Artykuły

"Most" Szaniawskiego

Jest to sztuka o szczęściu utraconym bezpowrotnie. Nie można, powiada Szaniawski, zawrócić życia z jego drogi i nie można odzyskać tego co życie już przedtem wydarło. Człowieka, który usiłuje to uczynić spotka nie tylko klęska, ale i zemsta losu.

Los - oto istotny bohater sztuki Szaniawskiego. Wiara zaś w nieodwracalność losu niesłychanie zbliża "Most" do zasadniczej koncepcji tragedii greckiej. Stąd tyle jest tam dreszczu oczekiwania na nieuchronną "ananke", i tyle nieuchwytnej tajemniczości - nie tej, naturalnie z sensacyjnych romansów, ale o wiele przenikliwszej, odczuwanej zawsze, gdy zbliżamy się do konfliktów, których zwykłym ludzkim rozumem rozplatać nie zdołamy.

* * *

Gdzieś na brzegu jakiejś rzeki stał dom przewoźnika. Przez rzekę przeprawiali się podróżni zatrzymywali się w domu, jedli, pili, nocowali. Przywozili ze sobą tchnienie szerokiego świata i hojnie płacili za usługi. Przewoźnik rósł w znaczenie, rozgłos i bogactwa. Nad tą rzeką, w tym zakątku kraju, był kimś ważnym i szanowanym.

Później przyszły inne czasy - wicher przemian zmiótł epokę dyliżansów i promów. Na rzece stanął most, a samochody: przezeń przejeżdżające lekceważąco mijały niepotrzebny już nikomu dom-zajazd. Oczywista zbędność stać się miała początkiem dramatu przewoźnika, który nie umiał pogodzić się z losem. Pewnej nocy, gdy duża kra z hukiem płynęła po rzece - most runął. Kto zawinił: żywioł, czy - człowiek? A jeśli człowiek, to czyż istotnie kilku uderzeniami siekiery potraf i zawrócić los w dawne łożysko? Czy odnajdzie swe minione szczęście? Nie, po trzykroć nie! - odpowiada Szaniawski.

Równolegle do tej, niejako metafizycznej osi dramatu przebiega inna - oś sztuki współczesnej z miłością dwojga młodych, z ambicjami świetnie zapowiadającego się architekta z perypetiami jego pracy konkursowej, której z powodu zerwania mostu nie można wysłać do stolicy. Bezpośrednie sąsiedztwo dramatu i melodramatu, to inna znowu nauka Szaniawskiego: patrzcie, - zdaje się mówić - jak wśród naszych najpospolitszych spraw dzieją się rzeczy niezwykłe, życie bowiem jest mieszaniną tragedii i banału aby myśl tę wyrazić jeszcze jaśniej, stawia obok posągowego przewoźnika postać jego parobka Janka, poczciwego półgłupka o serdecznym uśmiechu.

* * *

Dwa debiuty znaczą premierę "Mostu" (oglądałem ją w Clapham Common na peryferiach Wielkiego Londynu), wystawionego przez Teatr Polski im. J. Słowackiego: reżyserski Jadwigi Domańskiej i aktorki Zygmunta Jabłońskiego (Tomasz, syn przewoźnika) . P. Domańskiej należy pogratulować pełnego sukcesu. P. Jabłońskiemu zdolnemu autorowi dramatycznemu, trzeba życzyć, aby poprawił swą dykcję - nawet najlepsza gra twarzy i gestów musi zawieść bez metalicznie czystego głosu.

Maria Arczyńska dała pełnią prawdziwiej kobiecości, pozornie przeciętnej - a jakże właśnie przez tę "przeciętność" trudnej - w postaci narzeczonej Tomasza, Druga rola kobieca: córka przewoźnika znalazła swą dobrą 'interpretatorkę w Janinie Jakóbównej. Stanisław Kostrzewski, agent policyjny i zwiastun gniewu losu, nie nadużył ponętnych akcentów demonicznych - był po prostu głęboko ludzki i... nieszczęśliwy.

Kluczowe postacie "Mostu": tragiczny przewoźnik i groteskowy Janek znalazły świetnych odtwórców w Józefie Bzowskim i Władysławie Prus-Olszowskim. Pierwszy doskonale uchwycił grę niedomówień i milczenia, tak samo ważną w tej sztuce co i słowa, drugi - przez chwilę nie zapomniał, że ma rolę wesołka w dramacie, a więc musi godzić niemożliwe, zdawałoby się, do pogodzenia sprzeczności.

Specyficzny nastrój domu nad rzeką znalazł swój wysoce trafny wyraz w dekoracjach Haliny Żeleńskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji