Artykuły

Poezja sceny

W Teatrze Narodowym szczyt rosyjskie i światowej powieści: Dostojewski. I to ten i taki Dostojewski, jakim okazał się w swoim dziele ostatnim, najtrudniejszym i najwspanialszym: w "Braciach Karamazow".

Rozmaite wątki tej powieści (niedokończonej, przerwanej przez śmierć r w 1881 roku), stały się inspiracja najważniejszych dzieł europejskiej kultury literackiej dwudziestego wieku, francuskich zwłaszcza i niemieckich, inne zaś stanowią analizę takich indywidualnych postaw duchowych, które w naszym stuleciu okazały się całymi prądami umysłowymi. "Bracia Karamazow" to olbrzymi fresk (którego część tylko znamy) przedstawiający świat ludzki jako przejmującą i przenikliwą krytykę kultury: samych jej metafizycznych i społecznych fundamentów.

Dlatego przenikają tę powieść pytania najprostsze, najtrudniejsze, najważniejsze. Ale te, na które nauka nie ma odpowiedzi, więc uważa je za głupie: naiwne i śmieszne pytania o miarę zła i dobra, o to, czy Bóg jest, czy go nie ma. Wstydzimy się kiedy zadawać je, choć nurtują nas po kryjomu. Lecz właśnie te pytania przedstawienie w Teatrze Narodowym stawia w centrum akcji scenicznej zatytułowanej nazwiskiem Dostojewskiego: poważnie, bez trwogi o śmieszność. I od razu osiąga rzadko spotykany w teatrze dzisiejszym ton wzniosłości, zniewalający wszystkich: na widowni zapada skupiona, napięta cisza. Tak dzieła też i poezja sceny, piękno rytmicznej kompozycji scenicznej, osiąganej środkami, których literatura nie zna. Jednym z nich jest oczywiście aktorstwo, ale aktorstwo traktowane tu przede wszystkim jako umiejętność współdziałania w zespole. Na scenie działa przeszło trzydzieści osób, wśród nich wybitni aktorzy (Hanuszkiewicz, Kolberger, Machalica, Brzozowicz, Zajączkowska, Żukowska, Kłosiński, Tesarz, Przybylski, Kron), wszyscy podporządkowani jednak rytmicznemu biegowi epizodów, z których żaden nie jest najważniejszy i nikomu nie daje prowadzącej roli. Ale to nie znaczy, że nie ma aktorskiego popisu, owszem jest: tam, gdzie bez popisu aktorskiego w ogóle nie byłoby postaci scenicznej. Tak rzecz pomyślał sam Dostojewski: pewne osoby z "Braci Karamazow" to niezwykła krytyka uwagę tych pytań. I tak właśnie prowadzi reżyser (w roli Smierdiakowa, lokaja-mordercy) młodego aktora, Emiliana Kamińskiego, który doskonale dają sobie - radę z arcytrudnym swym zadaniem. Jednakże popis w całym tego słowa znaczeniu, popis aktorski, to znakomite i godne podziwu dzieło aktorskie Jerzego Przybylskiego w roli Ojca.

Sam Hanuszkiewicz w roli Inkwizytora i Szatana tworzy świadomy kontrast wobec tych penisów. Swoją efektowną przecież rolę traktuje właśnie jako przeciwdziałanie wszelkim efektom i efektowności: prawie co nie widać w półmroku, we mgle, żadnych wielkich gestów, tylko krok kaleki, kulawy, mowa zwykła, pozbawiona retorycznych świetności, najprostsza. Tak Hanuszkiewicz uzyskuje wielka, sugestywną siłę tej swojej znakomitej kreacji aktorskiej.

Ale poezję sceny tworzą nie tylko aktorzy. Tworzy ją także reżyserska umiejętność operowania przestrzenią. Kiedy pójdziesz - o, Czytelniku! - drugi raz na to przedstawienie, przyjrzyj się dobrze, jak pusta, ogołocona ze wszystkiego, wielka, ciemna scena służy reżyserowi jako instrument malarski i muzyczny zarazem: jako paleta barw i rezonator dźwięków. Spostrzeżesz wówczas, jak reżyser samym światłem tworzy charakterystyczny nastrój miejsca: schludną sztywność klasztoru, ciepło rodzinnego domu, zimną ponurość wiezienia. Jak różnicuje i kontrastuje barwy głosów ludzkich przez samo usytuowanie aktora, jak operuje pieśnią kościelną, to ją za tło dając, to za postać działającą, a muzyką Niemena - jako ruchem scenicznym. I raz jeszcze zobaczysz, jak reżyser tworzy wizie rozległych przestrzeni, na których toczy się walka Inkwizytora z Chrystusem, a potem wrażenie ciasnoty, zamknięcia, dusznej intymności, w której działa uśmiechnięty Szatan.

Wszystko to jednak nie ma być i nie jest iluzją, złudzeniem, udawaniem jakiejś rzeczywistość!: i reżyser i aktorzy zwracają się do widzów wprost, dla nich przecie uprawiają swoja sztukę, jawnie więc, na ich oczach, posługuje się scena i aktorstwem jako instrumentem prawdy.

Jakiej? Nie historycznej zapewne: nie idzie im o lekcję kim był Dostojewski. Ani psychologicznej: nie pokazują, moda zachodnia, co to jest "dusza rosyjska". Bo to nie psychologia, lecz stan świata usprawiedliwia zadawanie pytań naiwnych, lecz podstawowych. "Dostojewski" w Narodowym, dzieło oryginalnej poezji sceny, przypomina rzeczywistą wagę tych pytań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji