Artykuły

Lucyndo, Lucyndo

Tu leży Bielawski, szanujcie tę

ciszę,

Bo jak się obudzi, komedię napisze.

Takim, położonym za życia, nagrobkiem uczcił kolegę pisarza niewyparzony Kajetan Węgierski. Czytam w "Wielkiej encyklopedii powszechnej" że Józef Bielawski (1729-1809) "był przedmiotem drwin w literackim świecie Warszawy". Nie szkodzi- Mickiewicz też był przedmiotem drwin tego samego .świata. Dopiero kiedy wybrał emigrację... Ale czytam też że komedią Bielawskiego "Natręci" zainaugurowano scenę narodową w r. 1765. Nie byle co.

Marian Hemar obudził Bielawskiego. A ponieważ* "Natręci" nie byli pomysłem oryginalnym, lecz przeróbką z Moliera, przerobił ich z kolei po swojemu, w 200 lat później. Niewiele chyba zostało z pierwotnego tekstu. I o to właśnie co zostało mam trochę pretensji do Hemara. O tę sarmacką rubaszność niektórych dowcipów; o ten rechot na widowni w "Ognisku". Rozumiem satyryka i humorystę Hemara, że nie mógł się oprzeć sarmatyzmowi. Ale nie rozumiem Hemara-poety.

Bo "Piękna Lucynda" jest spektaklem poetycznym i romantycznym. Więcej w tej komedii tonów Marivaux niż Moliera. Ale z drugiej strony może właśnie w tym spotkaniu romantyzmu i rubaszności jest coś szalenie polskiego.

Całe przedsięwzięcie było niesłychanie ambitne. Pomyśleć tylko - polski "musical'". Na biednej emigracyjnej scenie. "Nie wierzycie że to cud?" - Nie wierzymy. To po pro stu rezultat talentu! ciężkiej pracy reżysera, znowu talentu i znowu pracy aktorów, natchnienia dekoratora i wielu innych realnych czynników. Wspólne dzieło polskich artystów.

Od kogo zacząć? - Chyba ód tytułowej Lucyndy. Pani Irena Delmar wygląda ślicznie w stylowych strojach. Nie podejmuję się oceniać jej śpiewu, bo nie znam się na tym; ale cała osoba, z gestem, głosem i mimiką jest urocza. I taka właśnie ma być piękna Lucynda.

Jej partner, Wiesław Skoczylas, miał rolę trudniejsza niż to się wydaje. Łatwiej być dziś na scenie, lub na ekranie, psychopatą, mordercą czy wykolejeńcem - niż amantem. A już zwłaszcza takim co pisze wiersze i śpiewa. Biała peruka i atłasowy frak nic tu nie pomogą gdy talentu mało. Skoczylas jest bardzo atrakcyjnym "jeune premier".

Komedia ma swoje prawa. I swoje obowiązki. Panowie Roman Ratschka i Stanisław Zięciakiewicz tworzą dwie sylwetki natrętów; umyślnie przeszarżowane, karykaturalne; ale utrzymane w stylu epoki. Henryk Vogelfaenger, jako stryj-ramol, może zanadto groteskowy, ale to wynika z roli. Urocza jest Krysia Podleska - w partii chłopca. Jej "vis comica" jest siłą której trudno się oprzeć. Byle tylko nasza gwiazdka nie wpadła w manierę "między kociakiem a hajduczkiem". Bo taka maniera może skończyć każdą karierę. Ryszard Orłowski mi zaimponował. Trudno uwierzyć, że w ciągu tygodnia - by zastąpić chorego nagle Mieczysława Malicza - nauczył się roli i zagrał ją z taką swobodą. Pokazał że jest aktorem z prawdziwego teatru.

Pani Włada Majewska, to osobny fenomen. Kiedy w pewnej chwili, poważnie i dobitnie, mówi do Lucyndy. "...gdy zobaczysz ciotkę swą, to jej się kłaniaj" - wtedy mamy ochotę naprawdę się jej nisko pokłonić. Aktorsko, a także interpretacją piosenek króluje nad całym zespołem. Nie obrazi się może na mnie pani Włada jeśli napiszę że patrząc na nią w tych krynolinach i robronach zobaczyłem nagle Ćwiklińską w "Zemście" - 35 lat temu. Zupełnie inna ale tak samo stylowa.

Stanisławowski styl wprowadza na tę scenę "Ogniska", ozdobioną cyfrą królewską, pani Lola Kitajewicz. Zwłaszcza gdy tak pięknie mówi strofy muzy Talii, dedykowane królowi niewidocznemu w swej loży. Coraz bardziej żałuję że nie jestem krytykiem muzycznym i nie potrafię opisać fachowo Hemarowych piosenek. "Lucyndo, Lucyndo!', "Namiętna wdówka" i może najbardziej "Kobieta się waha" są wokalną biżuterią.

Strona wizualna w takiej sztuce z metryką sprzed 200 lat jest chyba równie ważna jak tekst i muzyka. Nie byłoby tego spektaklu bez zachwycających dekoracji i strojów projektu Tadeusza Orłowicza. Inne ważne elementy, to uszycie tych kostiumów - Jadwiga Matyjaszkowa, światła - Feliks Stawiński, i przede wszystkim akompaniament fortepianowy pani Marii Drue, odbierającej brawa w stylowym fraczku z żabotem; nastroje na gitarze Wygrywał B. Edward. Beno Koller nie zawiódł jako organizator przedstawienia.

Widziałem kilka lat temu w teatrze "Mermaid" komedię muzyczną z tej samej epoki: "Lock up Your Daughters" według libertyńskiej sztuki Fieldinga. Była doskonale wystawiona przez Bernarda Miles'a i zrobiła potem karierę na West-Endzie. Szkoda że nasza "Lucynda" nie może zrobić kariery w Teatrze Wielkim. Uroda widowiska, jak uroda kobiety, nie jest jednak sprawą wymiarów, ale -proporcji. Piękne proporcje są sekretem czaru "Pięknej Lucyndy". Jeśli emigracyjny teatr Z.A.S.P.U zdobył się, dzięki "szaleństwu z metodą" Hemara i Kielanowskiego, na wystawienie takiej sztuki - to znaczy że ten teatr ma przed sobą czas przyszły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji