Artykuły

Intymny Lobotomobil Wiśniewskiego w konwencji operowej

"Lobotomobil" w reż. Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Michał Gradowski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

John Nash - genialny matematyk chory na schizofrenię, który ogłosił, że jest cesarzem Antarktydy to wymarzony bohater wstrząsającego i współczującego dramatu. Ale w "Lobotomobilu" Janusz Wiśniewski pyta, czy Nash w ogóle był człowiekiem.

"Lobotomobil" zaczyna się jak "Biała wstążka" Michaela Hanekego - opresyjna szkoła i rygorystyczni nauczyciele. John Nash znał to z rodzinnego domu - surowy ojciec codziennie dowodził tam przewagi inteligencji zwykłej nad emocjonalną. Dorosły Nash ludzi nazywał humanoidami, często rozmyślał o nadczłowieku pozbawionym emocji. Empatia była dla niego pojęciem tak abstrakcyjnym, jak dla większości problemy, którymi się zajmował.

Skrywany homoseksualizm, wiecznie niezaspokojone ambicje, porzucona, ale powracająca pielęgniarka, którą Nash pogardzał, ale miał z nią nieślubnego syna, polowanie na czarownice senatora McCarthy'ego, którego stał się ofiarą, poczucie winy z powodu śmierci ojca - katalizatorów, które uaktywniłyby rozwijającą się w nim chorobę, John Nash miał aż nadto. I w końcu zadziałały. Nash twierdził, że jest cesarzem Antarktydy oraz misjonarzem rządu światowego, a nocą pisał alarmujące listy do ONZ-etu. Ale nie to było jego największym problemem. Jak pisała Sylvia Nasar w "Pięknym umyśle", biografii Nasha: "odgrywał rolę obserwatora własnego dramatu, jakby to była tylko jakaś gra lub intrygujący eksperyment z zakresu ludzkich zachowań". Takiemu intrygującemu eksperymentowi przyglądamy się w "Lobotomobilu", a Wiśniewski pyta, czy ludzie niezdolni do współodczuwania są ludźmi?

Dramaturgiczną osią są rozdzierające bólem rozmowy pana i pani Nash (Mirosław Kropielnicki i Antonina Choroszy), w których wspominają zmarłe dziecko (pierwszy syn Nasha nie umarł, ale odrzucony przez ojca błąkał się po przytułkach). Rani nawet nie tyle śmierć, co nieumiejętność zareagowania na nią. Później jest projekcja Sądu Ostatecznego, sądu nad Nashem. Ale ani posągowo-subtelny adwokat Moon, ani władczy i agresywny prokurator Jack Bricker, ani nawet złowieszcza sędzina Nashem się nie zajmują. Bo kto nie był ni razu człowiekiem...

Zachwycająca jest Biedna Kózka (Ewelina Dubczyk), antyteza Nasha, wykrzywiająca twarz w głupawym uśmiechu. Z demonstrowaną niewinnością i ufnością na granicy upośledzania wygląda jak wcielony niedobór świadomości, której Nash miał w nadmiarze.

"Lobotomobil" to właściwie zbitek scen - głośnych i efektownych, a jednocześnie intymnych. Tyle dobrego.

Bo te sceny są bardzo poszatkowane, a pozytywkowa muzyka Jerzego Satanowskiego wprawia ten spektakl w monotonny ruch karuzeli. Konsekwentnie operowa konwencja, operowanie poetycką, zagmatwaną frazą sprawia, że większość tekstu jest po prostu niezrozumiała. Sztucznie podniosłe zadęcie jest uzasadnione - w tym świecie nikt nie ma ludzkich potrzeb, a ludzkie odruchy są jedyne udawane, ale im dłużej trwa, tym bardziej odpycha. A siła tego dramatu gdzieś ulatuje.

"Lobotomobil", wtorek, środa, czwartek, godz. 20, bilety 45 i 25 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji