Artykuły

Czardasz z voodoo

- Morale zespołu zostało mocno zachwiane i stanęliśmy przed pytaniem czy chcemy czy nie chcemy tej premiery - reżyser ARTUR HOFMAN o "Księżniczce czardasza" w lubelskim Teatrze Muzycznym (5 marca).

Andrzej Molik: Ma Pan jakiś pomysł jak się ogrzać w tę straszną zimę?

Artur Hofman, reżyser "Księżniczki czardasza" Kalmana w Teatrze Muzycznym: Zapraszam do Teatru Muzycznego. Ze sceny wręcz bucha żarem, energią, temperamentem.

A co jest takie energetyczne w lubelskiej "Księżniczce czardasza"?

- Wszystko razem, bo na wysoką temperaturę wpływa muzyka, wykonanie, scenografia. Zamiast jechać na narty czy oglądać nudnych polityków w telewizji, najlepiej przyjść do teatru i rozgrzać dłonie bijąc brawo.

Gratuluję dobrego samopoczucia. A jaką receptę na sukces Pan zastosował?

- Wystarczy, że potencjalny widz ma otwartą duszę i głowę, czyli nie nosi w sobie zbyt ortodoksyjnych poglądów artystycznych.

Ale operetka jako taka to czysta ortodoksja, kanon niepodważalny.

- Pańskie zdanie przeciwko mojemu zdaniu: Uważam, że operetka nie jest ortodoksyjna. Składa się z dwóch podstawowych elementów - muzyki i libretta. Muzykę można wykonać dobrze według nut oraz dodając charakter dyrygenta. Libretto zaś można potraktować swobodniej i znaleźć w nim odskocznię do atrakcyjnej formy scenicznej.

Czyli będzie uwspółcześnienie ramotki z początków poprzedniego wieku?

- Nie za bardzo. Zrezygnowałem jedynie z ozdobników słownych, które dziś już niczego nie przekazują. Cóż bowiem dla obecnego widza może znaczyć leciwy okrzyk hrabiego "A niech to papryka!"? Zrezygnowałem też z odniesień do konkretu historycznego, czyli monarchii austro-węgierskiej. Moim zdaniem każda w zasadzie operetka mieści się w państwie "Operetenland". Odpowiedniej formy szukaliśmy gdzie indziej. W swoim czasie operetka była miejscem, gdzie kostiumy były czymś w rodzaju pokazów mody. Dlatego zasiadając ze scenografem Ireneuszem Salwą do pracy koncepcyjnej włączyliśmy Fashion TV, żeby być jak to się dziś mówi trendy, fresh, cool... To co najważniejsze, to jednak akcja sceniczna, a więc to, co wyobraźnia reżysera i wykonawców mogą wypreparować z tekstu i muzyki.

I w Muzycznym na "Czardaszce" ma być wesoło, z humorem? Na czym ma to polegać?

- Na wyrazistym przedstawieniu charakterów postaci. Każda osoba musi być JAKAŚ! Konkretny człowiek ma bowiem konkretne cechy, w tym komiczne. Oprócz tego akcję można nawarstwić, by uzyskać wielopiętrowy komizm przez słowo, rytm, perturbacje.

Powiedział Pan kiedyś, że operetka, a może szczególnie perła gatunku "Księżniczka czardasza" to okraszona muzyką czysta farsa.

- Tak, a jest to najtrudniejsza forma teatralna. Każdy wytrawny aktor powie, że komedię gra się trudniej niż tragedię. Farsę gra się jeszcze trudniej.

Robiąc przedstawienie myślałem i o utrudnieniach dla aktorów, czyli o kolejnej atrakcji dla widzów. I tu uchylę jedynie rąbka tajemnicy, że w jednej scenie pojawia się nawet element w stylu tajemnych zaklęć voodoo.

To brzmi ryzykownie jak na operetkę.

- Pozornie. Przy wydobywaniu komizmu nie chodzi o to, żeby były gagi od Sasa do Lasa, tylko buduje się pewną rozpoznawaną po chwili przez widza konwencję i potem wszystkie sytuacje są tej konwencji skutkiem. Jeśli odbiorca "Czardaszki" kupi konwencję, to potraktuje ciąg dalszy jako konsekwencję mojego poczucia humoru i zarazem wielu ludzi na scenie.

Mówił Pan o pracy koncepcyjnej ze scenografem. Zadowolony Pan z efektów?

- Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Irkiem Salwą. Miał cierpliwość wysłuchania mych widzimisię na temat kostiumów, gdy pozostawaliśmy na poziomie teoretycznym. Teraz wiem, że wiele kobiet będzie chciało mieć suknie uszyte tak jak nasze artystki. To suknie w bardzo modnym dziś stylu retro glamour, mieszającym wszystkie konwencje od - co ważne - lat 30. do 60. To są oczywiście stylizacje, stroje bardzo kobiece, z materiałem blisko ciała.

Choreografia...

- ...jest dziełem Grzegorza Kawalca z Poznania, znanego już tu z pracy przy koncercie "Bo cały Lublin zobaczyć musi to!". Stworzył choreografię dynamiczną, temperamentną, a numerów tanecznych jest naprawdę sporo.

Nie ma już w Lublinie Jacka Bonieckiego, więc wszyscy się zastanawiają, kto poprowadzi orkiestrę?

- Dwóch dyrygentów. Pan Chmiel i pan Wujtewicz, który często występował jako zmiennik Bonieckiego przy pulpicie czy wręcz - jak w przypadku "Pinokia" - sprawował kierownictwo muzyczne i był pierwszym dyrygentem.

Usłyszymy jakieś głosy nieznane jeszcze lubelskiej publiczności?

- W roli Sylvy - na zmianę z dobrze już znaną Mariolą Zagojską - wystąpi pochodząca z Kielc Renata Drozd. Partnerować im będą: podziwiany już niejednokrotnie na tej scenie Tomasz Janczak i występujący trochę rzadziej Witold Wrona. Nową twarzą jest natomiast grający Feriego Jakub Gwit, absolwent słynnego Studia Baduszkowej w Gdyni, solista Opery na Zamku w Szczecinie. Nie będę wymieniał całej obsady, ale powiem, że w roli księżnej Anhildy pojawi się ulubienica lubelskiej publiczności, niezwykle energetyczna Krystyna Szydłowska, a w rolę jej męża księcia Leopolda wcieli się równie lubiany Marian Josicz, który 25 lat temu, w poprzedniej "Czardaszce" na scenie Muzycznego bardzo udanie grał Boniego.

Jutro [5 marca] premiera "Księżniczki czardasza".

- Tak. I w zimowej aurze zapraszam wszystkich na tę wcześniejszą wiosnę w Teatrze Muzycznym. To będzie najgorętsze miejsce w Lublinie!

Premiera i zawirowania w TM

Na 12 dni przed premierą "Księżniczki czardasza" ze stanowiska dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Muzycznego nagle odwołany został Jacek Boniecki, który przygotował wspólnie z reżyserem koncepcję przedstawienia oraz miał sprawować kierownictwo muzyczne i dyrygować orkiestrą. Całe zamieszanie komentuje reż. Artur Hofman:

- To nie jest przyjemna sytuacja, ale czuję się jak dowódca okrętu, który musi doprowadzić go do portu. Morale zespołu zostało mocno zachwiane i stanęliśmy przed pytaniem czy chcemy czy nie chcemy tej premiery. Z racji tego, że prace były tak zaawansowane, obowiązkiem było "Księżniczkę czardasza" dokończyć. Mobilizujemy siły, skupiamy energię, żeby przetrwać kryzys i dokończyć dzieła. A kamyczkiem do ogródka polityków niech będzie uwaga, że muszą sobie odpowiedzieć na pytanie czy wolno doprowadzać do takiej sytuacji w trakcie prób? Oni mają swoje prawa i mogą robić co uważają, ale powinni wiedzieć jaki jest cykl pracy teatralnej. Odwoływać i mianować po sezonie, a nie czynić tego w jego trakcie, bo to potrafi destabilizować zespół.

ARTUR HOFMAN

Aktor i reżyser, aktualnie etatowo związany jako reżyser z Teatrem Żydowskim w Warszawie. Realizator programów rozrywkowych TV (jeden z nich "Kochamy polskie komedie" nagrywany jest w studiu telewizyjnym w naszym mieście). W Teatrze Muzycznym w Lublinie dał się poznać jako dowcipny reżyser innej operetki Kalmana, granej do dziś "Hrabiny Maricy" i musicalu "Hello, Dolly!".

Na zdjęciu: projekt kostiumu dla Księżniczki czardasza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji