Artykuły

"Sami swoi"

W "Ognisku" w Londynie zespół p. Kielanowskiego gra sztukę Jerzego Pietrkiewicza: "Sami swoi". Dekoracje prześliczne, gra aktorów wspaniała, sztuka trywialna i mało oryginalna, zbyt uzależniona od wpływów literackich innych pisarzy.

Kurtyna się podnosi i widzimy okienko wyidealizowanej chaty polskiej, a przez to okienko osłonecznione malwy. Dekorator p. Smosarski idealizuje oczywiście chałupę, ale to jest naturalne i zrozumiałe, że emigracja w 10 roku tułaczki życzy sobie takiej idealizacji. Mickiewicz także idealizował Czombrów w Soplicowie. Zapytajmy się teraz, coby było, gdyby dekorator ściśle i konsekwentnie zastosował się do tekstu sztuki i do intencji autora. Poetyczność wsi polskiej musiała by zniknąć z dekoracji, a na scenie musiały by widnieć tylko jakieś śmiecie i okurki papierosowe, bo autor nie chce nam nic prócz brzydoty wsi polskiej pokazać.

Takim samym elementem pomagającym autorowi w zdobyciu sobie serc ludzkich jest doskonała gra aktorów. Rozmowy p. Modrzeńskiego z p. Ratschke są cudowne, gra pań Arczyńskiej, Butscherowej i Kraszewskiej wspaniała. Wszystko to nam przypomina, że Polacy są narodem najlepszych w Europie aktorów.

Przed przedstawieniem rozdawano panom z prasy recenzję napisaną przez samego p. Pietrkiewicza o jego własnej sztuce. Była to więc jak gdyby prarecenzja p. Pietrkiewicza napisana przed prapremierą p. Pietrkiewicza. Była bardzo dla tej sztuki pochlebna, wynikało z niej, że "Sami swoi" stanowią epokę w dziejach polskiego teatru i polskiej literatury. Ta prarecenzja ozdobiona była ponadto fotografią autora, aby nas ostatecznie przekonać, że p. Pietrkiewicz posiada nie tylko wzniosłą duszę i olbrzymi talent, ale także równie piękne ciało. Na fotografii istotnie widzimy młodziana, z głową przechyloną w bok i z mnóstwem natchnienia i melancholii w oczach, coś w rodzaju Ledy zmęczonej natarczywością łabędzia. Muszę przyznać, że te narcyzowe chwyty nie budzą we mnie uznania.

Pan Pietrkiewicz pisze o swojej sztuce: "ten dramat nie jest reymontowski, ani nie przypomina kolorowej atmosfery "Wesela" a potem powiada wzniosie: "Tytuł sztuki "Sami swoi", tłumaczy po części intencje autora: spójrzmy na tych ludzi obarczonych dotychczas symbolami literacko-politycznymi i odkryjmy w nich prawdę o własnym charakterze, o życiu wpisanym w krąg odwiecznego dramatu, gdzie żądza władzy rozbija się o ironię śmierci".

Wbrew tym samozachwytom stwierdzić należy, że "Sami swoi" nie wnoszą nic nowego do literatury, że składają się z wpływów Wyspiańskiego, wpływów Słonimskiego i wpływów Reymonta. Ponieważ każdy z tych pisarzy był czymś zupełnie innym, pierwszy wieszczem, drugi szmoncesiarzem i komediopisarzem, a trzeci wielkim realistą, więc też i utwór Pietrkiewicza pochodzący od elementów tak różnych należy do rasy kundlowatej. "Pomieś żida s kanariejkoj", jakby by powiedział mój przyjaciel Michał K. Pawlikowski. Z Wyspiańskiego wziął p. Pietrkiewicz całą postać Nawirskiego, który przypomina Czepca z "Wesela" i symbolikę wołania Staśka przez okienko chaty, ze Słonimskiego wziął to, co mu się zresztą najwięcej udało, karykaturę urzędnika Kukułki Wiśniewskiego, a z Reymonta całą resztę. Tylko u Reymonta, wielkiego, wspaniałego realisty, była wiosna i był zapach nawozu. U Pietrkiewicza ... wiosny zabrakło. Reymont był realistą, i jego realizm był silny, mocny, autentyczny, Pietrkiewicz jest tylko trywialny.

Sam Pietrkiewicz zestawia się, jak widzimy, z Wyspiańskim i Reymontem. Jest to zarozumiałość wołająca o pomstę do Boga, zarozumiałość, która musi wywołać odruch niechęci do autora. Zestawiałbym natomiast! Pietrkiewicza z innym pisarzem emigracyjnym, mianowicie Budzyńskim, który także oczywiście Wyspiańskim nie jest, ale dystans Wyspiański-Budzyński jest taki sam, co dystans Budzyński-Pietrkiewicz. W swoim "Spotkaniu", a raczej w dwóch pierwszych jego aktach, bo akt trzeci był nieudany, dał nam Budzyński mnóstwo spostrzeżeń oryginalnych, a tryskających swoją artystyczną prawdą, dał nam istotnie mnóstwo rzeczy nowych, wyrosłych z własnego daru obserwacyjnego. Pietrkiewicz nawet nie umywa się do Budzyńskiego. Pietrkiewicz wbrew temu, co sam o sobie myśli i pisze w swoich auto-recenzjach, nie ma krzty oryginalności, a jest tylko chorobliwie zarozumiały.

Mam nadzieję zresztą, że ta recenzja zachęci Polaków do odwiedzenia "Ogniska". Niech biegną na sztukę Pietrkiewicza i niech mi przyznają rację, że dekoracje są prześliczne i gra polskich aktorów jest tak wspaniała, że nawet z rzeczy bardzo słabej i mało oryginalnej potrafi zrobić widowisko, na którym się siedzi z największym zainteresowaniem. Pójdźcie, a zobaczycie naprawdę doskonałą, wyśmienitą grę aktorów. Poza tym najsłabszy jest w sztuce Pietrkiewicza akt I pierwszy, lepszy drugi, najlepszy trzeci. Sztuka jest niewątpliwie pozbawiona wszelkiej oryginalności, lecz gdyby ktoś skroił operetkę z motywów Offenbacha, tobyśmy na takiej operetce siedzieli z przyjemnością, a niektórzy z nas nawet by nie poznali, że to jest wzięte z Pięknej Heleny, a tamto z Orfeusza. Podobnie jest i ze sztuką Pietrkiewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji