Artykuły

(Nie) wielki teatr świata

"Krew" jest chyba najczęściej powtarzanym słowem w dramacie Juliusza Słowackiego: krwią się płacze, farbuje, karmi, maże się nią twarz, krwią się widzi, syci, broczy... Przenika ona język postaci, jest symbolem losu ludu Wenedów, skazanych na klęskę przez bezlitośnie ciążące nad nimi fatum. Pogański świat "Lilli Wenedy" jest brutalny, niebezpieczny i okrutnie ironiczny.

Przedstawienie Wiktora Rubina i Bartosza Frąckowiaka rozgrywa się w sterylnie czystej przestrzeni. Akcja przeniesiona została ze świata przedchrześcijańskiej Słowiańszczyzny do współczesnego kurortu SPA. Dziką i niebezpieczną naturę skał, lasów i burz zamieniono w jej marną i tandetną, ale bezpieczniejszą imitację. Żywioł wody został zamknięty w basenie z prysznicem, ziemia ograniczona do sadzawki z borowiną otoczonej gładziutką wykładziną, a góry i lasy namalowano na kiczowatej tapecie okalającej scenę z trzech stron. Nie dopuszcza się tu żadnej formy nieładu. Każde zaburzenie tego "raju na ziemi" zostaje szybko naprawione: rozlana woda natychmiast wytarta, rozrzucone ręczniki poskładane. Krew i okrucieństwo nie są prawdziwe - wdzierają się do tego świata jedynie poprzez język. Fikcja została spiętrzona. Dramat Słowackiego stał się szkicowym scenariuszem "teatru improwizacji", jak nazywa się niekiedy gry fabularne. Bohaterowie przedstawienia okazali się znudzonymi klientami SPA grającymi w RPG.

Funkcję Mistrza Gry objęła Roza Weneda (Katarzyna Kaźmierczak) - to ona rozpoczyna spektakl wykrzykując "prolog" i zarysowując sytuację sceniczną. Od tej pory oglądać będzie akcję z bocznego balkonu - najpierw bezpośrednio, potem na małym ekranie zawieszonym w jej "centrum dowodzenia". Ona również informuje o upływie czasu wyznaczając etapy-akty gry, aż do finalnego okrzyku "koniec". Jest bezlitosnym dyktatorem: ubrana w mundur, skanduje wszystkie kwestie, wykonując przy tym faszystowskie gesty. To nadzorca świata scenicznego - niczym reżyser, Wielki Brat czy bóg tworzący swój "teatr świata" - tyle że niewielki, bo ograniczony do rozmiarów prawdziwej sceny teatralnej i kilku zaledwie postaci - bynajmniej nie alegorycznych?

Innego boga poza Rozą Wenedą w tym spektaklu nie ma - choć jedna z postaci to ksiądz (Jacek Labijak), a na scenie cały czas znajduje się figura Marii Panny, są to tylko puste znaki sakralności, które szybko odlepiają się od swego pierwotnego znaczenia i wpasowują w nachalnie sztuczny świat sceniczny. Pozbawiona rąk figura Marii Panny potrzebna tylko na początku, potem przestawiana jest z kąta w kąt - służy, na przykład, za wieszak na mokre ręczniki. "Święty" Cwalbert staje się wyluzowanym księdzem prowadzącym pielgrzymkę; porzuca sutannę, by wskoczyć na scenę z megafonem, w krótkich spodenkach i koszulce. Potem przychodzi do Lechitów w białym garniturze, z drogim winem w ręku. Świetnie odnajduje się w sytuacji, zawsze opowiadając się po stronie silniejszych.

Wiara, która w dramacie jest jednym z kluczowych tematów, tu zniwelowana została do nic nieznaczących gestów. Nawet śluby, które składa Maryi Lilla Weneda (Katarzyna Misiewicz) obiecując zachować czystość do śmierci w zamian za możliwość uratowania ojca, ograniczają się do niechętnego kiwnięcia głowy i wyszeptanego "tak". Długa przysięga bohaterki dramatu zamieniona została na pieśń pozbawioną słów, a wraz z nimi mocy magicznej. Wobec tego złamanie ślubu nic ją nie kosztuje i nie zmienia losu bohaterów.

Prolog i początek pierwszego aktu przedstawienia odbywają się na widowni. Roza Weneda zajmuje miejsce na balkonie i na wszystkich spogląda z wysokości, podkreślając swoją uprzywilejowaną pozycję. Lilla Weneda i Gwalbert rozmawiają ze sobą, stojąc po dwóch stronach widowni. Panuje atmosfera spisku. Światła rozbłyskają ukazując scenę, a na niej beztroską zabawę Gwinony (Marta Kalmus) i Lechona (Cezary Rybiński) w basenie przy dźwiękach granej na żywo piosenki "Easy" ("Like Sunday Morning") w aranżacji Faith No More.

W ten sposób przedstawione zostają dwie, skrajnie różne, strony konfliktu: spiskujący w mroku Wenedowie i beztroscy, leniwi Lechici. Jednak ten ostry kontrast między nimi zmniejsza się ze sceny na scenę, aż w końcu zanika. Wszyscy wkraczają w jedną przestrzeń, a podział postaci na dwa wrogie obozy: zachowawczy konserwatyści Wenedowie kontra postępowi liberałowie Lechici wydaje się sztuczny. W obrębie scenariusza RPG nie tworzą oni wiarygodnych psychologicznie postaci. Nie naturalizują poetyckiego języka Słowackiego - wręcz przeciwnie - przyjmują go, a czasem nawet podkreślają w ramach stylizacji świata gry. Jednak grany przez nich "teatr improwizacji", niczym psychodrama odsłania wewnętrzne problemy graczy. W kreowanych : przez nich postaciach istnieją wyraźne pęknięcia. Na scenie zamiast heroicznych czynów oglądamy więc zmagania z nudą, bezideowością i kompleksami.

Pojawienie się na scenie Derwida (Ryszard Ronczewski) i Lelum i Polelum (Maciej Konopiński) mąci sielankę domu Lechitów i stopniowo rozsadza pozory beztroskiego szczęścia. Gwinona - z założenia okrutna, bezwstydna i pewna siebie intrygantka - w przedstawieniu, choć nie traci tych cech, nabiera innego wyrazu. Jej główną bronią nie jest siła charakteru, a seksapil, który eksponuje przy każdej okazji. Okrucieństwo w stosunku do Derwida nie jest spowodowane względami politycznymi, ale jego obojętnością wobec jej zalotów. Gwinona rozbiera się do naga, a widząc obojętność Derwida każe wydłubać mu oczy (co przewrotnie zaznaczone jest przez zdjęcie ciemnych okularów). Również dalsze próby uwodzenia nie przynoszą zamierzonego efektu, co wywołuje coraz wymyślniejsze kary. Jednak okrucieństwo Gwinony to tylko poza. Jej działanie ma na celu jedynie wzbudzenie zainteresowania męża (Arkadiusz Brykalski) - wyraźnie znudzonego i zmęczonego jej histeryczną naturą. Dlatego nawet wtedy, gdy Gwinona dowiaduje się o pojmaniu Lechona przez wroga, próbuje uwieść Lecha. Mówiąc, by szedł w bój i uratował syna, ściąga mu spodnie. Jest w jej postawie jakieś niepokojące rozdarcie - między egoizmem, potrzebą miłości i bliskości, a uczuciami macierzyńskimi. Lech jednak i tym razem odrzuca ją i brutalnie przywołuje do porządku.

Wejście w świat Lechitów przeorganizowuje, obnaża i zmienia również Wenedów. Derwid - początkowo pewny siebie mężczyzna -pod wpływem tortur - zmienia się w biernego, zdezorientowanego starca. Natomiast Lilla nie ma w sobie nic ze szlachetnej bohaterki poświęcającej życie dla ojca i ojczyzny. Wygląda bardziej na bojowniczą terrorystkę, niż na bezbronne, skore do poświęceń dziewczę. Ubrana w bojówki i bluzę, włosy ma związane w kucyk. Uratowanie ojca zdaje się być jej kolejną misją, którą podejmuje z uśmiechem. Śluby czystości traktuje natomiast jako niezbędny warunek przystąpienia do gry. Okazuje się przy tym genialnym strategiem. Przejmuje taktykę Gwinony i zdobywa przychylność Lecha eksponując swoją atrakcyjność: najpierw robi mu masaż, potem rozpina przed nim bluzkę.

Bracia Lelum i Polelum połączeni zostali w jedną postać cierpiącą na rozdwojenie jaźni. Raz dominuje Lelum. innym razem Polelum -w zależności od sytuacji. Problemy psychiczne postaci nie kończą się jednak na rozmowach z samym z sobą - jej dominującą cechą jest zakompleksienie. Lelum Polelum wchodzi na scenę w staroświeckim, granatowym garniturze z wełnianą kamizelką pod spodem i czapką przypominającą trochę nakrycie głowy listonosza. W ręku trzyma książki związane sznurkiem. Wygląda jak uczeń sprzed stu lat. Jest zastraszony - chowa się za ubranym w elegancki, nowoczesny garnitur pewnym siebie ojcem i z ukrywanym podziwem patrzy na swobodnego Lecha. Jego rozdarcie ujawnia się dopiero w scenie uwolnienia ojca. W dramacie polega ono na odcięciu włosów starca od konaru drzewa, na którym został zawieszony i jest popisem sprawności młodzieńca. W przedstawieniu natomiast zamienia się w akt profanacji rodzicielskiego autorytetu, w którym chłopak wyzwala się spod jego władzy. Zamiast siekiery Lelum Polelum dostaje nożyczki. Nie mogąc się zdecydować, przerzuca je z ręki do ręki. jakby go parzyły. W końcu podchodzi do siedzącego bezsilnie Derwida i zaczyna markować, że obcina mu włosy, niczym w salonie fryzjerskim. Znajduje w tym działaniu źródło rosnącej radości - nietykalny ojciec pokonany przez Lechitów przestaje być dla niego symbolem ciemiężącej siły, a staje się po prostu ośmieszonym starcem. Na koniec chłopak zakłada na głowę ojca damską perukę z długimi włosami. Derwid - symbol obozu tradycjonalistów, zostaje więc ośmieszony, ale nie przez swych przeciwników, a przez własnego syna, który częściowo wyzwala się spod jego władzy. Dzięki temu Lelum Polelum ma też odwagę uwieść Lillę, co we wcześniejszym wcieleniu byłoby niemożliwe. Rodzeństwo spotyka się nad brzegiem basenu. Ich symboliczny akt seksualny odbywa się w wodzie - stojąc obok siebie trzymają się za ręce, a Lilla wykonuje sugestywne gesty - nie ma wątpliwości co do tego, że złamała ślub czystości. Akt ten, choć dokonuje się w świecie spiętrzonej fikcji, jest nadal - zgodnie z zapisanymi w dramacie-scenariuszu gry - kazirodztwem, które, o ile w świecie Prasłowian nie budziło kontrowersji, to według dzisiejszego kodeksu moralnego jest niedopuszczalne. Gracze muszą zdawać sobie z tego sprawę, być może więc wykorzystują fikcję świata RPG do spełnienia swoich najskrytszych pragnień...

Dwie opisane powyżej sceny uznać można za specyficzny proces inicjacji Lelum Polelum, pociągającej za sobą degradację ideałów, z których się wywodzi i powodującą rozdarcie wewnętrzne postaci na wyzwolonego z wszelkich zasad Lelum i uwięzionego w ciasnym systemie Polelum, przypominającego o sobie co jakiś czas.

W kontekście zatarcia się różnic między wrogimi stronami, bitwa wydaje się zupełnie bezsensowna. Jest ona jedynie wynikiem konsekwentnej realizacji scenariusza gry. Przybiera formę symboliczną -mężczyźni podchodzą do stojących w głębi sceny instrumentów (perkusja, gitara elektryczna i basowa, mikrofon) i wykonują drapieżny utwór przypominający piosenki z płyty Powstanie warszawskie zespołu Lao Che. Potem emocje opadają, a gracze zdają się zupełnie obojętnie ciągnąć akcję do końca. Przedstawiciele dwóch obozów siadają naprzeciw siebie i wypowiadają przypisane im kwestie czekając na finał. Śmierć postaci przybiera ironiczną formę "połączenia z ziemią", czyli wejścia do basenu z borowiną. Każdy czeka na swoją kolej, ściąga buty i udaje się do zbiornika. Bez łez, bez rozpaczy, metodycznie. W tym działaniu widoczna jest ulga - choć zaczynając grę bohaterowie zobowiązali się uczestniczyć w niej do końca, tak naprawdę dawno stracili już na to ochotę. Dlatego po zakończeniu wybuchają nagłą radością. Lelum Polelum (czy raczej gracz odtwarzający jego rolę) wychodzi z basenu, podstawia mikrofon stojącej w tyle sceny figurze Matki Boskiej i zaczyna śpiewać piosenkę "lt'saMan's, Man's, Mans World" Jamesa Browna. Po chwili dołączają do niego inni - z ironicznym zachwytem wskazują na "śpiewającą" postać Bogurodzicy, podziwiając pozorowany cud - jedyny możliwy w tym świecie - oscylujący między zabawą a profanacją. Jednak ich radość nie trwa długo. Na scenę wbiega Roza Weneda i krzycząc "koniec" przypomina, że to jedynie ona posiada władzę zakończenia gry. Jest to też ironiczny komentarz do słów śpiewanej piosenki: w tym pozornie męskim świecie o wszystkim decyduje kobieta...

Spór ideologiczny między liberalnymi, nowoczesnymi i wyzwolonymi Lechitami, a tradycjonalistycznymi, konserwatywnymi i pobożnymi Wenedami możnaby w prosty sposób przełożyć na obecną sytuację polityczną w Polsce. Również ksiądz-kameleon kojarzy się ze znanymi z mediów kontrowersyjnymi duchownymi (Jankowski). Jednak taka kategoryzacja postaci dramatycznych i proste przełożenie wydarzeń na współczesne realia polityczne byłyby raczej mało twórcze i przestawałyby interesować już w momencie rozpoznania. Twórcy przedstawienia na szczęście nie poprzestali na powierzchownym "teatrze politycznym" a sięgnęli głębiej. Spektakl pokazuje więc proces tworzenia takich podziałów w świadomości społeczeństwa kształtowanego przez media. W gruncie rzeczy obie strony konfliktu są tak samo znudzone, a szukając rozrywki - zaczynają grę. Możliwość oglądania wydarzeń scenicznych jednocześnie na żywo i na ekranie telewizora ujawnia wybiórczość kamery i fragmentaryczność ukazywanego przez nią świata, co z kolei jest już o krok od możliwości manipulacji. Dzieje się tak na przykład podczas symbolicznych scen tortur zadawanych Derwidowi. Kamera rejestruje każdy grymas twarzy starca, któremu tak naprawdę j nie jest zadawany żaden ból. Jego zbolałe oblicze zostaje jednak wyeksponowane. Kamera jest więc z jednej strony narzędziem opresyjnym - jak strażnik rejestruje i wymusza bezsilność więźnia; z drugiej manipuluje percepcją widza tworząc wiarygodny obraz cierpiącego człowieka. W związku z tym rodzi się pytanie: co tak naprawdę możemy dowiedzieć się za pośrednictwem mediów. Publiczność jest w tym spektaklu cały czas dezorientowana - wszystko, co się jej pokazuje, już za moment zostaje podważone, obnażając i kompromitując skłonność do prostej kategoryzacji świata.

Idąc tym tropem, właściwym tematem spektaklu okazuje się symulacja. Postaci egzystują w pułapce nawarstwiającej się fikcji - na scenie teatralnej, w sztucznym "raju" ujarzmionej natury (czyli kurorcie SPA), w wyobrażonej przestrzeni RPG i na ekranie telewizora. Pytanie o rzeczywistość istnieje tu jedynie na zasadzie zaprzeczenia. Równie problematyczna staje się tożsamość postaci - grających, oglądanych i rejestrowanych. Ich niejasną kondycję intensyfikuje bezideowość, są jedynie pionkami w sporze, który tak naprawdę wcale ich nie interesuje. Skupieni tylko na sobie, traktują grę jako chwilową rozrywkę, a tworząc postaci RPG wykorzystują stereotypowe schematy. Jednak nawet tak potraktowane role szybko zaczynają im zawadzać. Porzucają je więc, ujawniając jednocześnie tkwiącą w nich pustkę i małostkowość.

"Lilla Weneda" Rubina stara się ukazać kondycję współczesnych Polaków oderwanych od korzeni i zachłyśniętych nowoczesnością. Ideały to jedynie efektowna poza, a spór o nie to sposób na zabicie nudy. Polityka staje się "teatrem improwizacji" RPG - z zewnątrz na pozór autentycznym, w środku bezsensownym.

Czy to diagnoza słuszna? Nie wiem. może trochę zbyt radykalna. ale na pewno ciekawa i dająca do myślenia. Można odrzucić tak pesymistyczną wizję świata, ale na pewno nie można jej zbagatelizować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji