Artykuły

Kraków. Wystawa poświęcona Polańskiemu

W krakowskim Pałacu Sztuki zostanie dziś otwarta wystawa "Roman Polański. Aktor. Reżyser". O jej kulisach rozmawiamy z Leopoldem Rene Nowakiem, inicjatorem przyjazdu wystawy do Krakowa, reżyserem, aktorem, przyjacielem Romana Polańskiego. Wystawa będzie otwarta do 1 sierpnia.

***

- Wie Pan, Romek dzwonił 10 minut temu...

W związku z wystawą z łódzkiego Muzeum Kinematografii, która dzięki Panu przyjechała do Krakowa?

- Tak. Zabawiłem się i reżyseruję w ten sposób "film" z Romkiem w głównej roli. Od zeszłego roku trwały przygotowania. Niestety, władze Krakowa nie wsparły w żaden istotny sposób organizacji. Na szczęście odezwał się marszałek województwa małopolskiego, udzielając pomocy. Dziękuję też Pałacowi Sztuki, który bezpłatnie użyczył nam sal.

Jakiś czas temu mówił Pan, że krakowski przystanek wystawy, która odbywa globalne tournee, będzie szczególnie ciekawy. Dotrzymał Pan słowa?

- Nigdzie nie pokazano tak wielu elementów krakowskich, które wydobyłem ze swoich zbiorów. Będą to wyjątkowe zdjęcia z czasów naszej młodości czy prawdziwy unikat - obraz namalowany przez Romka.

Jakiego Polańskiego poznamy dzięki wystawie?

- Zobaczymy Romka od chłopaczka, który chodził do technikum górniczego, aż do wielkiego reżysera, którego nazwisko zna cały świat. Po raz pierwszy w Pałacu Sztuki spotkają się największe metropolie - Londyn, Paryż, Nowy Jork, Los Angeles. Do Krakowa przyjeżdża wszystko, co z Polańskim związane - zdjęcia, plakaty, archiwalia.

Kraków był istotnym przystankiem w biografii Polańskiego?

- Dał mu wszystko. Stworzył jako człowieka. Łódź dała mu zawód, fach. Ale to w Krakowie zaczęła się jego artystyczna przygoda. To tutaj po raz pierwszy, za moją zresztą namową, zagrał na deskach teatru.

Pamięta Pan pierwsze spotkanie z Polańskim?

- Miałem 13 lat, on 14. Spotkaliśmy się w radiu, gdzie odbywały się audycje dziecięce. Obaj przyjechaliśmy na rowerach. Potem zresztą należeliśmy do sekcji kolarskiej w klubie Korona.

Od razu go Pan polubił?

- Tak. Był niezwykle inteligentny, szalenie błyskotliwy, a zarazem żywiołowy, świetnie się z nim rozmawiało i spędzało czas. Długo byliśmy niemal nierozłączni, spotykaliśmy się codziennie, jeździliśmy na wycieczki, wszędzie nas było pełno. Pamiętam, że wyglądał na młodszego niż był w rzeczywistości. Mówiłem zresztą na niego "Pikuś". Kilka razy broniłem go nawet przed pobiciem. Było między nami podobieństwo wizualne. Być może dlatego gdzieś kiedyś przeczytałem o sobie, że jestem jego kuzynem (śmiech). To był fantastyczny kolega. I jest nim do dziś.

Kto kogo wciągnął do filmu?

- Zawsze lubiliśmy chodzić do kina. Romek pod wpływem obejrzanego filmu doznawał "rozdwojenia jaźni", po seansie stawał się np. Robin Hoodem, czy Hamletem. Wiele ról znał na pamięć, miał zresztą świetną pamięć. W tamtym czasie grałem już w teatrze, jemu to trochę imponowało, więc też próbował swoich sił na deskach. Potem dostałem główną rolę w filmie "Pierwszy start", wyjechałem na zdjęcia, Romek przejął wtedy po mnie rolę Gagatka w sztuce "Cyrk Tarabumba" w Grotesce. Zaprosiłem Romka na plan. Pamiętam, że przyjechał z Krakowa na rowerze, zrobił ponad 100 kilometrów, by zobaczyć, jak wygląda realizacja kina!

Czyli to Pan był wtedy gwiazdą?

- Można tak powiedzieć. Sam się utrzymywałem, grałem w teatrze, potem w filmach. Pojawiałem się na okładkach magazynów, pisano o mnie artykuły, ja również pisałem do prasy. Pamiętam, że kilka razy ojciec Romka stawiał mnie za wzór.

Jak reagował na to Polański?

- Chyba mi trochę wtedy zazdrościł. Był szalenie ambitny, zawsze lubił błyszczeć, był duszą towarzystwa. Pamiętam, jak chodziliśmy wspólnie na obiady. Ja zapraszałem go na fasolkę do baru Wisła, a on mnie do Wierzynka. Kiedy przychodził kelner, zamawiał drogie dania i mówił: "Panie Stasiu, rachunek, i proszę sobie dopisać dziesięć procent". Sumę regulował ojciec Romka.

Kraków pozostał szczególnym miejscem dla Polańskiego?

- Jest jednym miejscem na świecie, z którym coś go wiąże. Reszta jest przelotowa. Wzięło się to pewnie stąd, że do dwudziestego roku życia Romek często zmieniał miejsce zamieszkania, pomieszkiwał przez jakiś czas nawet u mnie. Pamiętam, jak w nocy przykrywałem go wielką pokrywą z kotła, żeby nie zmarzł.

A jaki jest dzisiaj?

- Romek pozostał Romkiem. Nigdy nie powiedziałem do niego "Roman". Jest wciąż młody duchem. Takim, jakim go zapamiętałem z przeszłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji