Artykuły

W Dramatycznym - powtórka z Diderota

"Przyszedł dziś do mnie pewien gość. /Miałem w spiżarni jadła dość, /Więc go przyjąłem należycie /Gość jadł, a był przy apetycie. /Jaka wyżerka wyśmienita!/A gdy się nażarł już do syta, /Poszedł naprzeciw do sąsiada/I tak na moją kuchnię biada: /"Mdła zupa, gorzka legumina, /Twarde pieczyste, słabe wina" /"Do kroćset diabłów" Dość biadania!/ To jest recenzent. Ubić drania!"

Ten wiersz Goethego, zamieszczony na końcu programu "Kubusia Fatalisty", wystawianego w warszawskim Teatrze Dramatycznym, nie pozostawia złudzeń co do losu dziennikarza, który ośmieliłby się napisać o tym spektaklu coś złego. Nie jestem zbyt odważna, nie będę ryzykować. Zwłaszcza, że nie ma powodu.

"Kubuś Fatalista" według powiastki filozoficznej Denisa Diderota, opracowanej przed przedwcześnie zmarłego Witolda Zatorskiego, był w latach siedemdziesiątych - spektaklem-legendą, granym przez siedem lat przy pełnej widowni. W sumie, odbyło się 349 przedstawień, pełnych humoru, skrzących się błyskotliwymi improwizacjami, z których wiele przeszło już do historii.

Zbigniew Zapasiewicz zdecydował się przeto na przedsięwzięcie zgoła karkołomne, przygotowując po latach koleiną wersję "Kubusia" z grupą młodych aktorów, swoich dawnych studentów z PWST. Sobie, jak przystało na dyrektora, pozostawił rolę Pana.

"Kubuś Fatalista" wymaga od wykonawców aktorstwa totalnego, znakomitej sprawności fizycznej, krystalicznej dykcji, refleksu, talentu wokalnego i pantomimicznego. Szef Dramatycznego uznał je za znakomity sprawdzian dla młodej części zespołu.

I zespół - dwie dziewczyny i sześciu panów, zdopingowany obecnością eks-Kubusia, daje z siebie wszystko od pierwszej do ostatniej minuty przedstawienia, ba, pozwala sobie nawet na dowcipne improwizacje przy ukłonach... (Zbigniew Zapasiewicz stwierdził wtedy": "Daję państwu słowo, że ja tego nie reżyserowałem").

Kubusiem-spadkobiercą został mianowany Mieczysław Morański, młody aktor, który zagrał już w Dramatycznym kilka ról. Za szczególnie udany uważam jego występ w "Ptakach" Arystofanesa.

Morański jest - musi być - zupełnie innym Kubusiem, niż jego znakomity poprzednik. I choć nie ma takiego doświadczenia jak Zapasiewicz przed ponad dziesięciu laty, potrafi podołać temu niełatwemu zadaniu.

Przekorny mądrala, snujący w nieskończoność opowieść o swoich amorach, wesoły, zadumany, rozzłoszczony czy usłużny, Mieczysław Morański to prawdziwy partner swojego szefa i Pana. Jego koledzy grają po kilka ról, prezentując dużą skalę aktorskich możliwości. Bardzo podobała mi się Joanna Wizmur, (świetna także w dramatycznej piosence!), która wraz z Mirosławem Guzowskim dała prawdziwy popis w jednej z etiud. Nie wykorzystane dotąd wystarczająco talenty komiczne ujawniła także Olga Sawicka (rewelacyjna Wieśniaczka w "scenie łóżkowej"). Myślę, że Zbigniew Zapasiewicz może być zadowolony ze swoich podopiecznych.

"Kubuś" Anno Domini 1989 nie jest taki, jak jego poprzednik na tej samej scenie, to oczywiste. Zmienił się czas, mentalność widzów, sposób patrzenia na rzeczywistość. Nie jestem pewna, czy należy o tym przypominać, wykorzystując wielokrotnie już ośmieszaną "bułeczkę profesora Krasińskiego" (ta na scenie też nie sprawiała wrażenia chrupiącej), ale z pewnością spektakl Zapasiewicza będzie, stopniowo obrastać anegdotami, skojarzeniami, żartami, należącymi do lat, w których jest wystawiany.

Czy potrzebują Państwo dwóch godzin inteligentnej zabawy? Jeśli tak, idźcie na "Kubusia Fatalistę"! Naprawdę, Panie Dyrektorze, nawet bez tego wiersza - ostrzeżenia napisałabym to samo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji