Artykuły

Skiz

Wystawiona w Domu Kombatanta przez "Teatr Nowy" z Londynu trzyaktowa sztuka Gabrieli Zapolskiej "Skiz" jest komedią obyczajową francuskiego typu (Zapolska - jak wiadomo - przez pewien czas była aktorką scen paryskich). Czyli, że urok jej polega przede wszystkim na błyskotliwym dialogu, iskrzącym się od "esprit", od opadających jak cięcie szabli świetnych powiedzonek i aforyzmów, przykrywających żartobliwą formą i nonszalanckim tonem swą istotną głębię. Personaże sztuki nie rozwiązują żadnych problematów kosmicznych, nie są symbolami wielkich idei, lecz są żywymi ludźmi, wyciągającymi logiczne wnioski z faktów i posiadającymi każdy swoją specyficzną psychikę. Gdy zjawia się po drodze problem poważny - a w sztuce, przeznaczonej dla publiczności myślącej, bez nich się obejść nie może - autorka zarysowuje jedynie kontury, zaś pogłębienie pozostawia widzowi.

Przeniesiona z paryskiego salonu do i polskiego dworu ziemiańskiego z pierw szych lat 20-go wieku, akcja "Skiza" bynajmniej nie czuje się tam nieswojo: pokrewieństwo kultur polskiej i francuskiej jest zbyt bliskie. Ludzie - i i meble - są w tym samym stylu. Wymienienie nazwisk Watteau, Boucher, Musset - nie tylko nie razi, lecz raczej dodaje kolorytu lokalnego.

"Skiz" to nie same tylko jednak kartezjańskie roztrząsania rozumowe. Brzmi w nim nuta serdeczności, dogłębnego przeżywania, szczerość porywów właściwa naszemu, polskiemu charakterowi narodowemu, stanowiąca jego charakterystykę. Dlatego, choć komedia Zapolskiej nie porusza żadnych wielkich zagadnień, wystawienie jej najzupełniej się da usprawiedliwić. Czyż mamy dzień i noc dumać nad kryzysem państwowym i interpretować Konstytucję? Czy nie jest nawet doradzane przez lekarzy - odrywać się czasem od polityki światowej i spędzać parę beztroskich godzin na roskoszowaniu się pięknem polskiej mowy?

Piękno to podano nam według najlepszej recepty. Mili goście z Londynu grali świetnie; dowodem ich artyzmu - że byli "prawdziwi" Krystyna Dygat jest tak urocza, tak bezpośrednia, tak sympatyczna, że nikomu nie przyjdzie do głowy zakwestionować jej powodzenie u zblazowanego "Tola". Podobnie, każdy uwierzy Wojciechowi! Wojteckiemu, że go trapi reumatyzm (choć go oczywiście jeszcze nie ma), i zrozumie jego zaniepokojenie temperaturą 36,8. Ryszard Kiersnowski jako hreczkosiej, który jest jednak i człowiekiem dużej kultury - umiał nadać wiele barwności postaci "Witusia", przez Zapolska potraktowanej raczej pobieżnie.

A Maria Modzelewska? Modzelewska wcale nie grała. Arsenał środków ekspresji znakomitej artystki jest tak bogaty i tak różnorodny, że nie potrzebuje ona sięgać do pocisków dużego ka libra by wywołać pożądane wrażenie. Starczy ledwie zarysowany półuśmieszek, niemal nieuchwytny ruch ręki, prawie niedostrzegalna zmiana intonacji. Na scenie poruszała się nie aktorka Modzelewska, a sama Lulu.

Wygłaszając, przed podniesieniem kurtyny, parę miłych słów do publiczności paryskiej, Stanisław Belski, spiritus movens "Teatru Nowego", wyraził życzenie, aby nawiązany z nią kontakt zacieśniał się z czasem coraz bardziej. Pozwolę sobie - po opuszczeniu kurtyny - odpowiedzieć:

- Zapolska uczy nas w swojej sztuce, że "skizem", kartą bijącą wszystkie inne, jest przyzwyczajenie. Chcielibyśmy więc -i to jak najśpieszniej - przyzwyczaić się do oklaskiwania w Paryżu zespołu londyńskich dam i asów!

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji