Artykuły

Rozdroże miłości

Sztuka w trzech aktach J. Zawieyskiego, nagrodzona pierwszą nagrodą na konkursie Episkopatu w Polsce, wystawiona przez Teatr im. J. Słowackiego. Jeśliby chcieć porównać zainteresowania emigracji z poziomem duchowym Kraju na podstawie przykładu twórczości teatralnej, jakim jest utwór dramatyczny J. Zawieyskiego "Rozdroże Miłości" i sztuk dramatycznych jakie powstały na emigracji, to porównanie wypadłoby bezwzględnie na korzyść Kraju. Emigracja zdobyła się, jak dotąd, na kilka niezłych utworów scenicznych, będących przeważnie zabawnym samobiczowaniem, gdy "Rozdroże miłości" jest sztuką wysokiego lotu, w której autor wykazuje słabość i mękę duszy ludzkiej, dowodząc, że jedynym dla niej ratunkiem jest tylko miłość, ale nie doczesna i przepojona ludzkim egoizmem, lecz spływająca z rozpiętych na krzyżu ramion Chrystusa, którymi On obejmuje świat, chcąc go przyciągnąć do siebie...

Tłem tej sztuki jest wieś, tematem zbrodnia, jako wyraz niskich namiętności człowieka,miejscem zaś akcji, rozgrywającej się w dwa lata po zbrodni, kruchta kościelna, skąd duszami ludzkimi stara się kierować nauczyciel nauki Chrystusowej na ziemi, tj. ksiądz. Raczej jest ich dwóch: jeden, surowy wyznawca zasad, dla którego wymiarem sprawiedliwości jest kara, który, jako proboszcz był świadkiem zbrodni i wkrótce po niej umarł ze zgryzoty nad nieprawością ludzką, pozostawiwszy u wszystkich wspomnienie Boga mściwego i karzącego i drugi, jego następca, który usiłuje usunąć zło zakorzenione w sercach wyrozumiałością, przebaczeniem i miłością nie z tego świata...

Zbrodnia była wynikiem skłębienia się namiętności kilku osób: Elżbiety, wabiącej wszystkich; swym złym urokiem, jednego jej kochanka, który ją porzucił i drugiego kochanka, który nie mógł od niej się oderwać, wbrew swej żonie i ojcu, a także wójtowi wsi, którego z jej poduszczenia zastrzelił, poczem zabił sam siebie! Po dwóch latach tułaczki Elżbieta wraca do wsi, na próg kościoła, gdzie ją przygarnia ksiądz, niczym Chrystus Marię Magdalenę... W zasięgu kościoła i księdza spotykają się wszyscy winni zbrodni, którzy pozostali przy życiu. W ten sposób, trzy akty sztuki J. Zawieyskiego wypełnione są poszczególnymi scenami tych spotkań, z których każde jest innym konfliktem ludzkim i oświetleniem innej strony tej samej prawdy, tj. miłości! Więc ojciec mordercy, obecnie wójt, przedstawiający "gromadę" i żona mordercy uosabiają miłość najprostszą do syna i męża i są poszkodowanym społeczeństwem, nieumiejącym wyzbyć się uczucia zemsty. Więc dawny kochanek Elżbiety, nienasycony wspomnieniem miłości zmysłowej, żąda jej powrotu do siebie, choć niegdyś był przyczyną jej upadku... Więc Elżbieta, napiętnowana od urodzenia miłością zła, korzy się dzięki naukom księdza przed Martą, której odebrała męża i doprowadziła do jego śmierci, prosząc o darowanie jej win, lecz zyskując tylko przekleństwo... Skoro jednak Marta., porwana przez powódź, wpada do rzeki, Elżbieta rzuca się na jej ratunek i sama tonąc, otrzymuje przecież od uratowanej Marty przebaczenie! I wreszcie Ksiądz, który umiał wszystkich zgromadzić u stóp krzyża i nie waha się, w jego obliczu głosić stale prawdę najwyższą i działać wedle jej przykazań, odnosząc ostateczne zwycięstwo: miłość prowadząca ułomnego człowieka we wieczną prawdę - pokonała zło!

Zasługą J. Zawieyskiego jest, że jego "Rozdroże miłości", jako sztuka teatralna posiada wielkie cechy realizmu, podobnie jak zbrodnia, będąca tematem jej treści, mimo że porusza problemy życia, sięgające szczytów i dna ludzkiego istnienia, w sposób tak zasadniczy i ogólny, iż chwilami wzbija się w abstrakcję i nabiera cech symbolu. Elżbieta chwilami to Grzech! W takich chwilach "Rozdroże miłości" każe pamiętać o typie twórczości Ibsena... Poza tym, przypomniało mnie ono "Klątwę" Wyspiańskiego, ma się rozumieć, w mniejszym wymiarze poezji i z przesłonięciem dyskusją teologiczną wstrząsającej tragedii ludzkiej, w której ciężar winy zdjęty jest z Księdza, tak, że z postaci aktywnej przemienia się raczej w rezonera...

Największą jednak zasługą J. Zawieyskiego jest, że w jego Rozdrożu miłości, zgodnie ze słowami Księdza - "chodzi o duszę każdego człowieka". Otóż w epoce, która pozbawiając jednostkę woli wpycha ją w ludzkie stado i życie zwierzęce, albo wtłacza do roboczej maszyny, utwór, którego treść istotną stanowi walka o duszę, jest skrzepieniem i obroną człowieka i choćby dlatego jest utworem pięknym w samym swym poczęciu!

"Teatr Imienia J. Słowackiego" wystawił Rozdroże miłości z pietyzmem i z całym wysiłkiem na jaki go stać!

P. Orłowicz posiada tajemnicę powiększania sceny trafnym jej wyzyskaniem oraz narzucania nastroju sztuki jej dekoracją. Jego kruchta kościelna była nad wyraz udaną ramą trzech aktów J. Zawieyskiego.

Wykonawcy sprostali swemu zadaniu, mimo, że grając na malej scenie i w odległości dosłownie jednego metra od publiczności, w słusznej obawie jaskrawości i przesady, tłumili wszelki głośniejszy krzyk czy brutalniejszy gest, czasem nawet ze szkodą uwydatnienia żywiołowej walki jakiej są wyrazem...

Z pań należy wymienić przede wszystkim p-nią Arczyńską, jako Martę, która zamieniwszy się w istny posąg boleści, czyniła duże wrażenie skupioną siłą swego uczucia i żądy zemsty. P-ni Domańska, jako Elżbieta, wydobyła tragedię wiejskiej dziewczyny, tworząc dzięki dobrej grze aktorskiej i wyglądowi postać ujmującą i dramatyczną, brakowało jej tylko może tego "urzeczenia", którym Elżbieta działa bezwiednie na swoje otoczenie. P-ni Kamieniecka, jako "tło plebanii" dała bardzo dobry typ księżej gospodyni.

Wśród mężczyzn zwrócili na siebie uwagę, PP. Bzowski i Ratschke. Pierwszy był wójtem i dał postać żywą, z której pomimo pozornego spokoju biła chłopska zawziętość. Drugi był naturalnym i wiarogodnym chłopem "nawróconym". Obu im nie można wytknąć ani jednego fałszywego tonu czy akcentu. P. Rewkowski, doskonały w starciu z Księdzem, jako obrońca "miłości światowej", może nie dość namiętnie i przekonywująco domagał się jej od Elżbiety. Najodpowiedniejszą i najtrudniejszą rolę Księdza kreował P. Kielanowski, wywiązując się z niej summa cum laude. Począwszy od świetnej sylwetki, poprzez wewnętrzne uduchowienie, był księdzem ascetą, mającym prawo głosić wzniosłe zasady, gdyż budził wiarę, że je rzeczywiście wyznaje. Kto wie jednak, czy p. Kielanowski nie wywarłby jeszcze większego wrażenia, gdyby mniej deklamował swój tekst i mniej rzeźbił swe "kwestie", a więcej, je "przeżywał" i podawał je bardzo po prostu?

W całości, przedstawienia Rozdroża miłości jest poważnym dokonaniem teatru na emigracji. Tym razem, z końcem sztuki J. Zawieyskiego, nie pytałem się sam siebie, jak czasem z końcem innych sztuk: "No, dobrze... Ale co z tego?" Albowiem jest "z tego" wiele! Rozdroże miłości nie tylko stawia ważny problem "ładu życia", ale go rozwiązuje w duchu chrześcijańskim. Warto więc, aby jak najliczniejsze rzesze emigracyjne, z młodzieżą na czele, poddały się prawdzie tego rozwiązania, pod wpływem wrażeń scenicznych utworu J. Zawieyskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji