Artykuły

Molier współczesny

Trawestując Jana Kotta można powiedzieć, że Molier jest jak gąbka, która wchłania naszą współczesność

Wystawiony w teatrze Studio "Mizantrop" Jedna z najlepszych ostatnio inscenizacji klasyki światowej w Warszawie, przypomniał mi "Kupca weneckiego" w reżyserii Petera Zadeka z Berliner Ensamble. Akcja szekspirowskiej tragikomedii rozgrywa się w nowoczesnym biurowcu, w którym kupcy w ciemnych garniturach przeglądają najnowszy numer "Financial Times" i przerzucają się replikami między jedną a drugą rozmową z telefonu komórkowego. Shylock nie mógł być w tej sytuacji pejsatym Żydem - gra go niebieskooki blondyn Gert Voss. Dzięki przemianie Wenecji w Wall Street licząca cztery wieki historia nietolerancji nabrała jeszcze mocniejszego wyrazu.

W ten sam sposób w Studio urosła gorzka komedia Moliera. W przedstawieniu Ewy Bułhak Alcest, którego gra Wojciech Malajkat, odrzuca świat dorobkiewiczów i nowobogackich. Sam ubrany w szarą marynarkę nie chce schlebiać towarzystwu w strojach z żurnala mód, które licytuje się pustymi komplementami. Grafoman Oront (Włodzimierz Press), Akast (Waldemar Kownacki) i Klitander (Tomasz Taraszkiewicz) powiązani ze sobą interesami, stanowiskami i pieniędzmi zresztą nie wpuściliby go między siebie. Zanim Alcest odejdzie, już jest odrzucony.

Salon Celimeny, w którym rzecz cała się toczy, umeblowany jest ultranowoczesnymi sprzętami, z których nikt nie potrafi właściwe korzystać: Arsena (Anna Chodakowska) zapada się nawet w jednym z artystycznie pogiętych foteli. Goście tego salonu znają się na sztuce niewiele lepiej niż służba, która, kiedy państwo nie widzą, cyka sobie zdjęcia na tle olejnych płócien. W tym świecie dzieła sztuki bywają tylko barwnym tłem albo inwestycją.

Obie te przenikliwe inscenizacje Szekspira i Moliera byłyby trudne do wyobrażenia w języku XVI- i XVII-wiecznych oryginałów i dopiero we współczesnym przekładzie brzmią czysto. Przekład prozą Kotta z 1966 roku przeżywa przy tym drugą młodość. 30 lat temu w spektaklu Zygmunta Hubnera bezkompromisowy Alcest, krytyk dworu, był opozycjonistą. Dzisiaj aluzje do komunistycznego dworu usunięto i Alcest stał się młodym, zgorzkniałym intelektualistą. Jest rozgoryczony, bo zapewne nie udało mu się zdobyć posady w przedstawicielstwie firmy zagranicznej, jak uczyniło wielu jego kolegów, i musi klepać biedę. Na salonach trzyma go uczucie do Celimeny (Joanna Trzepiecińska), pięknej jak lalka Barbie w otoczeniu Kenów. Mizantrop próbuje ją okiełznać, ale jest amantem całkiem nieudanym. A to zakłada dziewczynie nelsona, a to karmi całymi garściami czekoladek. Trudno się dziwić, że dziewczyna flirtuje z innymi. Kiedy w finale towarzystwo czyta na głos kompromitujące ją listy do kochanków, Celimena nie okazuje skruchy. Do końca ma na twarzy lekko drwiący uśmieszek.

Alcest Malajkata należy do rodziny Alcestów przegranych, każda jego decyzja oznacza klęskę i ośmieszenie -czy zostanie przy Celimenie, czy odejdzie z zepsutego świata. Ewa Bułhak nie zostawia przy tym wielkiego wyboru: powiernik Alcesta, pogodzony z obłudą Filint (Andrzej Blumenfeld), to starszy pan w staroświeckim ubraniu. W jego wieku już się nie naprawia świata.

To stonowane, ironiczne przedstawienie celnie trafia w słabe punkty dzisiejszych Mizantropów i dzisiejszego dworu, na którym szansę mają pochlebcy, intryganci i łapownicy, podobnie jak 30 i 300 lat temu. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ale szlachetny i żałosny Alcest ma coraz mniejsze szanse u publiczności, na której pieniądze i szykowne stroje Oronta i reszty towarzystwa muszą robić wrażenie. Zdaje się więc, że nikt nie uroni łzy, kiedy Mizantrop odejdzie z tego świata. Obym się mylił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji