Artykuły

Notatka T-RO/03/2009

Krzysztof Lubczyński w tekście "Kac po wyklaskiwaniu" rozprawił się z mitem "osławionego bojkotu". "W dokumentalnym filmie "Herosi i komedianci", nakręconym na okazję 90. rocznicy powstania ZASP, padają z ust dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie Jarosława Kiliana znamienne słowa. Wspominając o wyklaskiwaniu ze sceny aktorów, którzy nie przyłączyli się do bojkotu telewizji po 13 grudnia 1981 r., lub wykazali zrozumienie dla decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego, stwierdził, że być może wielu się tego dziś wstydzi. Wyklaskiwania rzecz jasna. Otóż to - chciałoby się powiedzieć, acz prawdopodobieństwo owej skruchy jest wątpliwe. [...J Podczas niedawnych uroczystości z okazji rocznicy ZASP [...] obecny prezes Krzysztof Kumor przepraszał Kazimierza Kaczora za niesprawiedliwe oskarżenia, jakie spotkały go w związku z głośną sprawą utraty pieniędzy ZASP. Szkoda, że podczas tej uroczystości z niczyich ust nie padły przeprosiny skierowane do kolegów, których zaszczuwano w stanie wojennym w imię wolności i Solidarności. Dobrze jednak, że Jarosław Kilian dostrzegł ten problem. [...] Cokolwiek by nie powiedzieć o stanie wojennym, czy PRL, "Solidarność" nie udowodniła wtedy, że jest tolerancyjna, że pozwala innym na własne poglądy". No tak, generałowie postępowali łagodniej: ludzi o odmiennych poglądach jedynie internowali. ("Trybuna" nr 1/2009).

Atmosfera prób bywa często daleka od wymagań kultury wysokiej. Czasem zdarza się cud. Janusz Gajos opisuje atmosferę prób "Romulusa Wielkiego" prowadzonych przez Krzysztofa Zanussiego: "To jest styl bardzo elegancki, poparty dobrym słownictwem, wszystkie uwagi mają początek, środek i koniec. Wszystkie znaki przestankowe we właściwych miejscach. Natomiast my, poddani olbrzymim dawkom emocji na scenie, kiedy porozumiewamy się ze sobą, idziemy na skróty, używamy nawet stów, które ogólnie uważa się za obelżywe. Mówimy wtedy: Panie Krzysztofie, proszę się nie gniewać, my sobie tak porozmawialiśmy, żeby dojść do porozumienia, i już jedziemy dalej*". Reżyser kontrował: "Zapewniam, że na nasze próby mogą przychodzić wycieczki gimnazjalne". Uprzejmość reżysera chyba jednak aktorom nie pomogła. ("Gazeta Wyborcza" nr 8/2009).

Sceną marszałkowską stał się, dotąd miejski, Teatr Praga w Warszawie (siedziba w Fabryce Trzciny), scena funkcjonująca nie wiadomo dla kogo. Dyrektor Bogumiła Michalska komentowała: "Jako scena impresaryjna sami musimy starać się o pieniądze, a pomoc miasta była niewielka. Gorzej już być nie może". Te małe pieniądze od miasta to tylko 2,8 min zł. Dla porównania granty dla dwunastu warszawskich teatrów niezależnych w roku 2008 wyniosły 2 min. Czy ktoś pamięta jakąś premierę w Teatrze Praga? Pewnie mało kto, ale widocznie dobrze płacą, skoro prawie trzy miliony ledwo starczą...

Cezary Domagała, reżyser przedstawień dla dzieci, dokonał rzeczy niezwykłej. Jednego dnia, 30 stycznia, odbyły się dwie premiery w jego reżyserii. Pierwsza, o godzinie 13.00 w Sali Kongresowej - "Podróże Maciusia", przygotowane na zakończenie akcji "Zima w mieście", z udziałem ponad setki dzieci; druga, o godzinie 19.00 w Teatrze Rampa - "Pinokio, czyli muzyczna opowieść o dobrym wychowaniu". Premiery nałożyły się, bo wcześniej ustalane terminy uległy przesunięciu. Oba przedstawienia Domagała już kiedyś wystawiał, więc było łatwiej. "Podróże..." powstały w dziesięć dni: "Czy jest możliwe, by zgrać na scenie tyle postaci, nauczyć ich piosenek, przygotować układy choreograficzne i zrobić trwającą ok. półtorej godziny fabularną całość?" - pytał retorycznie reżyser stachanowiec. Jak zwykle, najważniejsza jest dobra organizacja pracy. ("Zycie Warszawy" nr 24/2009).

Po premierze "Sztuki dla dziecka" w Teatrze Jeleniogórskim radny miejski Cezariusz Wiklik, zdemaskował przyczynę upadku polskiego teatru. Jego zdaniem "Teatr Jeleniogórski wszedł w sieć tak zwanej spółdzielni, grupy twórców zarabiających spore pieniądze na produkcjach w teatrach lokalnych. - 180 tysięcy miała kosztować najnowsza produkcja Teatru Dramatycznego im. Norwida. Kiedy okazało się, że tyle pieniędzy nie będzie, twórcy zadowolili się niższą kwotą. Jest to grupa kilkunastu młodych osób, które się nawzajem wspierają i rozprowadzają. To młodzi reżyserzy, wycinający zgniliznę starego, tradycyjnego teatru, i kilku krytyków. Mają też wsparcie w Ministerstwie Kultury. Funkcjonują w ośrodkach lokalnych, gdzie krytyków i znawców teatru jest niewielu - mówi radny. - Oni też powodują, że z teatru znika klasyka, bo nie mają na jej wystawianie pomysłu. Nie szukają pracy w dużych ośrodkach, bo tam nikt nie chce ich nowatorskich pomysłów. Nagły przypływ sympatii do jeleniogórskiej sceny w środowisku teatralnym według mnie z tego między innymi wynika". Czy jest na sali prokurator? (www.jelonka.com, 6 lutego 2009).

Ryszard Ostapski - niezależny teatrolog, mieszka w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji