Artykuły

Szok w Wierszalinie

- Chcąc robić teatr związany z rzeczywistością, nie mogę udawać, że w niej nie istnieje LPR albo że ja jej nie zauważam - mówi PIOTR TOMASZUK przed premierą "Zwierzeń pornogwiazdy".

Dzisiaj [4 marca] w Supraślu w Teatrze Wierszalin pierwszy publiczny pokaz "Zwierzeń pornogwiazdy" Erica Bogosiana. Monodram znanego współczesnego dramaturga wyreżyserował Piotr Tomaszuk [na zdjęciu].

Kurier Poranny: - Chce pan zaszokować widza?

Piotr Tomaszuk, reżyser "Zwierzeń pornogwiazdy", szef Teatru Wierszalin: - Szok to tylko środek do celu - sposób, by zmusić widza do myślenia, do postawienia paru istotnych pytań.

Na przykład jakich?

- Czy to dobrze, że nasza polska rzeczywistość uległa tak gwałtownej amerykanizacji?

I dobrze to, czy nie?

- Dobrze, bo możemy wzorem Amerykanów kupić w sklepie płatki kukurydziane, zalać je mlekiem i zjeść na śniadanie. Samo pojawienie przez lata niedostępnych dóbr i towarów, nie jest złe. Problem w tym, że wraz z nimi przyjęliśmy wzory kulturowe cywilizacji powszechnej, wyuzdanej konsumpcji. Uwierzyliśmy, że o wartości człowieka stanowi jego siła nabywcza, Mówiąc prosto: nie masz szmalu, jesteś nikim. A skoro tak, to trzeba zrobić wszystko, by zdobyć forsę - wszystko, łącznie ze zjedzeniem kupy Anthony Hopkinsa.

A co ma z tym wspólnego pornografia? Dlaczego o tak poważnych tematach trzeba mówić ustami kogoś, kto uprawia seks przed kamerą?

- Spece od pornografii dokonali pewnego przełomowego odkrycia - zauważyli, że żerowanie na ludzkich instynktach może być bardzo intratnym procederem. Obecnie z tego samego źródła czerpie cała rzeczywistość medialna - środki masowego przekazu, film, teatr, literatura, reklama. A rzeczywistość tworzona przez te media narzuca przeciętnemu człowiekowi normy postępowania, sposoby myślenia. Otaczający nas świat zaczyna się pornografizować.

Ale przecież wie Pan doskonale, że "stróże moralności" i tak nie będą zastanawiać się nad głębszymi znaczeniami - zobaczą nagie manekiny w obscenicznych pozach, usłyszą padające ze sceny "brzydkie wyrazy" i to im wystarczy... Już raz, przygotowując przed rokiem premierę "Opery za trzy grosze" w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku, próbował Pan sprowokować działaczy LPR-u. Premiera została odwołana, a Panu i Rafałowi Gąsowskiemu podziękowano za współpracę. Ktoś może potraktować serio padające ze sceny zachęty do rzucania koktajlami Mołotowa w kliniki aborcyjne i inne miejsca zarazy...

- No cóż... Tak kończą porządne teatry - na stosie (śmiech). A mówiąc poważnie: członkowie LPR-u nie interesują mnie jako obiekt drażnienia...

Ale włączył Pan do przedstawienia scenę, w której jedna z postaci maże długopisem po nagich manekinach. Aluzja do wyczynów posła LPR, Andrzeja Fedorowicza w białostockiej Galerii Arsenał jest aż nadto czytelna...

- Czuję się uczestnikiem życia społecznego, na które istotny wpływ ma styl myślenia i zachowania się członków Ligi Polskich Rodzin. Chcąc robić teatr związany z rzeczywistością, nie mogę udawać, że w niej nie istnieje LPR albo że ja jej nie zauważam.

LPR nie ma u Bogosiana. Wiele innych momentów w przedstawieniu sprawia wrażenie dopisanych na potrzeby obecnej premiery. Jak daleko ingerował Pan w oryginalny tekst?

- Sam Bogosian przyklasnął próbom dopasowywania "Zwierzeń..." do lokalnych warunków. Istotą tego widowiska jest ciągła zmiana, ewolucja postępująca wraz ze zmianami rzeczywistości i w świadomości aktora. Rafał Gąsowski będzie musiał za każdym razem grać to przedstawienie niejako od nowa. To nie będzie taka "ciotka ramotka" a' la Teatr Dramatyczny w Białymstoku. Tam aktor uczy się tekstu w grudniu 2001 roku i można być pewnym, że będzie go tak samo klepał wiele lat później, o ile sztuka nie spadnie z afisza. Tymczasem my proponujemy rodzaj żywej, bezpośredniej dyskusji z widownią - często przy pomocy języka i sytuacji, które zostały podejrzane dzień wcześniej na ulicy.

Nie da się zaprzeczyć, że Bogosian operuje językiem ulicy - tak wulgarnym, że zdolnym zniesmaczyć nie tylko pensjonarki i "stróżów moralności". Czy nie stanie się on zaporą skutecznie uniemożliwiającą szerszej publiczności kontakt z tym przedstawieniem i zrozumienie go?

- Nie bądźmy dziećmi! Nie traktujmy Białegostoku jak miejsca, w którym pewne tematy i sposoby prezentacji nie są możliwe. To jest gęba którą dorabiają nam różni działacze, którzy jednego wieczoru kreślą w Arsenale obrazy, a dzień później twierdzą, że wszystkiemu winny jest długopis, który nieoczekiwanie się włączył... To fakt, żyjemy w miejscu strasznie śmiesznym. Ale ta dorabiana usilnie, ciemnogrodzka gęba, nie ma wiele wspólnego z życiem codziennym białostockiej ulicy, z myśleniem zwykłych ludzi, szczególnie młodych.

Ale to nie tylko - jak ich Pan nazywa - "działacze z długopisem", ale też twórcy kultury podtrzymują wizerunek publiczności nieprzygotowanej na szok, niezdolnej myśleć inaczej, jak tylko w kategoriach naruszania tych czy innych świętości.

- Oni się po prostu boją. To są ludzie, którym władza coś podarowała i oni teraz boją się te stanowiska, pieniądze i zaszczyty utracić. Dostają swoją miskę ryżu w zamian za spokój.

A pan niczego się nie boi?

- A czego mam się bać? Dlaczego teatr, zwłaszcza taki jak nasz, ma tkwić w okowach strachu? Jak tylko poczuję pierwsze oznaki lęku, to przed premierą wypiję pięćdziesiąt gram i będzie po sprawie (śmiech). Mówiąc poważnie, fatalnym zbiegiem okoliczności jest to, że Białystok zawsze kojarzył się w Polsce jako miejsce, gdzie rewolucję zaczynano dwa tygodnie po tym, jak zwyciężyła w Warszawie. Cały czas funkcjonujemy w tym dziwnym klimacie. Na szczęście jest grupa ludzi, którzy w ogóle nie przyjmują takiego myślenia - którzy nie są klientelą polityczną, ani wdzięczną publicznością "działaczy z długopisem". Myślę, że ci ludzie przyjdą na nasze przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji