Artykuły

Mrożek w Kameralnym

"EMIGRANCI" są w dramatopisarstwie Sławomira Mrożka utworem wyjątkowym, by nie rzec - niezwykłym, w każdym zaś razie "osobnym". Nie ostało się nic z absurdalnej groteski "Policji" i "Męczeństwa Piotra Oheya", nie ma przedrzeźniania konwencji stylistycznych i językowych jak w "Zabawie", "Kynologu w rozterce" i "Indyku". Nie ma wielkiej metafory "Tanga", ale nie ma również precyzyjnych aluzji i parabol "Szczęśliwego wydarzenia"' i późniejszych utworów, aż po cykl jednoaktówek o lisie. Nie ma wreszcie uniwersalistycznej wieloznaczności "Rzeźni" - najdojrzalszego (obok "Emigrantów" właśnie) dzieła z okresu "potangowego". Interesująca nas dzisiaj sztuka jest jakby "zapisem z rzeczywistości", nie pozbawionym akcentów komediowych, a właściwie zjadliwej satyry, zwieńczonym ironicznym bardziej niż melodramatycznym finałem.

Punkt wyjścia: w zagospodarowanej jako tako piwnicy wysokościowca żyje dwu ludzi, którzy z różnych przyczyn swój kraj opuścili. Obaj mają biografie, ale pozbawieni są nazwisk i imion. Pierwszy, intelektualista określony jest literkami AA, co może znaczyć bardzo wiele, albo też zgoła nic. Opuścił kraj uznawszy, że dusi się w istniejących układach, że system podcina mu skrzydła. "Wybrał wolność" i teraz jest absolutnie wolny. Tyle tylko, że wszystko nagle straciło jakikolwiek sens. Oderwawszy się od naturalnego gruntu nie zdołał zapuścić korzeni w tym nowym, wymarzonym miejscu. Zawisł w próżni, a to dla człowieka jego pokroju oznacza śmierć cywilną. Została mu tylko jedna szansa, udowodnić, że istnieje typ "niewolników doskonałych", od których on indywidualista jest lepszy. Drugi (XX) przyjechał tu "dla chleba". Nie jest to przecież reprezentant "emigracji zarobkowej" w tradycyjnym słowa tego rozumieniu. On chce się dorobić. Marzy nie tylko o własnym domku, ale i o tym, by zadać szyku w miasteczku, chce wydać bal, przez trzy dni karmić i poić sąsiadów. Niech znają pana. Pan zresztą tu, za granicą, jest zupełnym pariasem, niedojada, kopci cudze papierosy, kufel piwa jest dla niego luksusem, a jedyną rozrywką zaglądanie pod kiecki kobietom, przechodzącym obok wykopu, w którym pracuje. Obaj ci ludzie poniosą klęskę. Bo wolność absolutna jest tylko frazesem pięknoduchów, nie ma również "doskonałych niewolników". Każdy z nich zdolny jest do chwili buntu. Ale za bunt trzeba zapłacić. XX płaci.

"Emigranci" nie są utworem teatralnie łatwym. Reżyserująca spektakl Ewa Bułhak wyszła jednak z tej przygody obronną ręką. Dlaczego nie komplementuję goręcej? W moim przekonaniu przydałoby się nieco więcej skreśleń, niektóre - zwłaszcza w akcie I - sytuacje nie są do końca uzasadnione, zorganizowane na zasadzie "byle trochę ruchu". Wydaje się, że również scena tocząca się wyłącznie przy tlącym się ogarku świecy jest zbyt długa. Zrazu efekt jest znakomity, potem jednak ciemność zaczyna nużyć. "Rozłazi się" wreszcie finał. Pozostaje jednak faktem, że mimo tych wątpliwości przedstawienie jest na ogół konsekwentne, posiada własny klimat.

Współtworzy ów nastrój scenografia Jerzego Grzegorzewskiego. Surowa, niemal dosłowna, ale tym mocniej akcentująca nie tylko status bohaterów (jeśli w stosunku do AA i XX słowa tego można użyć), eksponująca przekazywane treści. Niepokoiły jedynie stojące w tle aparaty do gier zręcznościowych. Jeśli miały sugerować, że gdzieś w dali, poza tymi osobnikami, toczy się normalne, kolorowe życie, to była to sugestia zbyteczna.

Niewątpliwymi bohaterami wieczoru byli obaj wykonawcy, a zwłaszcza Ryszard Kotys (XX). Wbrew wszelkim pozorom nie jest to rola jednowymiarowa. Topornością i "kanciastością" gestu Kotys markuje prymitywizm postaci, ale jednocześnie potrafi przekazać, że XX sam siebie za cwaniaczka uważa, a przy tym wszystkim, że nie jest tylko "maszyną do robienia pieniędzy", że potrafi reagować po ludzku. Ludomir Olszewski (AA) miał zadanie o ileż trudniejsze. Niby on prowadzi grę, w gruncie jednak rzeczy wszystko to są działania na rzecz partnera. Musi przy tym wygłaszać długie, a chwilami zupełnie puste tyrady tak, by zbyt wcześnie swego bohatera nie skompromitować. Zwłaszcza jednak drugą częścią Olszewski propozycję swą uwierzytelnił.

Najkrócej mówiąc: "Emigranci" to jedno z nielicznych w ostatnim okresie przedstawień wrocławskich, które z najczystszym sumieniem mogę zarekomendować wszystkim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji