Artykuły

Bajka zamiast misteriów

OPERY Mozarta tak rzadko wchodzą na sceny polskich teatrów, że każda nowa premiera dzieła genialnego kompozytora nabiera charakteru rzadkiego święta w skali krajowej. Wyjątkiem jest Teatr Wielki w Łodzi, który istnieje dopiero 6 lat, ale wprowadził do repertuaru już trzecią operę Mozarta - "Czarodziejski Flet", Ten rarytas w naszym życiu muzyczno-teatralnym wzbudził zainteresowanie tym bardziej, że reżyserię zapewnił spektaklowi Kazimierz Dejmek, scenografię - Andrzej Majewski, a kierownictwo muzyczne jest wizytówką nowego dyrektora artystycznego łódzkiego Teatru Wielkiego - Bogusława Madeya. Postacią, która w każdej nowej realizacji "Czarodziejskiego Fletu" budzi z góry współczucie jako swego rodzaju kamikaze, jest reżyser. Wszyscy patrzą mu na ręce jak sobie poradzi z odczytaniem i przekazaniem na scenę wolnomularskiej filozofii wypełniającej tę czarodziejską operę, której inscenizacja z reguły pozostawia wątpliwości i nigdy nie zadowala bez reszty. W połączeniu i wygraniu elementów symbolicznych i alegorycznych, bajki i ludowej burleski razem z muzyką jest za dużo przeszkód. Pamiętam wyjątkową jednolitość koncepcji w inscenizacji "Czarodziejskiego Fletu" w Operze Drezdeńskiej, gdzie bohaterowie w starożytnych tunikach na scenie prawie pustej tworzyli iluzję eleuzyjskich misteriów, co jednak też trudno jest wmówić publiczności.

Przedstawienie "Czarodziejskiego Fletu" w Łodzi pozostawia wrażenie chwiejnej koncepcji, co okazuje się wielką zaletą tego spektaklu. Zamiast dorabiać interpretację i filozofię do scenicznych cudów reżyser po prostu ominął szczęśliwie to zadanie. Schematyczne symbole i alegorie zostały sprowadzone do właściwej roli w tej operze - tła wzniosłej bajki. Na scenie pozostała śliczna bajka, gotowa przyjąć każdą najdalej posuniętą konwencję, z rojem unoszących się nad nią aluzji, których nikt na szczęście nie próbował ściągnąć na ziemię i zaopatrzyć w przypisy rodem z lektur szkolnych; bajka, dla której scena operowa wydaje się powołaniem i przeznaczeniem, przy której cały weryzm w dziejach opery jest nieporozumieniem; bajka, która pozwala płynąć muzyce w sposób niczym nie zmącony i nie naraża jej na żadne kompromisy. Współautorem tego ładnego i zabawnego przedstawienia jest Andrzej Majewski, który stworzył bajeczne kostiumy i scenografię z resztek ogrodu botanicznego pozostałych z "Henryka VI na łowach" i szkiełek imitujących szlachetne kamienie, którymi obszyte są kostiumy z warszawskiego "Borysa Godunowa". Wszystko to splata się jednak w nową, urzekającą wizję o nieprzeciętnych walorach malarskich i kompozycyjnych. Wprawdzie te pióra, rośliny, spódniczki z palmowych liści, ornamentalne arabeski przypominają mocno barokową feerię "Les Indes Galantes" Racmeau, ale pedantyczną segregacje stylów można sobie raz darować w przypadku tak nieprzeciętnej indywidualności artystycznej jak Andrzej Majewski, który zresztą w ten sposób zwielokrotnił fantastykę spektaklu. Śpiewanie Mozarta zostało na świecie wydoskonalone jako odrębna specjalizacja, nie zamknięta, elastyczna, ale dość wyraźnie określona w dziedzinie barwy i typu głosu, rodzaju emisji i interpretacji. W Polsce nie było nigdy wielkich tradycji w wykonywaniu Mozarta, pojedyncze osiągnięcia stanowią izolowane przypadki, toteż trudno spodziewać się, żeby ci specjaliści pojawili się nagle z dnia na dzień na scenie łódzkiej, choć istnieją wyjątki.

Łódzcy wykonawcy "Czarodziejskiego Fletu" zapewnili jednak muzyce poważny poziom profesjonalny, Romuald Spychalski, dzięki świetnym dyspozycjom aktorskim, stworzył zabawną postać Papagena, z drugiej premiery wyróżniła się pięknym głosem i nieprzeciętną sztuką wokalną laureatka konkursu w Tuluzie Kira Połczyńska, występująca obecnie pod pseudonimem Kira Andrea (Pamina). Najpiękniejsze atuty w muzycznej realizacji "Czarodziejskiego Fletu" to brzmienie orkiestry i kreacja Delfiny Ambroziak jako Paminy w pierwszej obsadzie. Orkiestra osiągnęła aksamitną miękkość i lekkość brzmienia bez rezygnacji z dźwiękowego blasku. Bogusław Madey poprowadził muzykę w tempach rozsądnych, raczej spokojnych, żeby nie stracić nic z pięknie wypracowanych detali frazowania, dynamiki, rodzajów dźwięku. Partia Paminy doskonale odpowiada skali i rodzajowi głosu Delfiny Ambroziak, której śpiew był ideałem mozartowskiego stylu w zakresie brzmienia i wyrazu. Ta kreacja mogłaby być ozdobą każdej znakomitej sceny w Europie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji