Artykuły

Sposób na Iwonę

"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Attili Keresztesa w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Magdalena Figzał w Śląsku.

Teatralna, czy też filmowa adaptacja dziel Witolda Gombrowicza z pewnością nie należy do zadań najłatwiejszych. Z jednej strony twórczość autora kusi bogactwem znaczeń oraz podatnością na rozmaite interpretacje, z drugiej zaś nie pozwala zbyt mocno oddalić się od pewnego kanonu adaptacyjnego, wypływającego niejako z samej specyfiki pisarstwa Gombrowicza. Tak też groteskowa forma, pod szatą której obnażał pisarz mechanizmy oraz konsekwencje kulturowego i obyczajowego zniewolenia jednostki, pozostaje najczęściej obieraną przez reżyserów konwencją, za pomocą której przedstawia się gombrowiczowski świat. W ów adaptacyjny schemat wpisuje się również najnowsza inscenizacja dramatu "Iwona, księżniczka Burgunda", zrealizowana w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Spektakl ten zdążył wzbudzić wiele emocji jeszcze przed premierą. Gombrowicz dość długo nie gościł na deskach Śląskiego, ostatnią "Iwonę..." wyreżyserował Józef Czernecki w 1987 roku a do realizacji przedstawienia zaproszono rumuńskiego reżysera Attilę Keresztesa, przez długi czas związanego z Teatrem Węgierskim w Cluj, obecnie dyrektora sekcji węgierskiej w rumuńskim Teatrze Północnym w Satu Mare.

Keresztes do tekstu polskiego pisarza podszedł z dużą dyscypliną, nie dokonując prawie żadnych skrótów dramatu. Niewiele też pojawiło się w jego spektaklu "cytatów", którymi współcześni reżyserzy chętnie uzupełniają dzieła klasyków. Jedynym zabiegiem wyraźnie ingerującym w tekst Gombrowicza jest wprowadzenie do przedstawienia dodatkowej postaci, funkcjonującej niejako poza zasadniczą intrygą. Owa tajemnicza, demoniczna persona (kreowana przez Joannę Wawrzyńską) pojawia się na początku każdego aktu, wypowiadając niezrozumiałe, brzmiące jak złe zaklęcia słowa. Enigmatyczne, powtarzane jak mantra zdania zawieszają właściwą akcję spektaklu, stanowią też rodzaj prologu, po którym uruchamiane są kolejne obrazy.

Nie bez przyczyny używam tu słowa "obraz", bowiem wiele scen komponuje reżyser na wzór filmowych kadrów - nieruchomych aktorów umieszcza w przestrzeni scenicznej, po czym w jednym momencie ożywia zaprojektowany wycinek rzeczywistości. Wizualna strona przedstawienia jest bez wątpienia jego największym atutem. Można powiedzieć, iż to właśnie dzięki scenografii oraz kostiumom, zaprojektowanym przez Biancę Imeldę Jeremias spektakl Keresztesa staje się czymś więcej, aniżeli tylko wiernym odwzorowaniem tekstu Gombrowicza.

Przestrzeń sceniczna ograniczona została trzema białymi ścianami z czarną luką pośrodku każdej z nich. Całość, łącznie z parkietem, na którym ustawiono przezroczysty podest i kilka krzeseł, została podświetlona. Dekoracja niemalże nie ulega zmianom w poszczególnych aktach sztuki, co być może trochę męczy oko widza, ale też ujawnia niezwykłą jej funkcjonalność. Każdy element tej sterylnej, wygładzonej przestrzeni ograny zostaje przez aktorów, którzy poruszają się w niej nadzwyczaj sprawnie.

Czerń i biel uzupełniają się ze sobą nie tylko w scenografii, ale także w pełnych przepychu i eklektyzmu strojach postaci. Pompatyczność i barokowy styl kostiumów zręcznie współgra z wplecionymi w nie elementami współczesnej garderoby damskiej i męskiej. Dworska świta przedstawiona została w sposób demoniczny, trochę wynaturzony, co podkreśla się nie tylko strój, ale również ostry makijaż i pomalowane na biało twarze aktorów. W opozycji do ich wizerunku stawia reżyser Iwonę (Agnieszka Radzikowska) - nieśmiałą i wątłą, w znacznie skromniejszym kostiumie, bez śladów makijażu na twarzy.

Iwona Agnieszki Radzikowskiej zachowuje się zgodnie ze wskazówkami Gombrowicza - jest bezwolną kukłą, z którą "można wszystko". Keresztes w swym spektaklu skupił się przede wszystkim na ukazaniu sposobów oddziaływania Iwony na pozostałe osoby dramatu - tak też na początku jej "inność" przede wszystkim śmieszy, w drugim akcie zaczyna już drażnić, by pod koniec budzić strach i przerażenie niemalże we wszystkich postaciach mających z nią kontakt. Choć Keresztes sprawnie prowadzi aktorów, wyłuskując najbardziej problematyczne treści dramatu Gombrowicza, to jednak brakuje w jego inscenizacji wyrazistej i świeżej interpretacji reżyserskiej. Większość scen rozegrana zostaje w sposób nadmiernie groteskowy, który w przypadku utworów Gombrowicza już się trochę "przejadł". Ciekawy trop inscenizacyjny, podsunięty przez autorkę scenografii i kostiumów nie został podjęty przez reżysera, który swym aktorom przybranym w mroczne, niemalże diaboliczne kostiumy kazał przede wszystkim bawić publiczność.

Pora wspomnieć jeszcze o najwybitniejszych kreacjach aktorskich tej inscenizacji. Na plan pierwszy wysuwa się Szambelan Jerzego Głybina. Jego postać jest doskonałym połączeniem pierwiastka męskiego i żeńskiego, co podkreślone zostało nie tylko strojem, ale przede wszystkim znakomitą aktorską interpretacją. Nieco przerysowany, aczkolwiek interesujący duet stworzyli Anna Kadulska, wcielająca się w postać Królowej Małgorzaty oraz Grzegorz Przybył w roli Króla Ignacego. Oboje przedstawili swych bohaterów w sposób wielowymiarowy, stopniowo odsłaniając różnorodne oblicza królewskiej pary.

Godny wyróżnienia jest także Walenty Romana Michalskiego - pozostając na dalszym planie, służący staje się jedną z najbardziej wyrazistych postaci tego spektaklu. Na tym tle trochę słabiej wypadają Książę Filip (Michał Rolnicki) oraz Cyryl (Maciej Wizner) - ich dialogi w niektórych scenach tracą właściwe inscenizacji tempo i dynamikę. Nie do końca przekonuje również sentymentalna Iza Barbary Lubos-Święs.

Katowicka "Iwona", choć nie zaskakuje oryginalną interpretacją dramatu, ma jednak wiele walorów - przede wszystkim dobre kreacje aktorskie i znakomitą scenografię - ze względu na które warto zobaczyć spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji