Artykuły

„Tramwaj zwany pożądaniem” Tennesse Williamsa

TEATR Polski ZASP w „Ognisku Polskim” w Londynie wystawił sztukę głośnego autora amerykańskiego Tennesee Williamsa Tramwaj zwany pożądaniem. Spolszczył ją Eugeniusz Cękalski (1906–1952), zmarły już wybitny reżyser i teoretyk filmowy. Wersję tę wyreżyserował L. Pobóg-Kielanowski. Od razu powiedzieć należy, że przedstawienie to wypadło jak najlepiej. A zadanie bynajmniej nie było łatwe. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że ta czwarta z rzędu sztuka Williamsa wystawiona była już w r. 1947 na Broadwayu i w tej wersji przeniesiona została przez Laurence Oliviera do Aldwych Theatre w Londynie, z Vivien Leigh w roli głównej. Miała też ona i inne wersje w Anglii. Obeszła właściwie wszystkie stolice europejskie, a w Paryżu można ją było widzieć na przełomie 1949/50 roku w Theatre Edouard VII w adaptacji francuskiej Jeana Cocteau i z Arletty [właśc. Léonie Bathiat – ETP] w roli Blanche du Bois.

Polski teatr emigracyjny wziął się więc do sztuki niewątpliwie uchodzącej za bardzo reprezentacyjną dla nowoczesnego teatru, ale już obciążonej sporą porcją tradycji scenicznej. Z drugiej strony Tramwaj zwany pożądaniem, przez swój realizm, niepohamowaną brutalność, zewnętrzne rozwichrzenie, jest jednocześnie sztuką bardzo plastyczną, dającą się reżyserowi formować i przekształcać na różne sposoby, Tak więc Vivien Leigh stworzyła w niej typ słabej blondynki, niemal bezwolnie wplątanej w tryby brutalnego życia, gdy Arletty wystąpiła jako zaborcza brunetka, z całą świadomością i logiką brnącą po drodze występku, wygrywającą swoją kliniczną mitomanię dla otoczenia się światem najpiękniejszych pozorów.

Wersja polska wykorzystując szczęśliwie warunki aktorskie Krystyny Dygat, poszła drogą pośrednią i mogła dać tej postaci, a pośrednio i całej sztuce bogactwo obu krańcowo przeciwstawnych ujęć. Rolę tę jej polska wykonawczyni będzie mogła niewątpliwie zaliczyć do swych największych dotychczasowych osiągnięć scenicznych. Z jej delikatnością i wrażliwością kontrastowała mocno postawiona postać Amerykanina polskiego pochodzenia, w oryginalnej wersji dumnego zarówno ze swej przeszłości, jak i teraźniejszości, Grał ją Jerzy Kawka, b. aktor Teatru Narodowego, w Warszawie, który „wybrał wolność”, wnosząc, duże wartości aktorskie do teatru emigracyjnego. W ujęciu swej roli musiał przemykać się między Scyllą nieokrzesanego brutala i Charybdą sprytnego chama, bo takie dylematy stawia coraz częściej nowoczesny autor teatrowi, i wybrnął z tej trudnej sytuacji odkupując trochę tę szkodę dla dobrego imienia polskiego, jaką mogły wyrządzić wszystkie poprzednie jej ujęcia przez takich aktorów, jak Bonar Colleano czy Yves Vincent.

Doskonale sekundowała dwóm pierwszym postaciom i reszta zespołu, zwłaszcza Ewa Suzin w roli Stelli, siostry Blanche, uległej porywom miłosnym Stanleya. Dotychczas Suzin nie miała sposobności do udanego popisu w tak dużej roli. Zofia Conrad w roli sąsiadki Eunice jeszcze raz potrafiła dać dobrze zarysowaną postać charakterystyczną. Była interesująco ucharakteryzowana, podobnie jak i mąż jej Steve, przyjaciel Stanleya, Iberoamerykanin w wykonaniu Romana Ratschki. Rolę drugiego przyjaciela i partnera do kart i wypitki, a jednocześnie nieporadnego kandydata do ręki Blanche odegrał z całą naturalnością Edward Chudzyński jako Mitch.

Szczególnie trudne zadanie miał twórca całej oprawy dekoracyjnej, Feliks Fabian, który musiał się odciąć od ustalonego na innych scenach schematu dekoracyjnego, i dał dekoracje bardzo odpowiednie do atmosfery sztuki, a zarazem dostosowane do warunków małej scenki klubowej. Udatną ilustrację dźwiękowo-szmerową ułożył Jerzy Kropiwnicki, unikając łatwego przeładowania i hałaśliwości.

Przedstawieniem tym Teatr ZASP na emigracji chlubnie spełnił – choć z rocznym opóźnieniem – drugi punkt zapowiedzianego programu repertuarowego, polegającego na przyswojeniu polskiej scenie głośnej sztuki współczesnej. Że wybór padł na sztukę o nazbyt [? – ETP] przyjemnym wątku – to rzecz inna. W porównaniu do następnych utworów tegoż autora Tramwaj…, wygląda jak bajeczka rysunkowa Walt Disneya – jak napisał ostatnio znany krytyk filmowy L. Mosley – więc trudno narzekać. Pierwszym punktem programowym teatru Zaspowego było wystawienie sztuki polskiego autora emigracyjnego, czego też już doczekaliśmy się. Pozostał niewykonany punkt trzeci: wystawienie sztuki autora krajowego, która by nie mogła być zagrana w kraju. Nie wątpimy, że wcześniej lub później doczekamy się i spełnienia tej zapowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji