"Lekkomyślna siostra w Londynie"
Wystawienie "Lekkomyślnej siostry" Włodzimierza Perzyńskiego na scenie londyńskiej (Teatr im. Słowackiego) sprawiło nam przykry zawód.
Świetna ta sztuka jednego z najlepszych polskich komediopisarzy ma budowę.....niesłychanie prostą. Jak pocisk godzi w fałsz, w egoizm, w kołtuństwo. Jest monolitem satyry. Nie zostawia miejsca na wątpliwości i komplikacje. Więc musi bić w salę, jak pocisk. Tak było w Warszawie i poza Warszawą; dlatego tak kochali tę komedię najznakomitsi reżyserowie i artyści dlatego tak ją kochała publiczność; stąd tryumfalne powroty "Lekkomyślnej siostry" na afisz i zaliczenie jej do żelaznego repertuaru.
Premiera londyńska daleka była od poziomu. Odznaczała się niezgraniem zespołu i zupełnie wadliwym wystylizowaniem. Pyszny tekst Perzyńskiego bronił się, jak mógł, ale niestety chwilami nie on tylko wywoływał Śmiech na sali.
Sztuka szła w reżyserii dr. Kielanowskiego, przy dekoracjach i kostiumach p. A. Kruszewskiej, w obsadzie pp. Marczyńskiej (rola tytułowa), A. Iwanowskiej (kuzynka stara panna), Z. Ustarbowskiej (bratowa) oraz pp. A. Butschera (mąż), R. Ho pena (brat Janek), F. Karpowicza (brat Henryk) i J. Rymszy-Szymańskiego (amant bratowej).
Prawie każdy z artystów miał dobre, niektórzy - nawet zupełnie dobre momenty, ale nie czuło się ręki, która by z tego uczyniła cało&e. To też p. Arczyńska i p. Karpowicz dramatyzowali sobie, p. Butscher był po ludzku prosty - sobie, p. Iwanowska usiłowała być naturalna w papuzim przystroju, p. Hopen upozowywał się dla sali i własnej satysfakcji, a J. Rymsza-Szymański wykonał szarżę w ogóle poza zespołem. Jego dialogi z p. Ustarbowską (zresztą b. prawidłowo pojmującą rolę) wyglądały na zetknięcie się osób z dwu różnych sztuk.
Kostiumy i pasja stylizacji zawiniły bardzo. "Lekkomyślna siostra" rozgrywa się nie tak dawno, zaledwie przed 50-ciu laty, i ja np., a pewno nie na jeden, pamiętam jeszcze doskonale, jak się wówczas ubierano. Dobre były sukienki p. Ustarbowskiej (raził tylko widoczny eclair, zamiast zatrzasków), dobry żakiet p. Karpowicza i tużurek p. Butschera. Spóźnił się o 20 przynajmniej lat rajtroczek p. Hopena, a brązowa w żółte obszywki kreacja tualetowa p. Rymszy stanowiła zupełną fantazję, wzorowaną raczej na mundurach londyńskiego "undergroundu". Starej pannie należała się skromniutka suknia; do charakterystycznych rysów p. Arczyńskiej należało dobrać coś bardziej "do twarzy". Chyba się to tytułowej roli należało. I w ogóle komedia Perzyńskiego przy swojej dynamice i nieprzebrzmiałym problemie specjalnych podkreśleń kostiumowych nie wymaga. Byle zaznaczyć epokę (czyniła to nieźle dekoracja), a zresztą im prościej, tym lepiej.
Nie chciałem dla nikogo być przykry, ale przez szacunek dla teatru i Perzyńskiego trzeba prawdę powiedzieć.
Szczęśliwy będę jeśli w trakcie przedstawień niektóre błędy będą mogły być poprawione.
[data publikacji artykułu nieznana]