Artykuły

Iwona w salonie

Nowa premiera warszawskiego Teatru Studio: Gombrowiczowska "Iwona, księżniczka Burgunda"

Bywalec to ulubiona postać Ewy Bułhak. Gdy kilkanaście miesięcy temu reżyserowała ona w warszawskim Teatrze Studio "Mizantropa", akcję klasycznej Molierowskiej komedii umieściła w "salonie warszawskim" połowy lat 90. Jej bohaterami stali się wtedy nowobogacze, przedstawiciele świeżej, neokapitalistycznej elity. Z Alcesta uczyniła młodego inteligenta, zbuntowanego wobec towarzyskiej koterii.

Inscenizując "Iwonę, księżniczkę Burgunda", Bułhak stosuje podobną technikę. Po raz kolejny opowiada o konsumentach i salonowych bywalcach. Książę Filip - gra go, podobnie jak niegdyś Mizantropa, Wojciech Malajkat - jest tutaj przedstawicielem "bananowej" młodzieży, jeździ luksusowym japońskim motocyklem, ubiera się w eleganckie garnitury. Jego matka, królowa Małgorzata (Anna Chodakowska), przypomina z kolei żonę biznesmena. Nosi wyzywające i niedopasowane sukienki oraz ogromną blond perukę.

W tym świecie każda czynność ma jasno skonkretyzowany cel, każda z postaci ogrywa wyraźnie określoną rolę. Bułhak akcentuje jedną z deklaracji Cypriana: "Jesteśmy młodymi mężczyznami! Funkcjonujmy więc jak młodzi mężczyźni! Dostarczajmy roboty klechom, aby i oni mogli funkcjonować! To kwestia podziału pracy". Używając modnych pojęć, należałoby zatem powiedzieć, że Cyprian (Omar Sangare) jest "profesjonalistą". W skrupulatny sposób wykonuje postawione przed nim zadania. Jego zachowanie jest znamienne; także pozostali bohaterowie są tutaj "profesjonalistami". Mówiąc krótko - oni robią swoje, realizują konkretny plan. Jedni są młodymi mężczyznami, inni klechami, wszyscy egzystują w obrębie pewnej kulturowej konwencji. Żyją, nie związani żadnymi konkretnymi relacjami. Ich uwagę przykuwa wyłącznie najbliższe otoczenie.

Bułhak pokazuje w swojej "Iwonie" rozmaite porządki. Funkcjonują one, podobnie jak postaci, w oderwaniu od siebie. Z jednej strony mamy tu XVIII-wieczne peruki, z drugiej - japoński motocykl. Równocześnie reżyser stawia znak równości między Gombrowiczowską formą a nowobogacką sztampą. Królewski dwór, w oryginale wcielenie formy, przedstawia jako gromadę nuworyszy.

Rzecz jasna, w tym świecie pojawia się także buntownik. Nie staje się nim jednak Iwona. W dramacie tytułowa bohaterka stanowi opozycję dla królewskiego dworu. Jej bierność to w jakimś sensie wyraz buntu. W przedstawieniu ta relacja traci swą jednoznaczność. Po pierwsze, dlatego że wszelkie związki pomiędzy postaciami są tu niejednoznaczne. Po drugie, ponieważ Iwona (Maria Peszek) nie jest aż tak enigmatyczna i bierna, jak w tekście Gombrowicza. Ewa Bułhak przydaje jej sporą ilość cech szczegółowych. Bohaterka jawi się jako rozkapryszone dziecko, szybko podejmuje wspólną zabawę z Filipem i Cyrylem. Po trzecie, Iwona nie stanowi tu opozycji dla dworu, gdyż Król i Królowa w niczym się od niej nie różnią. To zwykli, przeciętni ludzie, którzy jedynie "udają" królewską parę. Bułhak z satysfakcją podkreśla fakt, że Ignacy w jednej z ostatnich scen krzyczy do Małgorzaty. "Umyj się, kocmołuchu, wyglądasz jak nieboskie stworzenie".

Prawdziwym buntownikiem jest tutaj książę Filip. Miłość do Iwony to wyraz jego sprzeciwu wobec normy, wobec zasad konsumpcji. Pyta: "Dlaczego ma mi się podobać tylko łacina? A brzydka nie może mi się podobać? Gdzież to jest zapisane? Gdzież jest takie prawo, któremu ja miałbym ulegać, jak bezduszny narząd, a nie jak człowiek wolny". Bunt Filipa ma oczywiście tylko połowiczny charakter, wynika z mody, podobnie jak norma stanowi pewną kulturową konwencję. Ostatecznie jednak książę w wyrazisty sposób podkreśla swoją odrębność. W finale przedstawienia, inaczej niż u Gombrowicza, nie klęka przed ciałem Iwony, lecz zmęczony kładzie się na ziemi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji