Artykuły

Udane widowisko

Straciliśmy niegdyś wielką śpiewaczkę - zyskaliśmy interesującego, z wielką inwencją reżysera, dobrze znającego się na rzeczy. Maria Fołtyn przez długie lata związana była ze sceną teatru muzycznego, nie ma on dla niej tajemnic "od frontu i od kulis", zna ta artystka świetnie pozycje, które wystawia, bo sama święciła w nich tryumfy, a dzięki skończeniu reżyserii w warszawskiej PWST nie tylko z praktyki, ale i fachowej znajomości rzeczy zabiera się do kolejnych premier.

Ma też Maria Fołtyn swoje niemałe już zasługi dla wystawienia "Halki" na Kubie i w Meksyku - stąd też z tym większym zainteresowaniem czekaliśmy na jej premierę dzieła Moniuszki na warszawskiej scenie Teatru Wielkiego. Ta premiera była zresztą bardzo potrzebna: przedstawienia się starzeją razem ze scenografią i dobrze je odnowić co jakiś czas, warto tym bardziej, Jeżeli Jest to opera narodowa, służąca nie tylko dla przyjemności muzycznych, ale również dla kształcenia młodej generacji.

Idąc na "Halkę" do Teatru Wielkiego bałem się, aby nie była to inscenizacja "odkrywcza" - a na co teraz przecież moda. Bałem się, by nie powtórzyła się niegdysiejsza historia ze "Strasznym dworem", jeszcze na Nowogrodzkiej, która to premiera tak wielką i żarliwą wywołała dyskusję. Na szczęście nikt tu nie udziwniał na siłę - zobaczyliśmy widowisko zrobione w konwencjach "klasycznych", ale zarazem pełne drobnych a wartościowych pomysłów i starannie przygotowanej gry śpiewaków. Dzięki temu otrzymaliśmy "Halkę" barwną, z wyraziście przeprowadzoną linią dramaturgiczną, z librettem nienaruszonym wprawdzie, z którego jednak usunięto ckliwości w stylu Mniszkówny (dzieciątko nieślubne, tak zwykle nachalnie eksponowane przez reżyserów!): z wyraziście zarysowanymi postaciami, psychologicznie sensownie umiejscowionymi w akcji; z Dziembą, który zazwyczaj zgubiony w tłumie - tutaj staje się jakby alter ego Janusza w jego złych uczynkach itd, itd.

Jednym słowem dostaliśmy udane widowisko, które przez następne lata będzie mocną stroną repertuaru Teatru Wielkiego. Bo orkiestra stanęła na wysokości zadania, i balet popisał się pięknymi układami i temperamentnym tańcem a dekoracje przy każdym otwarciu kurtyny zrywają burzę oklasków publiczności na zachwyconej sali.

Partię tytułową śpiewała Hanna Rumowska-Machnikowska i ta rola na pewno będzie mocnym punktem jej scenicznych i wokalnie świetnych postaci. Kiedy się słucha Bogdana Paprockiego (Jontek) można zapomnieć o tych długich latach, przez które kontaktowaliśmy się z tym świetnym tenorem. Ma Paprocki ostatnio jakiś świetny swój okres, przypominający najlepsze lata i ta wysoko utrzymywana kondycja cieszy miłośników jego pięknego głosu. Zresztą i wszyscy pozostali wykonawcy popisali się dobrym śpiewem i dobrą grą aktorską, w granicach jakie zakreśla skromne libretto: Barbara Nieman (Zofia), Jerzy Ostapiuk (Stolnik). Edward Pawlak, wspomniany już Dziemba, Jan Czekaj (Janusz) oraz w pomniejszych partiach Władysław Jurek, Jan Góralski, Lesław Pawluk, Lech Jackowski i Kazimierz Dłuha. Pięknie śpiewane sceny chóralne uzupełniają obraz tego udanego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji