Artykuły

Jeszcze o Weselu

Byłbym zmartwiony, gdyby ktoś uwagi moje o ujęciu inscenizacyjnym "Wesela" zrozumiał, jako dyskwalifikację przedstawienia. Tak nie jest: przedstawienia nie dyskwalifikowałem, nie mając po temu żadnych powodów. Próbowałem wytłumaczyć p. Wilamowskiemu, czemu sprzeciwiam się braniu tekstu za pretekst do rozwijania inwencyj, sprzecznych z autorem. Wielki repertuar pobudzi mnie nie raz jeszcze do zrzędności i przekory. Od lat panuje w teatrze choroba, która polega na praktykowaniu beztroskim konceptu, że Szekspir i Mickiewicz pisali libretta: teatr doda niejako muzykę i to grunt Muzyka więcej znaczy od libretta i rządzi się swoimi prawami, od których wara.

Coś tutaj nie klapuje.

Powtarzam: nie dyskwalifikowałem przedstawienia. Wręcz odwrotnie, mam poziom jego za wysoki, a to zasługuje nie na same słodkomdłe laksatywy, lecz na ocenę pełną i rzetelną, w której mogą i powinny się znaleźć i słowa cierpkiej prawdy. (W teorii) prawda nikomu nie zaszkodziła i obojętne, od której strony zaczynamy ją pokazywać, przyjemnej czy nieprzyjemnej. Byle ją pokazać z obu stron, całą. Dobrze, jeśli przedstawienie nastręcza sposobność tylko do pochwalenia teatru, że wszystko cacy. Niestety, takich sposobności na ogół nie ma - piętnem świata niedoskonałość; musi ona gdzieś utkwić i w robocie teatru. Współpracować z teatrem w walce z tą niedoskonałością - żałujemy, że ex post - i wspierać życzliwie i sumiennie w poszukiwaniu doskonalszego wyrazu należy do głównych obowiązków krytyka. Słyszę, słyszę: odpowiada mi teatr pięknie za nadobne, że piętno niedoskonałości nie omija także krytyki. Ano, owszem. I właśnie dlatego, że owszem, wydaje mi się wprost konieczne, by ścieranie się wzajemnych niedoskonałości odbywało się w klimacie osiągalnie jak najdoskonalszym, wolnym od przewrażliwień i podejrzeń, od małostkowości i "czynników ubocznych". Niepoprawny, ubrdałem sobie, że głębsza i harmonijna współpraca teatru i uczciwej krytyki przyczyni się do zdrowego rozwoju teatru.

Ale koniec dywagacjom, wracam do "Wesela".

P. Kazimierz Wilamowski - pokreśliłem to poprzednio - posiada wybitnie twórczy talent aktorski, jasne zatem, że wydobył z postaci Gospodarza równie jego urodę żywą, życiową, jak sens metafizyczny. Panu Jerzemu Blockowi, którego czyste artystycznie zamiary są oczywiste, udało się to jedynie połowicznie z postacią Młodego, zresztą, nie z własnej winy; wskutek amputacyj przez reżysera w tekście dostał ją za zazadniczo okaleczałą, bez nieodzownego podkładu w Hetmanie. Komentując się kadłubem postaci subtelnie wycieniował jej z miejska wiejską zamaszystość i porywczość miłosną, P. Mieczysław Pawlikowski potraktował Poetę komediowo, miejscami nawet w akcentach erotomańskiej papkinady. Myślę, że wartoby to lekko stonować, przyciszyć, przytłumić, ponieważ mocno poprowadzona komediowość gasi plastykę przełomowej sceny z Rycerzem. Postać byłaby pyszna, o ileby się zgodzić na wyzucie Poety z tragizmu. P. Jan Kochanowicz, świeżo pozyskany przez dyr. Poredę, świetny aktor, ozdoba dawnej "Reduty", zagrał Dziennikarza: spod maski zdawkowości towarzyskiej i zawodowej nudy ukazał w scenie ze Stańczykiem postać załamaną wewnętrznie, szczerze bolesną i smutną!

P. Stefan Wroncki, doskonały w charakteryzacji Stańczyk, wczuł się w sarkazm i niepokój, zawarty w patriotycznych oskarżeniach. P. Marcin Bay-Rydzewski kipiał tężyzną, jako Czepiec; jako Wernyhora, nie zgubił nastrojowości, choć mówił za głośno. W prześlicznym_liryźmie narysował p.Witold Sadowy Widmo. Dziad starannego p. Izdebskiego, niestety, niepotrzebny wobec skrótów w scenach rodzajowych i usunięcia Szeli. Młoda p. Marii Żabczyńskiej tchnęła kochaną, serdeczną prostotą; podobnie stateczna Gospodyni p. Elżbiety Wieczorkowskiej. A Rachela? Rachelę łatwo przerysować w geście i pozach, przestylizować, p. Zofia Grabowska ujawniła jednak intuicje rasowej artystki, uniknąwszy potknięcia i przy tym oddawczy nieskazitelnie bogactwo i melancholijne finezje wiersza.

Sprawiedliwieby było przepisać z afisza pozostałą obsadę - ze schowaną za trzy gwiazdki milutką wykonawczynią rólki Isi - i pochwalić aktorów po kolei. Mimo to ograniczę pochwałę do zespołu. Jest ponad pochwałę. Złożył dowód pracy istotnej zapału i pojętności.

Reżyser p. Wilamowski udatnie zestroił elementy komedii i tragedii z nawną w miarę techniką szopkową. Wiersz brzmiał - z niewielu wyjątkami - soczyście. Kompozycję finału ujął p. Wilamowski pomysłowiej niż reżyser, który przygotował przed wojną "Wesele" dla Teatru Narodowego. Zesłuchany ścisk na scenie, tak przecież naturalny w ciasnej izbie chłopskiej, nie zatarł w niczym ekspresji i symbolu.

Dekoracje p. Jana Hawryłkiewicza i ilustracja muzyczna p. Eugeniusza Dziewulskiego odpowiadają stylowi "Wesela".

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji