Artykuły

Biedny Fiedia

NICZYM plagi na zasobną i Bogu ducha winną ziemię egipską spadają na polski teatr współczesny dzieła Dostojewskiego.

Mimo że wszelkie ekranizacje, radiofonizacje i inscenizacje nieustannie spłaszczają i trywializują myśli pisarza, nie mówiąc już o jego sztuce; a także, iż najlepiej służy konfrontacji poglądów Dostojewskiego ze współczesnością jego własna proza (oraz przenikliwe eseje Ryszarda Przybylskiego); słowem - SŁOWO niedookreślone zwłaszcza obrazem i sztucznie przywoływanym nastrojem; wciąż wszędzie Fiodora Michajłowicza pełno. Stary Teatr stał się domem (poprawczym) Dostojewskiego: po strasznie straszliwych "Biesach" pokazano straszną "Zbrodnię i karę" i straszliwą "Nastazję Filipowną". W radiu ukończono nie tak dawno emisję "Zbrodni i kary" w odcinkach; w TVP, gdzie "Dziadów", "Irydiona" czy "Kordiana" nie uświadczysz, wkrótce obejrzymy, o ile już nie obejrzeliśmy, "Zbrodnię i karę". Tu i ówdzie grana jest "Zbrodnia i kara", tu i ówdzie będzie grana "Zbrodnia i kara"...

Z wszystkich tych zbrodni, za które nikt nikogo nie karze, można dowiedzieć się przeważnie, że wszyscy aktorzy mają głębokie i przepastne dusze, że wolność jednostki jest wprost proporcjonalna do wolności społeczeństwa, a także, iż należy pokochać ludzi... Co, jak zauważył w "Grze na zwłokę" Janusz Anderman, owszem, jest możliwe i ogólnodostępne: "...gdy na przykład jedziesz w lipcu autobusem, a w tym autobusie zamiast pięćdziesięciu ludzi jest stu pięćdziesięciu, tak że kierowca nie rusza z przystanku; ci, którzy się nie dostali do środka, wiszą teraz w drzwiach jak nietoperze i ty już ich nienawidzisz, bo jesteś pasażerem, a przez nich - tamtych, kierowca nie może ruszyć z miejsca; kiedy się wszyscy ubiją w tych wnętrznościach i się jedzie - wtedy spróbuj pokochać ludzi".

Jakby tego wszystkiego było za mało, stawkę postanowili podbić: Adam Hanuszkiewicz, który w ramach cyklu portretów ludzi wielkich i sławnych pokazał w Teatrze Narodowym portret Fiodora Michajłowicza pt. "Dostojewski według Braci Karamazow". I Jerzy Grotowski, który w ramach ulepszania świata, naprawiania stosunków międzyludzkich i nawadniania co wrażliwszych mózgów, ogłosił kolejny spęd "braci" - tym razem na ot, wspólne, i ech, "po dostojewsku" przeżycie kilku smutnych jesiennych wieczorów. (Ciekawe, czy dla Nie-Myszkinów szampan będzie na miejscu? Czy też każdy Nie-Myszkin powinien w szampan zaopatrzyć się sam, włożyć do chlebaka i zabrać ze sobą? Najbardziej jednak interesuje mnie, co będzie, kiedy jakiś Arcy-Nie-Myszkin zechce zagrać w ruletkę?).

Gdyby Fiodor Michajłowicz przypuszczał, że do czegoś takiego dojdzie, dostałby chyba z radości ataku epilepsji!

Przedstawienie w Teatrze Narodowym rozpoczyna się niepokojąco. Kurtyna jest podniesiona. Z głośnika nerwowo i groźnie sączy się muzyczka Niemena. Na obitej zgrzebnym drewnem scenie majaczy w półmroku coś, co nazwałbym duszą Teatru Narodowego: jakieś rusztowanie służące do budowania czegoś, dwie czy trzy drabiny, portret Zbawiciela według Rublowa i chyba coś jeszcze... Portierzy zamykają drzwi. Na widowni gaśnie światło. Cichną ostatnie szmery... I nagle - BUM!!! Muzyczka Niemena przestaje się sączyć, i zaczyna groźnie zawodzić, zmagać się sama z sobą, bić po uszach i na siłę wwiercać się do mózgu. I gdyby ktoś chciał krzyknąć: "Ciszej, na litość boską!" - nie usłyszałby własnego głosu. Na scenie zaś wszystko się zaczyna. Pojawia się konwulsyjny i chaotyczny tłum: jakieś proste baby zakutane w szmaty, rozchełstana młodzież, mężczyźni w wypuszczonych na spodnie koszulach typu "rubaszka" i butach z długimi cholewami. Wśród tłumu kroczy ON. Jest w białej tunice, boso. idzie prosto i miękko, błogosławi na lewo i prawo, uzdrawia paralityka, przywraca życie dzieweczce. JEGO, czyli Chrystusa udaje Ryszard Łabędź (Chryste, zmiłuj się nad Łabędziem). I wtedy wchodzą dwaj rosyjscy żandarmi. Z nahajami. Swoje przedstawienie bowiem Adam Hanuszkiewicz rozpoczyna "Legendą o Wielkim Inkwizytorze", której akcję umieszcza nie jak Dostojewski w szesnastowiecznej Hiszpanii, ale w dziewiętnastowiecznej Rosji, co jest pomysłem bardzo fajnym, ponieważ nawiązuje ironicznie do koncepcji Trzeciego Rzymu i marzeń o powrocie Chrystusa właśnie w Rosji... Żandarmi rozpędzają tłum, JEGO biorą za kark i stawiają przed Wielkim Inkwizytorem, którego gra sam Adam Hanuszkiewicz.

I jest to najciekawszy moment w spektaklu. Muzyka, dzięki Bogu, milknie. Jeniec staje na proscenium tyłem do widowni, ale ten smutny fakt może również znaczyć, że występuje jak gdyby w jej imieniu; ciemne sylwetki żandarmów zamykają horyzont; naprzeciw jeńca - oddzielony smugą światła - pojawia się Wielki Inkwizytor. Adam Hanuszkiewicz w tej roli jest niepodobny do samego siebie. Po raz pierwszy chyba od wielu lat nie podaje ze sceny cudzych myśli jako własnych, ale gra określoną postać i jej myśli. Jego Inkwizytor jest starym, przygarbionym człowiekiem; ciężko wspartym na lasce, z brzemieniem goryczy wpisanym w całą swoją sylwetkę. W ciemnym surducie i binoklach, niczym Doktor z "Kordiana", albo jakiś doświadczony weteran Ochrany, wyłuszcza spokojnie Chrystusowi powody, z jakich w dzisiejszych czasach jest nie do przyjęcia i dlaczego, on, Wielki Inkwizytor, w imię "prawdziwego szczęścia ludzkości" musi go spalić na stosie. Aktor jest w tej roli żarliwy, przez kilkanaście minut wypełnia swoją osobowością cały teatr i, oczywiście, tak grany Inkwizytor ma rację. Znowu w Teatrze Narodowym rację ma rozsądny starszy pan i tym razem jest to racja supergroźna! Dlaczego tak się dzieje? Otóż, bynajmniej nie z przyczyn ideowych. Dzieje się tak z przyczyn, jak zwykle u Adama Hanuszkiewicza, artystycznych. Hanuszkiewicz-reżyser bowiem nie potrafi ustawić Hanuszkiewiczowi-aktorowi partnera do dyskusji. Chociaż do dyskusji, bo o możliwości przebicia rozsądku tzw. wieku dojrzałego rozsądkiem młodości zamilczę... ON-Łabędzia nie nadrabia wprawdzie swoich racji bezmyślnym wrzaskiem, za to bezmyślnie milczy i zachowuje się jak drewno. Gorzej niż drewno, bo drewniany Chrystus, biczowany przez oprawców w "Dialogus de passione" Kazimierza Dejmka, wstrząsał. Czy można w teatrze milczeć nie-bezmyślnie ? Czy aktor w ogóle jest w stanie zagrać tak skomplikowaną postać, jaką jest osobowość, racje i mit Chrystusa? Jest w stanie. Dowiódł tego kiedyś Ryszard Cieślak w "Księciu Niezłomnym" i "Apocalypsis..." Grotowskiego, dowiódł Jerzy Trela w "Dziadach" i "Wyzwoleniu" Swinarskiego, Wojciech Pszoniak w "Piłacie..." Wajdy. Czy w Teatrze Narodowym jest aktor, który mógłby zagrać Chrystusa z "Legendy o Wielkim Inkwizytorze"? Nie ma. Pomijając wszystko Inne, rola ta wymagałaby pracy po godzinach pracy. A także wielkiego reżysera, który potrafiłby ustawić tę scenę tak, aby milczenie Chrystusa w jakiś sposób działało na Inkwizytora, budowało wzajemną relację milczenia z jednej strony i monologu z drugiej, aby nawzajem się, determinowało. Tej zależności w scenie wyreżyserowanej przez Adama Hanuszkiewicza nie ma. Nie ma napięcia, ani psychologicznego kontaktu, który w powieści Dostojewskiego czysto, konkretnie i zarazem metaforycznie buduje całą zawartość myślową tej sceny. Inkwizytor w przedstawieniu Adama Hanuszkiewicza ma rację, ale jest to monodram. Chrystus zaś jest tylko rekwizytem. Zamiast niego mogłaby być miotła.

W zakończeniu ON podchodzi do Inkwizytora i przytula się do jego ramienia, a ten pozwala mu odejść. I ON odchodzi. Jest to więc jeszcze jeden pusty teatralny gest. Przynoszący nie.żywą myśl, ale, cień myśli. Neutralizuje problematykę moralną Dostojewskiego. Nie pyta: "Czym jest Chrystus dzisiaj?", tylko odpowiada wymijająco, że Chrystus, proszę państwa, to jest bardzo wątpliwa sprawa, no, ale...

Przy tak rozegranym prologu, "Dostojewski..." w Teatrze Narodowym więcej niż o rosyjskim pisarzu mówi o Adamie Hanuszkiewiczu. Jaki jest zatem Dostojewski według Hanuszkiewicza? Jest to pisarz, którego idee nie mają najmniejszego kontekstu społecznego i psychologicznego. Jest to pisarz-katechnizm, pisarz-instruktor BHP. Zdający się mówić: tego robić nie wolno, a tamto wolno. Prawdy Dostojewskiego, wygłaszane od czasu do czasu na proscenium, brzmią mniej więcej tak: "ACH, KOBIETY! NAWET STARE PANNY..." albo: "SOCJALIZM TO TEGO...", czy też "JEST BÓG? NIE, NIE MA. NIE, JEST". Całość zaś pokazuje, oczywiście w tej najbardziej awangardowej poetyce, jaką jest dziś, panie, surrealizm, dosyć niewesołą historyjkę. Oto żyje sobie stary klown (gra go z poświęceniem Jerzy Przybylski), który ma czterech synów. Dymitr (Józef Onyszkiewicz) jest smutnym bananowcem w modnej kurteczce i butach, Iwan (niezły Krzysztof Kolberger) groźnym doktrynerem-materialistą, Alosza (Jerzy Pożarowski) wrażliwym milicjantem przebranym w sutannę, zaś Smierdiakow (Emilian Kamiński) wesołym gitarzystą. Podczas przerwy w przedstawieniu, kiedy jedni palą w palarni papierosy, inni mówią coś o kwestiach prawnych i sądownictwie, jeszcze inni zaś rozcierają zaspane oczy, ojciec klown zostaje zamordowany. Po przerwie zaś o morderstwo podejrzani są trzej spośród czterech synów. Najbardziej, moim zdaniem, podejrzany - Alosza, podejrzany nie jest. Wszystkich ich nawiedzają od czasu do czasu: Święty Mikołaj, przepraszam, starzec Zosi - ma (Henryk Machalica), który ze spokojem wyjaśnia, co dobre jest, co złe; bułgarska muzyka prawosławna; diabeł oraz liczne kobiety. Słodko urocza Liza (Małgorzata Zajączkowska) i uroczo słodka Grusza (Daria Trafankowska). Katarzyna Iwanowna wparowuie na scenę na jakieś trzy sekundy, po to, by coś rzec i natychmiast zniknąć. Dzieje się to tak szybko, że aż trudno dostrzec, która to aktorka tak biega?

Przedstawieniu Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym towarzyszy wydrukowane w programie i przypisywane Dostojewski emu motto: "ALBOWIEM TAJEMNICA LUDZKIEGO ISTNIENIA NIE JEST W TYM, ABY TYLKO ŻYĆ, LECZ W TYM. PO CO ŻYĆ". Jest to myśl szlachetna. Jednakże środki artystyczne, jakimi dysponuje Adam Hanuszkiewicz i jego zespół, bardziej niż do odgrywania w teatrze zawartości myślowej "Braci Karamazow", predysponują twórców do odegrania na scenie czegoś równie wartościowego i szlachetnego w intencjach,, ale mniej skomplikowanego artystycznie. Na przykład - "Timura i jego drużyny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji