Artykuły

"Most" J. Szaniawskiego

Dobra, a w każdym razie lepsza znacznie niż przedtem passa w pracy naszego teatru trwa. Mamy tu na myśli repertuar, inscenizację i grę przede wszystkim. Bo niestety, nie towarzyszy temu poprawa we frekwencji na każdej widowni, a co za tym idzie, nie tylko w kasie teatralnej i kieszeniach aktorów, ale i możliwościach realizacji co najmniej równie dobrych zamiarów na przyszłość. Teatr im. Słowackiego po eksperymentalnym "Grzechu" Żeromskiego, podjął się jeszcze innego ambitnego zadania. Wznowił przedwojenną sztukę Jerzego Szaniawskiego "Most".

Sztuki Szaniawskiego są dobrym teatrem, cokolwiek się powie o ich nieco przebrzmiałym symbolizmie, i są teatrem trudnym. Teatr im. Słowackiego, dając rzetelną pracę inscenizacyjną i aktorską, siłą rzeczy "Most" trochę spopularyzował, trochę wyjaskrawił, trochę nie do ciągnął. W tych warunkach, w jakich pracuje, inaczej być nie mogło. Wynika to jasno z oceny składników, które się złożyły na to widowisko.

Było ono przede wszystkim kilkakrotnym debiutem. Dekoratorka Halina Żeleńska ma tu na emigracji zaledwie dwie inne sztuki za sobą, i dopiero każdą następną przekonuje nas do swych umiejętności, pomysłowości i talentu. Minimalnymi środkami wywołuje pożądane wrażenie, stwarzając otoczenie wymagane przez sztukę i jej powiedzmy pół, czy ćwierć debiut udał się w stu procentach. Jej zajazd przewoźnika ma atmosferę starego zabytku i rybackiego domostwa. Wynik swój osiągnęła bynajmniej nie bogatymi środkami realistycznymi, ale syntezą konkretnych motywów, rozciągliwych jak harmonijka. Daje to duże możliwości dostosowania dekoracji do wielkiej sceny, choć lepiej może wypadają na małej, aniżeli na tak dużej scenie, jak w "praskiej" sali parafialnej St. Mary's Hall na Clapham Common, gdzie po raz pierwszy na terenie wielkiego Londynu pokazano "Most".

Debiutem, lub tylko półdebiutem, jeśli uwzględnić "wystawienie" jednej sztuki czytanej, była reżyseria Jadwigi Domańskiej, staranna, trafna, choć nie wszystkie nuty, odcienia, a zwłaszcza piana, zawarte w partyturze tekstu i w zamysłach inscenizacyjnych, były i mogły być wygrane przez zespół. Niewątpliwie jej wpływowi wypada przypisać lepsze niż kiedykolwiek przedtem kreacje ról przez kilku członków zespołu.

Mamy tutaj na myśli zwłaszcza rolę wykonaną przez p. Marię Arczyńską, która gestycznie i mimicznie odeszła od swych poprzednich chwytów, dając rzecz dobrze wycieniowaną i wykończoną, zwłaszcza w 3 akcie. Szkoda, że zapał scenicznej "narzeczonej" nie udzielał się jej partnerowi.

Również sylweta przewoźnika w wykonaniu J. Bzowskiego była wyraźnie postawiona, mocno scharakteryzowana, choć może na widzianym przez nas przedstawieniu niedostatecznie od wewnątrz wycieniowaną. Środkowa część 3. aktu była bezsprzecznie zanadto rozciągnięta. Po przerwie w grze z pewnością nie ma już tych niedociągnięć.

Wyjątkowo szczęśliwym powrotem na scenę teatralną, więc niejako powrotnym debiutem, był występ Janiny Jakóbówny, która po dłuższym niegraniu, bodaj od czasów Teatru Dramatycznego 2. Korpusu, wydobyła z roli Córki Przewoźnika zarówno akcenty ludowe, jak i dramatyczne. Przedstawicielem humoru w sztuce jest parobek Janek, którego W. Prus-Olszowski zagrał wyjątkowo zabawnie, z dobrą charakteryzacją i naturalną swadą komiczną, zyskując sobie wiele sympatii na widowni. Z przyjemnością śledzić można było grę Stanisława Kostrzewskiego w roli Nieznajomego, czy też po prostu agenta policji, świadczącą o nieprzeciętnych wartościach tego wytrawnego aktora, które zasługiwałyby na większe wyzyskanie w naszych teatrach dramatycznych. Potwierdzenie tego sądu można znaleźć w świetnej jego kreacji z "Wina, Kobiety i Dancingu".

Najsłabiej wypadł pełny debiut aktorski Z. M. Jabłońskiego w niemal największej roli w omawianej sztuce, mianowicie Syna Przewoźnika, architekta Tomasza. Gestycznie i pamięciowo rolę swą młody autor dramatyczny opanował na ogół dobrze, ale pod względem dykcji i interpretacji głosowej postać skrzywił, uczynił dziwnie antypatyczną i jak się to mówi w teatrze rolę "położył". To doświadczenie sceniczne może przyda się autorowi w jego dalszej pracy dramatopisarskiej i zapewne taką była intencja jego debiutu. Nie przypuszczamy, aby poszedł na scenę, pozazdrościwszy laurów takim postaciom angielskiego teatru, jak Noel Coward, który równie dobrze pisze, jak gra, czy też Peter Ustinow, który równie dobrze gra, jak pisze. Obecnie rolę tę objął p. Rewkowski.

Z tym głównym zastrzeżeniem obsadowym i z wskazanymi już niedostatkami w wydobyciu nastrojów i niedomówień Szaniawskiego, którego sztuki zwykły mieć jakby dwa plany, jeden zewnętrzny, widowiskowy i drugi wewnętrzny, niejako przeżyciowy, wystawienie "Mostu" należy skwitować z uznaniem. Zwłaszcza dlatego, że repertuarowo jest to rzecz stosowna dla widowni, dla której jest przeznaczona, i jest przez nią należycie przyjmowana. Nic dziwnego, daje ona bowiem widzom dramat odkupionej winy za popełnione przestępstwo, łączący w sobie sensację, głębsze wzruszenie i śmiech.

Przedstawienia teatralne urządzane coraz częściej w Clapham Common mają jeszcze swe inne wzruszające oblicze organizacyjno-społeczne. Odbywają się dzięki staraniom tamtejszego proboszcza polskiego, ks. kan. Stanisława Cynara.

O tym jak dba o życie kulturalne swoich parafian świadczy fakt, że tegoż wieczoru, kiedy dano tam "Most", mógł się poszczycić utworzeniem ostatnio w swej dzielnicy miasta aż trzech polskich działów bibliotecznych przy angielskich czytelniach publicznych. Jedynie, aby uszanować szczerze chrześcijańską, pokorę duszpasterza powstrzymamy się od porównywania jego sylwetki społecznej do którejś z bardziej popularnych postaci Żeromskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji