Artykuły

Tu szamoce się dybuk

- Z krytyką jest taki problem, że jest polityczna, tworzy frakcje i dwory Przez to staje się niewiarygodna. Krytyk tylko wtedy jest w stanie napisać coś wartościowego, kiedy posiada przenikliwą inteligencję i emocjonalną otwartość, a to rzadkie połączenie - reżyser MARIUSZ GRZEGORZEK m.in. o premierze "Dybuka" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi.

Mariusz Grzegorzek rzadko pracuje w Warszawie, nie wystawia spektakli w halach fabrycznych i kończy próby w terminie. Mimo to jest świetnym reżyserem.

Kamila Łapicka: Czy widział Pan "Dybuka" Warlikowskiego?

Mariusz Grzegorzek: Nie widziałem.

To dobrze, unikniemy pytań porównawczych.

- W ogóle protestowałbym, żeby rozliczać moją twórczość względem jakiegoś innego reżysera, nawet jeśli uznano go za artystę wybitnego.

Jednak wybrał Pan tę samą żydowską opowieść. Nietrudno o czytelne odniesienia.

- Łódź ma bardzo demoniczną energię i ponieważ jestem przeczulony w tej kwestii, wiem, że w tym mieście szamocze się jakiś dybuk.

Czyli kto?

- Dybuk to duch zmarłej osoby, która ma poczucie krzywdy czy niezałatwionej sprawy i po śmierci nie może zaznać spokoju. Chcąc zadośćuczynienia, wstępuje w ciało innej osoby To rodzaj klasycznego opętania, które wymaga udziału egzorcysty, w tym wypadku cadyka. Tak jest w legendzie żydowskiej. W wersji An-skiego to opętanie występuje w imię niespełnionej miłości Chanana do bogatej Lei, której ojciec nie zezwolił na ślub, łamiąc obietnicę złożoną wcześniej ojcu Chanana.

"Dybuk" jest przypowieścią o dwoistości natury ludzkiej, która dotyczy każdego z nas. Jaki siedzi w Panu?

- Wszystkie dybuki świata. Strach, depresja, zobojętnienie, wybujałe ego...

To jest tylko negatywna energia?

- Nie, to jest bardzo ważna siła, która nas napędza - każe nam rozpaczać, walczyć ze zwątpieniem, ale też poszukiwać, dotykać w sobie lepszych sfer i osiągać coś, po co nigdy byśmy nie sięgnęli, gdybyśmy byli zbalansowani, leżeli na tapczanie i oglądali telezakupy Mango.

Odtwórcy głównych ról - Agnieszka Więdłocha i i Marek Nędza - są tuż po dyplomie. Nadprzyrodzony świat "Dybuka" [na zdjęciu] ich nie przerośnie?

- To nie jest kwestia wieku, tylko wyobraźni, motoru napędowego każdego aktora. Ci utalentowani młodzi ludzie posiadają niezwykłą inteligencję cielesną. Ich ciało podąża bezbłędnie za rozwojem emocji. Praca nad rolą dybuka (w naszym przedstawieniu to dwugłowy potwór grany przez oboje aktorów jednocześnie) jest bardzo cielesna, fizyczna.

Pana przedstawienia: "Habitat", "Blask życia", to domknięte całości, które opierają się na jednym tekście. Nie jest Pan reżyserem dekonstrukcji, kompilacji i innych fajerwerków.

- Świat rozpadł się i jest jedną wielką degrengoladą, ale aby opowiedzieć o tym

w sztuce, konieczny jest jakiś formalny ład, wewnętrzna harmonia. Sztuka jest porządkowaniem świata. Nie znoszę wydmuszek, pseudoatrakcyjnych puzzli. Krytycy jednak często doceniają właśnie te puzzle.

- Teraz już nie. Z krytyką jest taki problem, że jest polityczna, tworzy frakcje i dwory. Przez to staje się niewiarygodna. Krytyk tylko wtedy jest w stanie napisać coś wartościowego, kiedy posiada przenikliwą inteligencję i emocjonalną otwartość, a to rzadkie połączenie.

Pan łączy reżyserię z projektowaniem scenografii i opracowaniem muzyki - czy można być dobrym we wszystkim?

- Nie można być obiektywnie dobrym, ale kiedy chodzi o taką gorączkową, histeryczną współpracę trzech, a czasami dziesięciu Grzegorzków, to jedyne wyjście. Mam wielkie problemy ze znalezieniem współpracowników; ciężko mi spotkać pokrewne dusze.

Uważa się Pan za konserwatystę w teatrze?

- Taki cios na sam koniec?! Uważam się za wolnego człowieka w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji