Artykuły

Chusta Halki

DZIŚ mija 150 lat od położenia kamienia węgielnego pod gmach Teatru Wielkiego w Warszawie i 10 lat od otwarcia odbudowanego po zniszczeniu wojennym tegoż budynku. Z tej okazji w Teatrze Wielkim odbywa się dziś uroczyste przedstawienie Moniuszkowskiej "Halki", pod dyrekcją kierownika artystycznego naszej reprezentacyjnej sceny operowej, Antoniego Wicherka.

Ponieważ jubileuszowa premiero w nowej inscenizacji odbyła się w czasie trwania Konkursu Chopinowskiego, nie mogłem być na niej obecny - i usłyszeć naszego czołowego tenora Bogdana Paprockiego w roli Jontka.

W trzecim przedstawieniu, jakie miałem okazję obejrzeć, występował w tej partii jego młodszy kolega Roman Węgrzyn, natomiast rolę tytułową kreowała - podobnie jak na premierze - Hanna Rumowska-Machnikowska. Świadomie używam tego czasownika w odniesieniu do Rumowskiej, bo jej Halka była prawdziwą kreacją aktorską, którą - obok roli tytułowej w "Elektrze" I partii Maryny w "Borysie Godunowie" - zaliczam do szczytowych osiągnięć tej znakomitej sopranistki.

Przeżycia młodej góralki: kolejne nadzieje, rozczarowania, upokorzenia, rozpacz, stan bliski obłędu l wreszcie bunt (decyzja podpalenia kościoła, stanowiąca dramatyczną kulminację) aż do końcowej rezygnacji pokazała Rumowska w sposób niezwykle wyrazisty i prawdziwy. Swoje duże umiejętności I możliwości wokalne podporządkowała stronie aktorskiej, co na pozór było nieefektowne, a w rzeczywistości dało najlepszy artystycznie efekt.

Drugą, czy może raczej pierwszą bohaterką tej premiery jest Maria Fołtyn - niegdyś świetna Halka a dziś Inscenizatorka, zdobywająca sobie coraz większe uznanie. To przedstawienie, zrealizowane wespół ze scenografem, a tym razem także współ-inscenizatorem Krzysztofem Majewskim, jest osiągnięciem chyba największym w jej reżyserskiej karierze. Sukces - jak to często bywa - polega na jednym prostym pomyśle? czerwonej chustce Halki. Zrazu ta ludowa "kraśną" chusta jest tylko częścią jej ubioru, później staje się ważnym rekwizytem, symbolem, a po śmierci bohaterki opery nieomal fetyszem - jako jedyna zachowana po niej pamiątka.

"Halka" nie jest arcydziełem bez skazy. Jej najsłabszy punkt to krótkość sceny finałowej, nie pozwalająca na wybrzmienie dramatu. W różny sposób próbowano ów brak ukryć lub zamaskować. Nasz czołowy dziś dyrygent Jerzy Semkow, realizując dzieło u progu swojej wielkiej kariery (w roku 1954 w Leningradzie) przedłużył tę scenę powtarzając na końcu fragment uwertury. Maria Fołtyn w tym kusym finale muzycznym zmieściła się ze swoim finałem dramaturgicznym. Po wyjściu z kościoła Janusz zauważa zawieszoną pod krzyżem (też symbol!) chustkę Halki i zabiera ją stamtąd, ale Jontek natychmiast wyrywa mu ją z rąk. Ekspresja tej sceny jest tak silna, że pomysł Marii Fołtyn przejdzie zapewne do historii Inscenizacji Moniuszkowskiego dzieła.

Nie jest to jedyny element przedstawienia godny wejścia na stałe do tradycji scenicznej "Halki" Szanse po temu ma także likwidacja przerwy między I a II aktem. Łączy je bowiem to samo miejsce akcji, zaś dzieląca je przerwa czasowa jest problematyczna (w pierwotnej, wileńskiej wersji opery te dwa akty stanowiły jedność). Konsekwencja dramaturgiczna nakazuje połączyć także akt III i IV.

Idealna Inscenizacja "Halki", jakiej nikt jeszcze nigdy nie dokonał (zbliżyła się do niej znacznie łódzka premiera z roku 1967, zrealizowana na otwarcie tamtejszego Teatru Wielkiego), powinna uwzględnić jedność miejsca i czasu, łączącą dwa początkowe i dwa dalsze akty "Halki". Aby uniknąć monotonii wizualnej należałoby zróżnicować scenografię do I i II aktu w ten sposób, że akcja pierwszego rozgrywa się przed pałacem stolnika, zaś akcja druga - przed bramą do ogrodu. Podobne przesunięcie miejsca akcji zachodzi w aktach III i IV. III rozgrywa się na placu przed kościołem, IV - u progu kościoła.

Kiedy zobaczyłem, te scenograf Andrzej Majewski w akcie II pokazuje ten sam podjazd do zamku stolnika - z innej strony, ucieszyłem się, że zrealizowano wreszcie to, co nasuwa się każdemu, kto przeczyta uważnie libretto "Halki". Niestety, akt III, zamiast na placu między karczmą a kościołem, umieszczono - wedle złej tradycji - "gdzieś w górach".

Domyślam się, co no ten zarzut odpowiedzą autorzy inscenizacji: że nie jest to przedstawienie w stylu realistycznym, ale romantycznym. Dlatego pałac stolnika rozmiarami przypomina Wawel, a kikut uschniętego drzewa w ostatnim akcie zapowiada śmierć bohaterki. Nie mam nic przeciwko romantycznemu symbolizmowi, wręcz przeciwnie, uważam, że "Halka" to opera par excellence romantyczna i tak właśnie należy ją wystawiać. Ale pragnąłbym, aby na naszej reprezentacyjnej scenie narodowej u-kazała się ona w pełnym blasku. Marzy mi się idealne przedstawienie ,,Halki" w warszawskim Teatrze Wielkim, przygotowane muzycznie przez Jerzego Semkowa. Bo chyba tylko an jeden wśród naszych dyrygentów ma dość twardą i zarazem dość giętką rękę, a nade wszystko dość otwartą głowę i dość miękkie serce, aby z partytury naszej narodowej opery wydobyć wszystkie jej uroki, których inni kapelmistrzowie wydobyć nie chcą lub nie potrafią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji