem jakichś wielkich obrad okrągłego stołu, nie było teatralnej Magdalenki. Na początku Beckett w hołdzie Zbigniewowi Zapasiewiczowi. Później "Cyd", bo warto poruszyć temat honoru.

Zapowiedział pan przy okazji tej premiery dyskusję "Honor w życiu publicznym". Ciągnie pana do polityki?

- Jak każdego obywatela. Nie mam jednak ochoty zabierać głosu na temat polityki, zwłaszcza przed wyborami, i mówić, co jest honorowe, a co nie.

To po co ta dyskusja na temat honoru?

- Bo teatr ma prawo pytać, szukać odpowiedzi i próbować mówić widzom, co jest ważne. Nie chce mi się wierzyć, że ludzie nie potrzebują trwałych wartości i nie budują sobie świata na tych wartościach. Przecież nawet młodzi mają system, który pozwala im funkcjonować.

Wyobraża pan sobie jakoś przyszłych widzów Teatru Polskiego? To będą właśnie ci młodzi?

- Nie wiem, czy widz mojego Polskiego to człowiek, który mieszka na przykład w Warszawie przy ulicy Solec i ma 35 lat. Nie umiem go sobie tak dokładnie wyobrazić. Wiem natomiast, a raczej mam taką nadzieję, że jeśli raz przyjdzie i zobaczy spektakl, to będzie chciał oglądać kolejne.

Ostatnie lata w Teatrze Polskim można zaliczyć raczej do chudych. Na Seweryna będą przychodzić?

- Nie objąłem dyrekcji teatru po to, żeby móc sobie pograć, poobsadzać się w głównych rolach. Kiedy zdecydowałem, że zostanę dyrektorem, to nie roztaczałem wizji, że teraz ja, Andrzej Seweryn, będę, dajmy na to, królem Learem i zacznę królować na scenie przez najbliższe sezony. Proszę mi wierzyć, że nie jestem taki egoistyczny. Zagram w kilku przedstawieniach. I tyle. Nie będę sobą epatował.

Resztę czasu spędzi pan za dyrektorskim biurkiem?

- Wyobraża sobie pani, że będę siedział i zarządzał teatrem zza biurka? Bo ja nie. Muszę działać. Zamierzam uruchomić Forum Dyskusyjne Teatru Polskiego - pierwsza edycja już we wrześniu. Poza tym chcę, żeby przy Polskim działało studium aktorskie, którego absolwenci będą mieli szanse grać na deskach tego teatru.

I tym już wywołał pan burzę wśród aktorów. Boją się, że wpuści pan na scenę amatorów i podkopie pozycję profesjonalistów...

- Dlaczego amatorów'? Przecież to będą wychowankowie uczelni teatralnych. Niech nikt się nie obawia. Nie jestem szaleńcem, naprawdę.

Ale to pan po pracy z Peterem Brookiem powiedział: "Przestałem grać. Zacząłem być". Nie sądzi pan, że po takich słowach aktorzy mogą się bać, iż nie będzie ich pan oceniał za umiejętności?

- Powiedziałem to w latach 80. po udziale w "Mahabharacie" Brooka. Wtedy właśnie tak się czułem. Te słowa teraz są zwyczajnie nieaktualne. I mogę śmiało powiedzieć, że każdego wieczoru, kiedy wychodzę na scenę, to po prostu gram. Tak jak wszyscy aktorzy, również ci w Polsce. Ceni ich pan, tych naszych, polskich?

- Wie pani, jestem bardzo daleki od pogardy. W zasadzie staram się nie używać tego słowa i nawet o nim nie myśleć, więc jeśli pani sądzi, że mogę z wyższością traktować polskich aktorów', to jest pani w błędzie. Tak jak wszędzie, tak i tu są lepsi i gorsi, wybitni i przeciętni. Mam nadzieję, że będę pracował z tymi świetnymi.

Pani Nina Andrycz powiedziała mi, że ma nadzieję - tu zacytuję -że "Andrzej będzie o mnie pamiętał...". Widzi pan u siebie miejsce dla Niny Andrycz? Zaczynała przecież karierę w Teatrze Polskim w 1934 roku!

- Nie wiedziałem, że pani Nina ma ochotę grać. Od pani się tego dowiaduję. Naprawdę. A ona czeka na propozycje...

- Muszę się zastanowić, zebrać myśli i jeśli znajdę odpowiednią rolę dla pani Andrycz, to na pewno jej zaproponuję.

Po co panu to dyrektorowanie?

- Doszedłem do takiego momentu w życiu, w którym uznałem, że mogę spróbować poprowadzić teatr. Mam w sobie energię i wielką radość z tego, że to, co miałem w głowie na temat Teatru Polskiego, przybiera teraz realne kształty. Pewnie koledzy dyrektorzy będą się ze mnie śmiali, może nawet uznają to za infantylne. Jednak właśnie słowo "radość" najbardziej pasuje do mojego stanu ducha. Jestem w wieku, w którym albo się przechodzi na emeryturę, albo zaczyna robić zupełnie coś nowego.

Ma pan 64 lata, jak w piosence Paula McCartneya "When I'm Sixty-Four"... (Seweryn zaczyna nucić przebój) - Piękna piosenka. Nie czuję się stary. Mam w sobie wielką ciekawość, którą podobno charakteryzują się tylko młodzi ludzie, mogę więc powiedzieć, że jestem po prostu młody. Nie boi się pan?

- Nie boję się. Dopinam wszystko na ostatni guzik i poczekam na reakcje publiczności.

Myśli pan też o pieniądzach? Bo będzie pan zarządzał firmą pod nazwą Teatr Polski.

- Uczę się tego. Zdaję sobie sprawę, że teatr dobrze działa, również finansowo wtedy, gdy miejsca na widowni są zajęte.

Pana córka, Maria Seweryn, i była żona, Krystyna Janda, wiedzą to najlepiej.

- One prowadzą teatry prywatne, niesubwencjonowane. Jestem pełen podziwu dla tego, co robią.

Jeśli zrobicie razem spektakl, będzie miał pan hit murowany. Tłumy przyjdą zobaczyć państwa po raz pierwszy razem na scenie.

- Dziękuję za pomysł. Może zrealizujemy go w teatrze Polonia u Krysi albo w Och-Teatrze u Marysi. Z Marysią zrealizowaliśmy "Dowód" w teatrze Polonia i naprawdę doskonale nam się razem pracowało. Chciałbym to powtórzyć. Krysia cały czas jest na bieżąco, jeśli chodzi o sztuki, bardzo dużo czyta, szuka ciekawych tekstów' i jestem przekonany, że znajdzie coś dla naszej trójki. Nie spodziewam się jednak, że to będzie w tym sezonie, bo zwyczajnie nie będzie czasu.

To znaczy, że zamierza się pan uwiązać na wiele lat...

- Wiele lat? Już mi pani przypomniała o moim wieku, więc sama pani wie, że planów- na wiele lat nie mam co robić. Na razie myślę o dwóch nadchodzących sezonach. O tym, że ten teatr ma misję, zobowiązania wobec warszawiaków i mieszkańców- całego Mazowsza. Spektakle Polskiego będą pokazywane we wszystkich miastach regionu. Uważam, że skoro instytucja, którą będę kierował, jest finansowana z budżetu wojewódzkiego, to mam obowiązek prezentowania jej dokonań w całym województwie, w każdym mieście, w którym jest miejsce do tego, żeby grać.

Ziemia obiecana?

- Tak, ziemia obiecana (śmiech). Sam jestem ciekaw', jak to się wszystko potoczy. Jestem dobrej myśli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji